niedziela, 6 listopada 2016

Rozdział 29 - Nikt nie ponosi winy, nie przepraszaj, kochanie

- Ależ oczywiście, nie ma najmniejszego problemu - mówi matka przełożona. - Możesz tu zostać. Nawet, jeśli oczywiście byś chciała, mogę dać ci pracę.
- Naprawdę? - cieszę się. - To byłoby super.
- Tak. Mogłabyś pracować w naszym liceum jako nauczycielka matematyki. Co prawa, uczyłabyś tylko na zajęciach dodatkowych, nie na lekcjach, ale wydaje mi się, że to dobra praca, zawsze jakiś początek.
- Dokładnie - przytakuję.
- W takim razie, możesz zacząć już od poniedziałku. Pracę oczywiście, bo przecież nie wyrzucę cię na te kilka dni z klasztoru.
- Dziękuję, dziękuję, dziękuję - mówię. - Uratowałaś mnie, naprawdę. Z resztą już nie po raz pierwszy. Razem z moją mamą jesteśmy ci naprawdę za to wszystko wdzięczne.
- Cieszę się, że mogę ci w jakiś sposób pomóc. Najgorzej jest kiedy chcesz komuś podać pomocną dłoń, a nie wiesz, jak możesz to zrobić.
- No tak... - mruczę. - Pójdę już. Nie będę ci zabierała cennego czasu, bo pewnie masz dużo rzeczy na głowie - oznajmiam, a następnie opuszczam pomieszczenie.
Kieruję się w stronę pokoju ojca Tomasa, w którym to spędziłam ostatnią noc. Umówiłam się z nim, że gdy tylko uzgodnię wszystko z Concepción to przyjdę do niego i opowiem mu, jak potoczyła się ta rozmowa. Pukam kilka razy, po czym, gdy słyszę "proszę", wchodzę do środka.
- Zgodziła się? - pyta.
- Zgodziła - uśmiecham się. - Na dodatek dała mi pracę.
- Tak? To wspaniale. Co będziesz robić?
- Zostawać z uczniami na dodatkowych lekcjach matematyki. Co prawda, kokosów na tym nie zarobię, ale przynajmniej będę miała na życie, a później zobaczymy jak to wszystko się potoczy.
- Prawda. Może ojciec któregoś z uczniów będzie tak zachwycony nagłymi dobrymi ocenami z matematyki swojego dziecka, że postanowi się przejść do naszej szkoły, aby sprawdzić, kto się do tego przyczynił i postanowi zaproponować tej osobie posadę w firmie? Później ta osoba będzie dostawała awans za awansem aż w końcu wzbije się na sam szczyt? Założę się, że tak właśnie będzie.
- Dziękuję, że tak bardzo we mnie wierzysz - ponownie unoszę kąciki ust.
- A wtedy, gdy już będziesz na tym szczycie, wspomnisz moje słowa i pomyślisz "ten dziadowski ksiądz z Santa Rosa miał rację".
- Nie prawda - śmieję się. - Pomyślę "ten cudowny ksiądz, który tyle dla mnie znaczy, jak zawsze miał rację".
- Jeszcze zobaczymy.
- Dobra. To, gdy w końcu nadejdzie taki moment, to przyślę ci smsa, żebyś się przekonał, że to jednak ja dobrze mówiłam.
- W takim razie czekam - posłał mi słodki uśmiech.
To jak na mnie patrzy sprawia, że czuję jak nogi mi się uginają... Tak bardzo mi na nim zależy... Tak bardzo bym chciała, żeby to wszystko wyglądało zupełnie inaczej... ale nie może...
- Ekm, tak... - rzucam nieco speszona. - Pójdę już. Nie chcę ci przeszkadzać.
- Ty mi nigdy nie przeszkadzasz.
Och, proszę cię. Nie utrudniaj mi tego...
- Mam kilka rzeczy do zrobienia. Muszę się jakoś zorganizować... Rozumiesz?
- Oczywiście - odpowiada. - W takim razie do zobaczenia później.
- Cześć - rzucam i wychodzę z pokoju.
Stoję jeszcze przez moment w bezruchu przy drzwiach. Czy to co robię na pewno jest dobre? Czuję, jak po policzkach spływają mi powoli łzy. Lepiej się stąd ruszę zanim ktokolwiek to zobaczy...
- Esperanzo - słyszę nagle. - Cześć. Co ty tutaj robisz?
Zerkam w bok. To Beatriz. Podchodzi do mnie powoli. Po jej minie twierdzę, że rzeczywiście ucieszyła się z tego, że mnie widzi, ale tak właściwie, może tylko bardzo dobrze udaje?
- Cześć - witam się przecierając oczy. - Nie za bardzo mogę teraz rozmawiać. Pogadamy potem, dobrze? - rzucam i odchodzę najszybciej jak się da.
Nie chcę tu teraz być... Nie mogę tu teraz być... Przecież na każdym kroku mogę kogoś napotkać, a ja chcę być teraz sama... Nie chcę, żeby ktokolwiek widział mnie płaczącą. Wybiegam z klasztoru i przez dobre kilka metrów biegnę, aby tylko się od niego oddalić. Dopiero gdy dostaję zadyszki zatrzymuję się na chwilę, biorę kilka głębszych wdechów i szybszym krokiem idę przed siebie. W ten sposób docieram do pobliskiego parku. Przechodzę pomiędzy alejkami aż decyduję się w końcu usiąść na ławce stojącej w ustronnym miejscu.
Przecieram oczy. Nie chcę płakać. Naprawdę nie chcę. Najzwyczajniej w świecie chcę po prostu pobyć sama. Jednak jest coś, co sprawia, że rozklejam się niczym małe dziecko. Mężczyzna przytulający do siebie kobietę prowadzącą wózek. Tak bardzo chciałabym móc się kiedyś znaleźć w takiej sytuacji... Chciałabym założyć rodzinę z osobą, na której naprawdę będzie mi zależeć... Tylko, czy na kimkolwiek innym będzie mi zależało tak bardzo jak na Tomasie?
Es imposible vivir si no estas
Si pudiera tocarte
Y mis brazos amarte
En silencio poderte decir
Lo juro... Lo juro por Dios
Bendito tu cuerpo
Bendita esta sensación
Nadie tiene la culpa
No pidas disculpas amor
Te lo juro... Te lo juro por Dios...
To niemożliwe żyć, jeśli Cię nie ma
Gdybym mógł Cię dotknąć
W moich ramionach kochać Cię
W ciszy móc Ci powiedzieć
Przysięgam... przysięgam na Boga
Błogosławione Twoje ciało
Błogosławione to uczucie
Nikt nie ponosi winy
Nie przepraszaj, kochanie
Przysięgam Ci... Przysięgam Ci na Boga...
Dlaczego to akurat w jego ramionach muszę czuć się najbezpieczniej? Dlaczego to akurat jego uśmiech sprawia, że nogi mi się uginają? Dlaczego to akurat jego głos mnie uspokaja? Dlaczego to akurat jego dotyk sprawia, że drżę? Dlaczego to akurat jego usta stykające się z moimi sprawiają, że zapominam o wszystkim? Dlaczego... dlaczego to akurat on?
Boże, proszę. Pomóż mi. Spraw, abym przestała odczuwać do niego tak silne uczucie. Nie rozumiem, czemu wystawiasz go na próbę i na dodatek na mój koszt, ale nie muszę tego wiedzieć. Po prostu chcę, żeby to wszystko się już się skończyło... Mam dość...
Zaczynam płakać. Nie chcę, żeby to tak wyglądało... To, że nie mogę podejść do niego i normalnie z nim porozmawiać strasznie mnie męczy.
Panie, zostawię go w spokoju. Tylko musisz mi z tym pomóc, gdyż sama nie potrafię sobie z tym poradzić. Nie widzisz, że się staram? Robię wszystko co w mojej mocy, aby moje serce przestało czuć do niego coś więcej niż tylko przyjaźń... Nie wychodzi mi to...
- Esperanzo - słyszę nagle. - Tak właśnie myślałem, że cię tu znajdę.
Rozglądam się. Dostrzegam niedaleko Tomasa, który powoli do mnie podchodzi. Czy to jest jakiś znak? Boże, miałeś nie stawiać mnie w jeszcze trudniejszych sytuacjach. Prosiłam cię o to, żebyś mi pomógł, a nie jeszcze bardziej wszystko komplikował...
- Szukałem cię - oznajmia patrząc na mnie.
- Chciałam pobyć sama - rzucam.
- W takim razie przepraszam, że przeszkadzam. Myślałem, że kogoś potrzebujesz.
- Na pewno nie ciebie - stwierdzam oschle. - Wybacz, po prostu... Ekm, za dużo na raz. To dzieje się zbyt szybko... Ja nie daję rady... To mnie przerasta...
- Co cię przerasta? - dopytuje.
- Wszystko - wyszeptuję. - Pojawiłeś się tu tylko dlatego, że chciałeś mnie pocieszyć? - pytam.
- Właściwie to... - urywa na moment. - Chciałem ci o czymś powiedzieć...
- Tak? - zerkam na niego.
- To jest dla mnie bardzo trudne, ale... - zawiesza się.
Tomás unosi rękę na wysokość swojej szyi. Wyciąga z koszuli koloratkę. Zaciska ją mocno w dłoni i bierze głęboki oddech. Co? Czyli, że... Tak! Podnoszę się z ławki i przytulam się do niego. To się nie dzieje... On nareszcie jest mój? To już koniec cierpienia? Naprawdę...?
- Nie wierzę - mówię wypuszczając go z uścisku. - Nie wierzę w to co się dzieje.
- Nie dałaś mi dokończyć - rzuca.
- Tak, przepraszam - przytakuję z powrotem siadając. - Po prostu... wow... Mów.
Zajmuje miejsce obok mnie cały czas na mnie patrząc. Uśmiecham się do niego. Dziękuję Boże. W końcu będę w pełni szczęśliwa...
- Jest coś, o czym nie wiesz - zaczyna. - Spowiadałem się. Powiedziałem, że zrobiłem coś, czego jak ksiądz nie powinienem był zrobić... Pamiętasz, jak w drodze z La Merced zadzwonił do mnie biskup Marcucci? Mówił, że ma do mnie sprawę. Rozmawiał z arcybiskupem, który zdecydował, że... obejmuje mnie dyspensą...
- Co to znaczy? - pytam mimo tego, że znam znaczenie owego słowa.
- To znaczy, że nie jestem już księdzem. Nie mogę udzielać żadnych sakramentów, ale mimo to nadal obowiązują mnie śluby czystości.
- Czyli nie zrezygnowałeś?
- Nie. Dostałem czas, aby wszystko sobie dokładnie przemyśleć i dobrze się zastanowić.
- My nadal nie będziemy... nie będziemy mogli być razem? - upewniam się.
- Nie Esperanzo - odpowiada. - Przykro mi, jeśli dałem ci taką nadzieję. Nigdy nie chciałem, żebyś przeze mnie cierpiała...
- Wiem - przerywam mu. - Przepraszam, że utrudniam ci życie. To wszystko przeze mnie. To przeze mnie cię zawiesili... Jestem źródłem twoim problemów, ale uwierz mi, że naprawdę nie chcę nim być...
- Nie musisz mnie przepraszać - zapewnia. - To co się dzieje pomiędzy nami nie jest niczyją winą. To nie my wybieramy sobie osobę, w której się zakochujemy. Bo gdyby to od nas zależało, to wtedy życie byłoby o wiele prostsze. Ty potrafiłaś zostawić Boga, ale ja nie...
- Wiesz co? - przerywam mu. - Chciałabym ci w końcu wyznać całą prawdę, bo wiem, że nie jesteś wszystkiego świadomy - wzdycham. - Bo ja tak naprawdę nigdy nie byłam prawdziwą nowicjuszką. Przez ostatnie kilka miesięcy najzwyczajniej w świecie zakładałam z każdego rana habit i udawałam. Tak, dobrze słyszysz. Udawałam. Gdy Pereyra razem ze swoimi ludźmi zaczął szukać płyty mojej mamy musiałam zacząć uciekać. Udałam się więc po pomoc do Concepción, która dała mi schronienie w klasztorze, bo wiedziała, że tutaj nikt nie będzie mnie szukał. Nie miej do niej żalu, o to, że ona również cię okłamywała. Nie mogła ci wyznać prawdy, bo nie chciała mnie narażać. Cały czas musiałam się tam ukrywać. Aż w końcu przyszedł ten dzień, kiedy wszystko zaczęło się rozwiązywać. Zaczęłam cię posądzać, później okazało się, że niesłusznie i nadeszła chwila, w której matka przełożona oznajmiła mi, że skoro jestem już bezpieczna powinnam przestać udawać. Więc przestałam, lecz nie mogłam zostać dłużej w klasztorze, bo czułabym się tam źle, gdyby wszyscy wypominali mi to, że ich oszukałam. Aczkolwiek po przemyśleniu tego wszystkiego wiem, że tak naprawdę nie obchodzi mnie zdanie innych, bo liczysz się dla mnie tylko ty. Nigdy nie chciałam być wobec ciebie fałszywa, lecz nie miałam innego wyboru - mówię. - Rozumiesz mnie?
Tomás wygląda nie tylko na zszokowanego, ale również na przestraszonego. Jednak patrząc na niego, nie widzę smutku czy żalu... To chyba dobrze, prawda?
- Ja... - wzdycha. - Rozumiem to, oczywiście.
I nagle ogromy kamień spada mi z serca. Czuję się jakbym pozbyła się tysiąca kilogramów ciążących na mojej duszy.
- Ale musisz dać mi czas, abym to wszystko sobie ułożył - dopowiada. - To dla mnie zbyt wiele jak na jeden dzień.
- Dla mnie również - odpowiadam. - Może będzie lepiej, jeśli na jakiś czas odsuniemy się od siebie? - proponuję.
- O czym ty mówisz?
- Może to pozwoli nam trzeźwo myśleć.
- Chcesz tego? - pyta patrząc na mnie oczami pełnymi łez.
- Nie, ale jeśli to jedyny sposób, aby wszystko pomiędzy nami naprawić, to jestem gotowa, aby się poświęcić - stwierdzam.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, że to wcale nie jest takie proste jak się wydaje? Już nie raz próbowałem. Twierdziłem, że tak będzie dla naszej dwójki lepiej, lecz z każdym dniem moje serce coraz bardziej pękało, gdy tylko cię widziałem i chwilę później uświadamiałem sobie, że nie powinienem do ciebie pochodzić...
- Jestem tego świadoma, ale spójrz na to z tej strony, że może wtedy uda nam się o sobie zapomnieć. Nawet jeśli nie, to może wytworzymy pomiędzy sobą dystans, który nie pozwoli nam się za daleko posunąć.
- Jesteś tego pewna? - dopytuje.
- Nie będę kłamać, nie jestem - odpowiadam. - Ale jeśli ma to nam pomóc, to dlaczego nie moglibyśmy spróbować? Może wtedy za jakiś czas uda mi się z tobą porozmawiać nie myśląc o tym, jak mocno moje serce cię pragnie.
- Skoro tak sądzisz...
Te lo juro... Te lo juro por Dios
Bendita esta confesión
Un amor imposible
Un amor invensible
Nuestro amor prohibido...
Przysięgam Ci... Przysięgam Ci na Boga
Błogosławione to wyznanie
Miłość niemożliwa
Miłość niezwyciężona
Nasza zakazana miłość...

Zacytowana piosenka: "Te lo juro por Dios" ~ Carlos Rivera

Dzień dobry! Nowy dzień, a z nim nowy rozdział! Jak Wam się podobał? Myślicie, że Esperanza i Tomás rzeczywiście będą na tyle silni psychicznie, aby się od siebie na jakiś czas odsunąć? Czy to kolejne zbędne gadanie, o którym i tak zaraz zapomną? Hm, dowiemy się wkrótce, nie? ;)

Do jutra ♥

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz