sobota, 9 września 2017

Rozdział 49 - Chcesz powiedzieć, że... jesteś w ciąży?

Wychodzę z apteki i zerkam na wyświetlacz telefonu. Do autobusu mam jeszcze siedem minut. Tym razem nie biegnę, tylko idę szybszym krokiem, bo powinnam zdążyć. Teraz, gdy mam to, po co przyjechałam, nie zależy mi już tak bardzo, aby wrócić w trybie natychmiastowym do Santa Rosa.
Nagle rozlega się dzwonek mojego telefonu. Mama dzwoni. Oj, tak. Potrzebuję jej teraz. Odbiorę.
- Halo?
- Esperazno - odzywa się Clara. - Jak się czujesz? Tata mi o wszystkim powiedział. Jesteś nadal u Tomasa? Mogę do ciebie przyjechać?
- Jest dobrze - odpowiadam. - Nie jestem już u niego, ale mogę do ciebie przyjechać.
- Lepiej będzie, jeśli to ja cię odwiedzę. Powinnaś dużo odpoczywać. Zaraz u ciebie będę.
- Mamo, nie znajdziesz w klasztorze - oznajmiam.
- W takim razie, gdzie? - dziwi się.
Co mam zrobić? Chyba powiem jej prawdę. Przecież kiedyś i tak musiałaby się dowiedzieć... No chyba, że okazałoby się, że to tylko fałszywy alarm, to po co mam ją niepotrzebnie denerwować?
- Szczerze? Nie mam bladego pojęcia. Wsiadłam w pierwszy lepszy autobus i odjechałam jak najdalej tylko mogłam.
- Coś się stało? - pyta zatroskana.
Jest moją mamą. Ma prawo wiedzieć.
- Opowiem ci wszystko, ale nie przez telefon. Przyjadę do ciebie. Za jakieś pół godziny powinnam być.
- Dobrze. Czekam na ciebie kochanie.

Pukam do drzwi. Nie czekam długo. Clara otwiera od razu, tak jakby stała zaraz za drzwiami i tylko czekała na moje pukanie.
- Hej - rzucam przechodząc do salonu.
- Cześć - uśmiecha się do mnie. - A gdzie masz habit?
- Zostawiłam go w klasztorze. Nie mogłam w nim załatwić tego, co musiałam. Z resztą zaraz sama się dowiesz.
- Ykm, oczywiście - przytakuje zmieszana. - Napijesz się czegoś? Kawy, herbaty?
- Poproszę wody - mówię.
Idziemy do kuchni. Siadam przy stole i patrzę jak mama nalewa mi wody do szklanki. Stawia ją przede mną i zajmuje miejsce na przeciwko mnie.
- Jest tata i Pedro? - pytam.
- Nie. Tata nie wrócił jeszcze z pracy, a Pedro nocuje dzisiaj u Loli.
- To nawet lepiej. Nie wiem, czy odważyłabym ci się o tym wszystkim powiedzieć, gdyby któryś z nich tutaj był - stwierdzam. - Nie chcę, żebyś mnie źle zrozumiała, bo bardzo ich kocham i ufam im, ale to co chcę ci powiedzieć jest dla mnie bardzo trudne i mam problem, żeby w ogóle o tym myśleć, a co dopiero komuś powiedzieć...
- Spokojnie, nie denerwuj się - łapie mnie za rękę. - Wiesz, że jestem twoją mamą i możesz mi powiedzieć o wszystkim?
- Wiem. Dlatego też do ciebie przyszłam - wzdycham. - To wszystko zadziało się tak nagle. Znaczy, nie do końca, bo jakieś oznaki tego pojawiały się już od kilku tygodni, ale ja je ignorowałam, bo nawet nie pomyślałam, że mogło mi się to przytrafić. Dopiero dzisiaj, trzy godziny temu na to wpadałam. Poczytałam trochę w internecie i wszystko się zgadza... Znaczy, nie mam jeszcze stu procentowej pewności, ale wszystko na to wskazuje...
- Kochanie, przepraszam, ale nie rozumiem. O czym mówisz? - patrzy na mnie z troską.
- Mamo... - czuję jak łzy spływają mi po policzkach. - Od jakiegoś czasu czuję się senna, szybko zmienia mi się humor, nie mam apetytu, mam mdłości i wymiotuję... No i nie mam okresu...
- Chcesz powiedzieć, że... jesteś w ciąży? - pyta.
- Nie wiem tego - wybucham płaczem. - Myślałam, że to przez ten natłok zmian czuję się tak, jak się czuję. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że przecież takie same są objawy ciąży. W ogóle na to nie wpadłam. Dopiero dzisiaj, jak zemdlałam, przyśniło mi się, że rozmawiałam z pewną osobą na ten temat... - urywam, bo nie mogę się już wysłowić.
- Spokojnie - Clara podchodzi do mnie i mnie przytula. - Czyli nie robiłaś jeszcze testu, tak?
- Nie - odpowiadam mocniej się do niej przytulając. - Właśnie dlatego nie mam na sobie habitu, bo jakby ludzie na mnie patrzyli, gdybym w habicie poszła do apteki i kupiła test ciążowy? Pojechałam w swoich ubraniach jak najdalej, żeby przypadkiem ktoś mnie nie rozpoznał. Mamo, to jest okropne. Dlaczego właśnie teraz? Chwilę po tym, jak przyjęłam święcenia i naprawdę zapragnęłam iść drogą bliżej Boga? - pociągam nosem.
- Przecież jeszcze nie wiesz na pewno - stara się mnie uspokoić. - Nie zdecydowałaś się zrobić testu. Może jest tak, jak mówisz i to wszystko to zbieg okoliczności? Może to tak naprawdę skutki tych wielu zmian w twoim życiu w tak krótkim czasie...
Clara wypuszcza mnie z ramion i podaje chusteczkę. Wycieram w nią nos.
- To byłby zbyt ogromny zbieg okoliczności - stwierdzam. - Czas również się zgadza. Ostatni okres miałam przed tym, jak... stało się to, co musi się stać, żeby kobieta była w ciąży - mówię speszona.
- Zrobisz test i wszystkiego się dowiesz. Na razie, możemy sobie tutaj tak siedzieć i gdybać, ale po co mamy się stresować? Idź do łazienki i go zrób.
- Nie wiem, czy jestem na to gotowa - oznajmiam.
- Zrobisz, jak uważasz, ale pamiętaj, że jeśli jednak okazałoby się, że będziesz mamą, to będziesz musiała pozmieniać wiele w swoim życiu, a czas będzie ci tylko działał na niekorzyść - głaszcze mnie po włosach. - Nie chcę, żebyś popełniła ten błąd co ja. Nie jesteś z tym sama pamiętaj. Masz mnie, tatę, Pedro...
- Ale nie mam osoby, której powinno w takim samym stopniu zależeć na tym dziecku, jak mnie - stwierdzam ponownie zanosząc się do płaczu.
Clara znowu przytula mnie do siebie. Oj tak, bardzo tego teraz potrzebuję.
- Mogłabym dzisiaj zostać u was na noc? - pytam. - Nie chcę wracać do klasztoru i ich wszystkich okłamywać.
- Oczywiście, że możesz - odpowiada. - Ale pamiętaj, że nikogo nie oszukujesz. Przecież sama jeszcze nie wiesz, jaka jest prawda.
- Co nie zmienia faktu, że czuję się okropnie. Ledwo co zostałam nowicjuszką i gdy będę musiała odejść, żeby zająć się dzieckiem ci wszyscy, którzy we mnie nie wierzyli będą z triumfem powtarzać, że mieli rację. Mamo, przecież to będzie straszne - denerwuję się. - Przecież tyle osób we mnie nie wierzyło. Wszystkim wydaje się, że moje wstąpienie do zakonu to tylko chwilowa zachcianka i zaraz mi to minie, a przecież tak nie jest. Ja Boga traktuję całkowicie poważnie i w życiu nie zdecydowałabym się na taki krok, gdyby mi na nim nie zależało. Zacznie się gadanie, że taka ze mnie nowicjuszka, która tak pilnowała ślubów czystości, że zaszła w ciążę...
- Ale czym ty się stresujesz? Najważniejsze, że sama wiesz, jaka jest prawda. Co cię obchodzi co pomyślą inni? Wszyscy, którym na tobie zależy zrozumieją, a całą resztą nie warto się przejmować. Spójrz na mnie. Gdybym się nimi przejmowała do tej pory nie odzyskała bym córki i po ciuchu cierpiałabym w zakonie modląc się o to, abym kiedyś mogła wyznać ci prawdę. Ludzie na pewno gadali, że rzuciłam zakon dla mężczyzny. Nie znają mojej historii i raczej nigdy jej nie poznają. Nie możesz na nich patrzeć, bo wtedy jeszcze zgubisz się gdzieś po drodze tak, że będziesz patrzyła tylko na to, czy w oczach innych nie wypadniesz źle, gdy będziesz chciała zrobić coś, na czym zależało ci od dawna i ostatecznie tego nie zrobisz, bo im by to nie odpowiadało.
- Ja wiem, że ty masz rację, ale nie umiem teraz myśleć o tym inaczej. Bardzo boję się tego wszystkiego.
- Domyślam się kochanie... - daje mi buziaka w czoło. - Może położysz się już spać? Nie jesteś zmęczona?
- W sumie jestem - przytakuję. - Po za tym, przydałby mi się sen. Odrobinę boli mnie głowa.
- W takim razie idź się wykąpać, a ja pościelę ci łóżko w pokoju gościnnym. Rozumiem, że mam ci również przygotować szklankę ciepłego mleka? - uśmiecha się do mnie.
- Tak, poproszę - odpowiadam.
- Tak jak za dawnych starych czasów.
- Dokładnie.
Wstaję od stołu i ruszam do łazienki. Związuję włosy w wysoką kitkę, gdy słyszę pukanie mamy, która przynosi mi piżamę. Przejmuję ją od niej i zamykam drzwi. Biorę szybki prysznic, a następnie kieruję się prosto do pomieszczenia, w którym mam spać. Kładę się do łóżka.
- Proszę - Clara stawia kubek na nocnej szafce.
- Dziękuję bardzo - unoszę kąciki ust.
- Śpij dobrze - całuje mnie w głowę. - Dobranoc.
- Dobranoc.

- Uspokój się, z Tomasem wszystko w porządku. Jest trochę oszołomiony po znieczuleniu, ale wstanie, gdy będzie mógł - uspokaja mnie Clara.
- Chcę go zobaczyć. [...]
- Zbieramy panią na porodówkę - do sali wchodzi pielęgniarka.
- Nie będę rodzić bez ojca.
- Szyjka macicy jest rozszerzona. Wykorzystajmy okazję, że nie ma pani skurczy.
- Ściągnijmy tu ojca - nagle odczuwam mocny skurcz.
Pielęgniarka nie zamierza mnie słuchać. Zabiera mnie na salę porodową.
- Nie mogę! - krzyczę.
- Możesz mamusiu.
- Teraz nie, bo nie ma ojca.
- Nieważne, później zobaczy dziecko.
- Jakie później?! - denerwuję się. - Przez dziewięć miesięcy powtarzano mi, że ojciec powinien pomagać przy porodzie i co teraz?
- Nie denerwuj się, ja ci pomogę - mama łapie mnie za rękę. - Jestem.
- Widziałaś go?
- Nie. Rozmawiałam z lekarzem, powiedział to samo, co Marcos.
- Obudził się?
- Nie wiem, nie widziałam go - odpowiada. - Teraz musisz zająć się dzieckiem.
- Oddychaj - nakazuje pielęgniarka. - Niedługo urodzisz, skurcze są bardzo częste.
Głośno krzyczę i prostuję się z bólu. Nagle czuję, że ktoś łapie mnie za rękę.
- Dasz radę kochanie.
Otwieram oczy. To on.
- Przyszedł - cieszę się.
- Trzeba wezwać położnika - słyszę siostrę.
- Oddychaj tak, jak na zajęciach jogi. Dziecko zaraz się urodzi, spokojnie - mówi do mnie Ortiz, gdy ja całuję go w usta.
(...)
- Spokojnie, już niedługo - powtarza Tomás.
- Nie dam rady.
- Dasz radę. Dla naszego dziecka.
- Nie dam rady, jest uparte tak, jak my. Ten uparciuch nie chce wyjść. Kochanie, mama dłużej nie da rady.
- Wyjdę, powinnaś zostać z Tomasem - mówi Clara.
- Jestem przy tobie, zostaniemy razem - zapewnia mężczyzna.
- Bądź silna - mówi do mnie mama, a następnie wychodzi.
- Dam ci znać - rzuca do niej Oritz. - Bądź silna, nasze dziecko już się rodzi.
Oddycham jak najgłębiej tylko mogę. Co chwila dostaję buziaka w policzek. Nagle do sali wchodzi położna.
- Przyj mocniej, jak tylko ci powiem - mówi. - Spokojnie, wszystko będzie dobrze. Pomożemy ci.
Łapią mnie za ręce i w momencie, gdy dostaję znać zaczynam robić to, o co zostałam poproszona. Okropnie boli, jednak nie poddaję się, bo wiem, że warto.
- Widzę główkę.
Krzyczę z całej siły, żeby choć trochę mi ulżyło. Gdy przestaję słyszę płacz.
- Wasze dziecko już jest.*

Budzę się. Ten sen... On był... Niesamowity... Łapię się za brzuch. Przecież ja mogę mieć wewnątrz siebie dziecko... To jest niebywałe... Nagle zapominam o wszystkich troskach, które miałam w głowie jeszcze przed zaśnięciem. Chcę dowiedzieć się, czy rzeczywiście jestem w ciąży. Muszę to wiedzieć. Jestem przekonana, że to, co mi się przyśniło, miało mnie zmotywować do zrobienia tego, co powinnam zrobić już wczoraj. Wstaję z łóżka i zaczynam grzebać w swoich rzeczach, żeby odnaleźć test. Jest, mam go. Ruszam do łazienki. Na korytarzu mijam się z mamą.
- Dzień dobry - wita się. - Jak się spało?
- Całkiem dobrze - odpowiadam. - Miałaś rację, powinnam zrobić ten test jak najszybciej - mówię. - Nawet jeśli prawda będzie okrutna, to przecież muszę ją poznać. Zostało mi mało czasu.
- Zamierzasz go zrobić teraz? - dopytuje.
- Tak - przytakuję. - Poczekasz przed drzwiami? - proszę.
- Oczywiście - odpowiada Clarita i podchodzi do mnie. - Pamiętaj, że cokolwiek by się nie okazało, zawsze możesz na nas liczyć.
- Bardzo was kocham.
- My ciebie też - daje mi buziaka w policzek.
Uśmiecham się do niej przez łzy i zamykam za sobą drzwi. Otwieram papierowe opakowanie i czytam dokładnie ulotkę. Okej, chyba wszystko rozumiem, ale na wszelki wypadek przeczytam jeszcze raz. Każde słowo dokładnie powtarzam w głowie tak, jakbym się bała, że jak zrobię jakiś nieodwracalny błąd. Odkładam kartkę i chowam twarz w dłonie. Co ja robię? To bez sensu. Jeśli miałam zrobić jakiś nieodwracalny błąd to popełniłam go trzy miesiące temu, a to, że przeczytam dokładnie to, co napisał producent tego nie zmieni. Muszę wziąć się w garść. Wyciągam test i stosuję się do zaleceń, które przed chwilą przeczytałam. Teraz trzeba odczekać kilka minut. To chyba najdłuższe kilka minut w moim życiu.

* - fragment odcinka 188 (w Polsce 174). Zmieniłam tylko formę tak, aby zamiast bliźniaków była mowa o jednym dziecku, aczkolwiek nie odbierajcie tego jako spoilera, czy czegoś w tym rodzaju 😉

Dzień dobry, dobry wieczór, cześć! Co sądzicie o rozdziale? Jak Wam się wydaje, Espe jest w ciąży czy to jednak tylko jeden, wielki zbieg okoliczności? Jeśli tak, to w takim razie co z Tomasem? Huhuh, nasuwa się tyle pytań... Jednak wydaje mi się, że już we wtorek wszystko się wyjaśni 😀

Widzimy się już w rozdziale 50 ♥

6 komentarzy:

  1. Świetny rozdział, mam nadzieję że Esperanza jest w ciąży, chociaż wizja rezygnacji Tomasa z kapłaństwa że względu na jej ciążę niezbyt mi się podoba. Wolałabym aby porzucił służbę Bogu bo dłużej nie może już bez niej żyć czyli z wielkiej miłości a nie z obowiązku. Pozdrawiam Kasia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję i bardzo się cieszę, że rozdział się podobał 😀

      Usuń
  2. Robi się gorąco! Świetny rozdział , z niecierpliwością czekam na rozwój sytuacji. Buziaki Camila!

    OdpowiedzUsuń
  3. Czyżbyś my zbliżali się do finału? Fajny i ciekawy odcinek. Mam nadzieję że dasz piękne zakończenie tej cudownej parze, bo kto jak kto ale oni na nie z całą pewnością zasługują! Pozdrawiam Julia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niedługo powinniśmy się tego dowiedzieć, hah 😄
      Dzięki!

      Usuń