Co mam teraz zrobić? Mam tego kogoś wpuścić? Przecież to nienormalne, że w taką burzę ktoś do mnie przyszedł. I skąd mógł wiedzieć, że tutaj będę? Przecież nie byłam tu od prawie roku, nie licząc tych kilku dni, gdy zdecydowałam się wrócić do La Merced, po czym z powrotem szybko wróciłam do Buenos Aires oraz tego dnia, gdy musiałam ukrywać się na strychu. Może Gilda komuś powiedziała? Jeśli tak, to na pewno nie stoi za drzwiami ktoś, kto chce dla mnie dobrze. Wszyscy mnie nienawidzą odkąd tylko zamknięto fabrykę, bo przecież to moja wina. Ci ludzie w ogóle nie przejęli się tym, że mogliby stracić życie. Umieraliby w przeogromnych męczarniach tak, jak moja mama, ale co tam. Dla nich ważniejsze są pieniądze.
Wychodzę na korytarz i po cichu, powolnymi krokami podchodzę coraz bliżej drzwi. Jak dobrze, że je zamknęłam, gdy moja kuzynka stąd wyszła. Wiedziałam, że to miasteczko już dawno przestało być dla mnie łaskawe.
- Proszę otwórz... - słyszę łamiący się głos. - Musisz tam być...
Coś mi podpowiada, że jednak powinnam chociaż sprawdzić kto to. Po głosie poznaję jedynie, że to mężczyzna. Więcej nie udaje mi się zidentyfikować przez deszcz, który z ogromną siłą uderza w okna.
- Kto tam? - pytam na tyle głośno, aby osoba stojąca po drugiej stronie mogła mnie usłyszeć.
- Esperanza?! Czyli tam jesteś? Boże, jak dobrze. To ja, Tomás. Proszę cię, otwórz mi. Nie każ mi tutaj dłużej moknąć.
Tomás?! Bez jakiegokolwiek namysłu przekręcam zamek i otwieram drzwi. Ku moim oczom ukazuje się Ortiz całkowicie przemoknięty. Od razu przesuwam się, żeby mógł wejść. Przechodzimy do salonu.
- Przepraszam cię. Przestraszyłam się - tłumaczę się. - Najpierw zaczęła się ta ogromna burza, zgasło światło, a potem usłyszałam pukanie do drzwi. Wiem, że ludzie mnie tutaj nie lubią, dlatego bałam się otworzyć.
- W sumie słusznie zrobiłaś.
- Dlaczego? - dopytuję. - A tak w ogóle, to co ty tutaj robisz?
- Spakowałaś wszystko co chciałaś? - rzuca jakby nie usłyszał moich pytań.
- No prawie.
- W takim razie kończ to szybko. Musimy jechać.
- Coś się stało? - pytam zdezorientowana. - To coś poważnego?
- Nie - odpowiada z westchnięciem.
- Przecież widzę. O co chodzi?
- Nic takiego.
- Jak to nic takiego? Pojawiasz się zupełnie nagle w moim domu w La Merced, w środku gwałtownej ulewy. Nie pytam, skąd mogłeś wiedzieć, że tutaj jestem, ale coś musi być na rzeczy skoro po tym, jak powiedziałeś, że zamierzasz trzymać się ode mnie z daleka, pojawiasz się tutaj.
- Pakuj się - rozkazuje.
- Nie zrobię tego, dopóki mi nie powiesz co się dzieje.
- Pereyra jest na wolności. Uciekł z więzienia. Turyści widzieli go, jak wsiada do busa, który jedzie właśnie do La Merced dlatego, gdy Joaquin powiedział mi, że tutaj jesteś wiedziałem, że to nie jest przypadek. Musimy stąd jak najszybciej jechać.
Nagle słychać odgłos otwieranych drzwi. Patrzę przerażona na Tomasa. Ksiądz przykłada palec do ust każąc mi w ten sposób być cicho. Jasne, nie ma problemu. Nie odezwę się ani słowem, ponieważ strach sparaliżował mnie prawie po całości.
Odgłosy kroków dobiegających z korytarza są okropne, a najgorsze w tym wszystkim jest to, że z każdą chwilą słychać je coraz lepiej, co oznacza, że osoba, która weszła do domu, jest coraz bliżej. Dlaczego nie zamknęłam drzwi po tym, jak wpuściłam tutaj Ortiza? No dlaczego? Przynajmniej nie ułatwiłabym temu mężczyźnie działania.
Tomás pokazuje mi ręką schody, które prowadzą na strych. Czyli powtarzamy ten sam plan działania, co ostatnio, gdy tutaj byliśmy? Dobra. Obracam się i staram się jak najszybciej, jak również, jak najciszej dotrzeć na miejsce.
- Żadne z was nie opuści tego pomieszczenia bez mojej zgody - słyszę nagle.
Obracam się. Zaraz za księdzem widzę sylwetkę wysokiego mężczyzny. Okropnie zaczynam się bać.
- Czego chcesz? - pyta Ortiz.
- Spokojnie, bez nerw. Przyszedłem tutaj, żeby porozmawiać z nią, nie z tobą - wskazuje palcem na mnie. - Więc mógłbyś nas zostawić samych.
- Nawet nie ma takiej opcji.
- Koleś, ładnie cię proszę, więc mógłbyś z łaski swojej stąd wyjść. Mam do pogadania z dziewczyną.
- A ja cię proszę, żebyś sobie stąd poszedł, bo nie zamierzam jej tutaj zostawić.
- Chwila moment... - rzuca podchodząc bliżej. - Czyż to nie najpopularniejszy ksiądz z Buenos Aires? Brat Maxima, Tomás Ortiz? Parafianie nie ucieszą się, gdy dowiedzą się, że ich ukochany księżulek randkuje z zakonnicą.
- Daj spokój.
- A ty - zwraca się do mnie. - Słyszałem, że udawanie nowicjuszki w klasztorze tak bardzo ci się spodobało, że postanowiłaś zostać tam na dłużej. Przyznam, że nie do końca w to wierzyłam, ale jednak. Chyba, że to przypadek, że akurat teraz masz na sobie habit, ale wątpię.
- Po co ci to wszystko? Uciekłeś z więzienia, musisz cały czas się chować. Z resztą i tak niedługo znajdzie cię policja. Naprawdę warto było uciekać?
- Żeby porozmawiać z Julią? Jak najbardziej. Jestem pewien, że mamy sobie wiele do powiedzenia - patrzy na mnie. - Nie powiesz mi, że tak nie jest. Nie chciałabyś wiedzieć na czyje polecenie zginęła twoja mama? Jak i kilkoro innych pracowników? Nie chcesz wiedzieć w jaki sposób to wszystko się stało?
- Ja to wszystko już wiem - odpowiadam pewnie.
- Ciekawe niby, kto mógłby udzielić ci takich informacji. Jeśli policja ci tak powiedziała, to niestety muszę cię zmartwić, aczkolwiek nie powiedzieli ci prawdy, bo jej nie znają.
- Dlaczego nagle miałbyś właśnie mnie to wszystko opowiedzieć? - pytam zagubiona.
- Bo żałuję tego co się stało i chciałbym móc, jak to wy mówicie w swoim kościelnym języku, odpokutować. A wydaje mi się, że opowiedzenie ci tego, co stało się naprawdę, będzie najlepszym sposobem.
Nagle w oddali słychać odgłos syren policyjnych. No tak, przecież Ortiz spodziewał się, że Pereyra tutaj będzie, więc na pewno od razu powiadomił mojego tatę.
- Chyba nie zdążycie sobie pogadać - rzuca Tomás.
- To przykre, że nawet nie chcecie dać mi szansy, a myślę, że byłoby naprawdę warto, ale skoro nie, to nie. Nie będę się prosił - wzdycha. - Jednak mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się zobaczymy - rzuca i wybiega z budynku.
Ksiądz od razu rusza za nim w pościg. Dopiero po chwili dociera do mnie, dlaczego. Przecież skoro przyjedzie po niego policja, to dobrze by było, jakby tu był. Wychodzę na ulicę przed domem całkowicie ignorując padający deszcz. Rozglądam się, ale nigdzie nie ma śladu ani po jednym, ani po drugim. Nie wiem, co mam teraz zrobić. Bez sensu będzie, jeśli pobiegnę ich szukać, bo nawet nie wiem, w którą stronę mogli pobiec. Chyba lepiej będzie, jeśli zostanę tutaj. Po za tym, zaraz ma przyjechać policja, a ktoś będzie musiał z nimi porozmawiać.
Wracam do środka i zaczynam szukać swojego telefonu. Leży na stole w kuchni. Zerkam na wyświetlacz. 12 nieodebranych od taty i trzy mniej od mamy. Martwią się o mnie. Muszę jak najszybciej do nich oddzwonić. Dlaczego zawsze jest tak, że gdy ktoś do mnie dzwoni, mam wyciszony telefon i tego nie słyszę, natomiast, gdy dźwięk powinien być wyłączony, bo jestem na przykład w kaplicy, to akurat wtedy, ktoś postanawia porozmawiać ze mną przez telefon i mój dzwonek niesie się po całym kościele dopóki nie skapnę się, że to właśnie mój? Achhh, szkoda gadać.
Wybieram numer taty. Odbiera praktycznie od razu.
- Esperanza, jak dobrze - mówi. - Gdzie jesteś? Wszystko w porządku?
- Jestem w domu, w La Merced. Nie do końca. Pereyra tutaj był.
- Nie zrobił ci żadnej krzywdy?
- Jak to? Tomás też jest w La Merced? Mówiłem mu, że ma nie przyjeżdżać.
- Widocznie cię nie posłuchał. Przyjechał chwilę przed tym, jak zjawił się Pereyra. Zdążył mi powiedzieć o co chodzi.
- Dobrze, w takim razie... - robi chwilę przerwy. - Wyjdź po nas na ulicę. Tak będzie najbezpieczniej. Lepiej będzie, jeśli nie będziesz teraz sama w domu.
- Jasne, już się robi - rzucam, po czym Jorge rozłącza się.
Zgodnie z prośbą mojego ojca wracam z powrotem na chodnik. W momencie, w którym przechodzę przez furtkę, pod dom podjeżdżają dwa radiowozy policyjne. Z pierwszego z nich wysiada mój tata.
- Dokąd pobiegli? - pyta.
- Nie mam pojęcia. Wyszłam na zewnątrz chwilę po tym, gdy Pereyra zaczął uciekać. Nie było już po nich śladu.
- Dobrze, w takim razie musimy przejechać się po okolicy - zwraca się do chłopaków z pracy.
- A mógłbyś ze mną zostać? - proszę.
- Boisz się?
- Nie o siebie. O Tomasa - oznajmiam. - Nie chcę być teraz sama. Tak w ogóle najchętniej wróciłabym już do Buenos Aires, do klasztoru.
Tata patrzy na mnie z żalem, po czym przytula mnie do siebie.
- Zostanę - zapewnia całując mnie w czoło. - Nie mógłbym cię zostawić.
- Dziękuję.
Nagle zza rogu wybiega Ortiz. Podbiega do naszej dwójki. Na jego widok od razu robi mi się raźniej. Jak dobrze, że nic mu nie jest...
- Gdzie jest Pereyra? - pyta go tata.
- Uciekł mi - mówi zdyszany. - Przepraszam, nie wiem jak to możliwe. Byłem cały czas tuż za nim, gdy nagle skęcił i jakby zniknął. Tak po prostu go nie było. Przepraszam - patrzy na mnie z żalem w oczach.
- Nie musiałeś za nim biec, nie musisz za nic przepraszać, ale skoro niewiadomo, gdzie się podział, najlepiej będzie, żebyście jak najszybciej wrócili do stolicy. Tomás przyjechałeś tutaj samochodem?
- Tak. Tutaj stoi. Możemy już jechać, nie ma sprawy.
- Pojadę z wami dla większego bezpieczeństwa.
- A co z moimi rzeczami? - dopytuję. - Tylko po to tu przyjechałam. Mogłabym je zabrać?
- Spakowałaś już wszystko? - pyta ksiądz.
- Tak.
- W takim razie ruchy. Bierzemy je i odjeżdżamy stąd jak najszybiciej - zarządza tata.
Wchodzimy ponownie do domu. Pokazuję mężczyzną, które walizki mają wziąć. Następnie wracamy na ulicę, Ortiz chowa moje rzeczy do bagażnika i wsiadamy do samochodu. Ruszamy.
- Proponuję, żebyś zamieszkała ze mną i z mamą dopóki nie złapiemy Pereyry - zwraca się do mnie Jorge. - Tak będzie najbezpieczniej.
- Cały czas słyszę, że "tak będzie najbezpieczniej". Jak ty to sobie wyobrażasz? Tato, ja zostałam nowicjuszką. Muszę mieszkać w klasztorze tak, jak reszta osób duchownych.
- Tomás też jest osobą duchowną, a mieszka w mieszkaniu, mam rację?
- Ale to jest zupełnie inna sytuacja. On jest... księdzem - biorę głębszy wdech.
- Wiesz, zawsze można porozmawiać z Joaquinem. Myślę, że gdy przedstawi mu się całą sprawę zrozumie i bez problemu pozwoli ci zamieszkać na jakiś czas z rodzicami.
Mówisz to tylko ze względu na moje bezpieczeństwo, czy stwierdziłeś, że dzisiaj za bardzo się do mnie zbliżyłeś i w ten sposób chcesz mnie jeszcze bardziej odsunąć?
- Naprawdę nie wydaje mi się, żeby to było konieczne. Pereyra nie zrobi mi krzywdy, gdy będę w klasztorze, razem z innymi siostrami. Przecież tam każdego dnia jest masa ludzi, nie odważyłby się.
- A w nocy? Nigdy nie wiesz, czy się nie zakradnie - rzuca tata.
- Zamykamy klasztor na noc. Po za tym, przez tak wysokie mury ciężko się zakraść. Wiem, co mówię, już nie raz próbowałam się wykraść i ciężko było - mówię. - Oczywiście robiłam to, pół roku temu, jak siedziałam tam z przymusu. Teraz już nie - dodaję po chwili.
- No, ale jednak udawało ci się to - wtrąca Ortiz.
- Skąd to wiesz?
- Widziałem cię kilka razy w miejscach, w których nie powinenem był widzieć nowicjuszkę.
- To w takim razie, co robił w takim miejscu ksiądz? - pytam. - Skoro nie powinno tam być nowicjuszki to księdza również.
- Mój brat uwielbia chodzić w takie miejsca - broni się.
- A z księdza jest nagle tak dobry brat, że ksiądz wszędzie z nim chodzi? No tak, przecież coraz rzadziej jest ksiądz w Santa Rosa, to przecież, gdzieś ksiądz się musi podziewać.
- Rzadko bywam w klasztorze przez nadmiar rzeczy, jakie muszę zrobić przed wylotem do Watykanu. Nie chodzę bawić się z bratem po klubach.
- Teraz może i tak, ale wcześniej?
- Esperanzo, daj spokój - prosi poddenerwowany.
- Ale to jest bardzo dobry temat. Nie myśli ksiądz, że to nie po bożemu tak okłamywać wiernych?
- Ja nikogo nie okłamuję.
- Doprawdy? - patrzę na niego. - Nie była bym tego taka pewna.
- Co masz na myśli?
- Nic ważnego. Taka tam, dorbnostka.
- Nie no, proszę, mów. Jak powiedziałaś A to powiedz i B.
- STOP! - mówi podniesionym głosem Jorge. - Zatrzymaj samochód!
- Dlaczego?
- Tam jest Pereyra - wskazuje dłonią leśną drogę.
Hej! Jak Wam się podobał rozdział? Spodziewaliście się takiego obrotu sprawy i to na dodatek prawie przed samym końcem? No i jak się Wam wydaje, Pereyra ma naprawdę coś do przekazania Esperanzie, czy to tylko kłamstwo? 🙈
Do zobaczenia ♥
Ale się porobiło! Fajny ciekawy rozdział, choć miałam nadzieję że Tomas przyjechał za Esperanza z innego powodu, no ale cóż pożyjemy zobaczymy. Mam nadzieję że ostatecznie i tak będą razem. Do zobaczenia we wtorek Camila.
OdpowiedzUsuńDziękuję. Cieszę się, że się podobał 😊
UsuńMusiałam nadrobić ostatnie rozdziały i muszę powiedzieć że jestem ciekawa jak zakończysz historię miłości tej cudownej pary, mam nadzieję że nas nie zawiedziesz i dasz tej parze szczęśliwe zakończenie bo kto jak kto ale oni na nie zasługują. Całusy Kasia.
OdpowiedzUsuń😄
Usuń