- Nie, nie zgadzam się! - oznajmiam wychodząc z ukrycia.
Podchodzę do nich bliżej. Zerkam ze złością na biskupa, po czym patrzę na Tomasa.
- Kocham cię. I jestem pewna, że ty również coś do mnie czujesz. Jeśli tak jest, to powiedz to teraz, bo uwierz mi, ale moja miłość do ciebie jest w stanie pokonać tę przeszkodę, która nas dzieli.
- Esperanzo...
- Tylko błagam cię, nie kłam. To jest najodpowiedniejszy moment, aby wyznać prawdę. Możliwe, że już nigdy się nie powtórzy, bo później wszystkie sprawy mogą posunąć się już za daleko.
- Kocham cię i tylko z tobą pragnę być - wstaje i całuje mnie w usta.
- Słucham?
- Powtórzę: wydaje mi się, że najlepszym wyjściem będzie przeniesienie cię do innej parafii.
- Dlaczego ekscelencja tak sądzi?
- Tomás, ta kobieta miesza ci w głowie! Nie możesz już dłużej tego ciągnąć. Albo zrezygnujesz z bycia księdzem, albo się opamiętasz.
No dawaj Julia. Idź i wykrzycz to, co chcesz wykrzyczeć. Ruszaj się, bo zaraz będziesz żałować, że tego nie zrobiłaś...
- Nie, proszę, nie - mówię podchodząc do nich. - Niech ekscelencja mi go nie zabiera. Jest jedynym, na czym tak naprawdę mi zależy. To, że ekscelencja go ode mnie odsunie, nie znaczy, że nagle oboje o sobie zapomnimy... - oznajmiam mając już całe zaszklone oczy. - Tomás? Powiesz coś? Proszę, powiedz...
- Przykro mi, Esperanzo, ale wydaje mi się, że lepiej będzie, jeśli zrobimy tak, jak mówi biskup. To będzie dla naszej dwójki najlepsze...
- Tak, zdecydowanie ekscelencja ma tu rację - przytakuje. - Ale ja naprawdę nie chcę opuszczać tego klasztoru.
- Przez nią?
- Nie - odpowiada. - Przywiązałem się już do tego miejsca. Po za tym, mam fundację na miejscu razem z firmą i pomagam w odbudowywaniu dzielnicy Pierwszego Maja. Nie mógłbym teraz odejść.
- Wiesz, że ci wierzę Tomasie, prawda?
- Wiem. Bardzo to doceniam.
- Mimo to, nie mogę nadal zdjąć z ciebie dyspensy. Nie mówię o tym, że ta kara powinna dłużej trwać. Mam wrażenie, że jesteś jeszcze nie do końca przekonany co do swojej decyzji. Kiedy będziesz już pewny, przyjdź do mnie, wtedy wrócimy do tego tematu.
- Oczywiście, dziękuję ekscelencjo - podnoszą się z ławki i ruszają w stronę wyjścia.
- I pamiętaj, że czasami jest lepiej odpuścić i pójść tą łatwiejszą drogą - dodaje biskup Marcucci, po czym opuszczają kaplicę.
Gdy jestem już pewna, że pomieszczenie jest puste, wychodzę zza ołtarza i klękam w jednym z pierwszych rzędów.
- W imię Ojca, i Syna, i Ducha Świętego. Amen. Ojcze nasz, któryś jest w niebie, święć się... - zaczynam się modlić, lecz po chwili przerywam. - Boże, proszę, pomóż mi. Sama nie wiem, co mam ze sobą zrobić. Nie wiem, co mam robić, aby ani sobie, ani jemu tego nie utrudniać. Gdy jestem pewna, że chcę być osobno, decyduję się na to, żeby o niego walczyć, a gdy walczę, wycofuję się, bo zaczynam sądzić, że będzie o wiele prościej, gdy nie będziemy razem... Bardzo go kocham i chcę, aby był blisko, ale jeśli ma być mu lepiej przy
twoim boku, to dlaczego mam to niszczyć? Tyle lat ci służył, okazywał ci swoją miłość, oddał ci tak wiele... A teraz pojawiłam się ja i musiałam to wszystko zepsuć... Postawiłeś mnie na jego drodze specjalnie? Jeśli tak, to po co? Po to, żebyś mógł sprawdzić jak silne jest jego powołanie? Wiesz, że w ten sposób sprawiasz, że on cierpi? I nie tylko on? My oboje cierpimy. Błagam, niech to wszystko się już niedługo zakończy... Nie ważne, w jaki sposób, po prostu mam już tego dość...
- Czego masz dość? - słyszę nagle.
Obracam się do tyłu i widzę, że pochodzi do mnie Tomás. Zajmuje miejsce obok, robi znak krzyża, a następnie ponownie się do mnie zwraca.
- Co się stało?
- Nie mogę ci powiedzieć - odpowiadam.
- Mnie możesz powiedzieć wszytko.
- Wszystko... - powtarzam. - Oprócz tego. Nie myśl, że ci nie ufam. Po prostu, gdy to powiem, to...
- Ten mur, który powstał pomiędzy nami zostanie zburzony?
- Tak... - oznajmiam. - A obiecaliśmy sobie coś.
- Racja.
Tomás unosi swoją dłoń, aby przetrzeć mi łzę z policzka, po czym, gdy jego opuszki palców są już bardzo blisko mojej twarzy, cofa ją. Widocznie twierdzi, że to zbyt duże zbliżenie.
- Nie opuścisz nas, prawda? - pytam.
- Skąd to pytanie?
Przez chwilę waham się, czy powinnam powiedzieć mu prawdę, lecz ostatecznie się na to decyduję.
- Słyszałam twoją rozmowę z biskupem. Wiem, że nie powinnam była podsłuchiwać, lecz nie mogłam się powstrzymać, bo tak ładnie o mnie... nieważne - mówię. - Zostaniesz? Proszę, zostań... - łzy zaczynają mi spływać po policzkach. - Nie poradzę sobie bez ciebie...
- Zostanę, tylko błagam cię, nie płacz. Nie mogę patrzeć na twoje łzy - oznajmia przytulając mnie. - Nie potrafiłbym cię tutaj zostawić samej... - szepcze mi do ucha.
W jego ramionach czuję się tak dobrze... bezpiecznie... Jest mi tak ciepło i wygodnie... Na dodatek Tomás tak cudownie pachnie... Mogłabym tak siedzieć przez całą wieczność. To na pewno byłoby o wiele prostsze niż znoszenie tego wszystkiego, co się ostatnio dzieje.
- Dziękuję - rzucam nieśmiało, po czym on się ode mnie odsuwa. - Jesteś taki kochany. Zawsze mi pomożesz, wysłuchasz, obronisz...
- Bo nie mogę patrzeć na to, jak cierpisz. To, że nie mogę cię mieć, nie znaczy, że nie będę się o ciebie troszczył.
- Tomás...
- Nie mówię tego odnosząc się do czegoś więcej. Mam na myśli miłość do przyjaciółki... A z resztą, nie ma sensu obijać w bawełnę. Kocham cię i nie potrafię patrzeć na twoją krzywdę. Wiem, że obiecaliśmy sobie, że nie będziemy odnosić się już do siebie w ten sposób, ale nie widzę sensu kłamania, gdyż oboje dobrze wiemy, jak jest.
- Lepiej będzie, jak już pójdę - wzdycham zerkając w podłogę.
Wstaję z miejsca i ruszam w stronę wyjścia. Z jednej strony tak strasznie chciałabym, żeby wypowiedział moje imię i poprosił o to, żebym została, ale z drugiej wiem, że to nie byłoby dobre... Staję w drzwiach i nieśmiało zerkam w jego stronę. Nie patrzy się na mnie. Nawet nie zerka w moją stronę. Klęczy wpatrzony w ołtarz... Być może to nawet lepiej... Pewnie, gdyby było inaczej miałabym nadzieję, a ona jeszcze bardziej by mnie niszczyła...
- Esperanzo, chodź na patio - mówi Diana, gdy wychodzę z łazienki.
- Po co? - pytam.
- Przyjechał biskup. Podobno ma dla nas jakieś ważne ogłoszenie.
- To raczej mnie już nie dotyczy - stwierdzam. - Idź sama.
- Beatriz mówi, że przyjechał razem z nowym proboszczem i chce nam go przedstawić. Myślałam, że może chcesz go poznać.
- Nowy proboszcz? W takim razie, chyba pójdę. Powinnam go zobaczyć - mówię. - Idziemy?
Wychodzimy z pokoju. Na korytarzu zgromadzone są wszystkie siostry. Rozglądam się, aby odnaleźć Tomasa. Jestem przekonana, że tu jest, lecz nigdzie go nie widzę. Stoję z tyłu oparta o kolumnę. Dziwnie się tu czuję nie będąc w habicie. To jest takie... inne. Na co dzień tego nie dostrzegam, lecz teraz, gdy wszystkie jesteśmy zgromadzone, czuję tę różnice. A tak po za tym, to ciekawe, jaki będzie ten ksiądz... Mam nadzieję, że przynajmniej będzie miły i do pogadania, nie to, co ojciec Fortunato...
- Cześć - słyszę.
Obracam się za siebie i widzę mężczyznę, którego jeszcze kilka chwil temu szukałam.
- Cześć - odpowiadam. - Znasz naszego nowego proboszcza?
- Słucham?
Nie usłyszał. W sumie, to się nie dziwię. Panuje tu taki hałas, że ja też ledwo go słyszę. Niby siostry są wyciszonymi osobami, które cały czas chodzą pogrążone w modlitwie albo w zamyśleniu, ale nie. To zdecydowanie jest tylko stereotyp. Pochylam się do Tomasa i kładę mu głowę na ramieniu.
- Spytałam, czy znasz naszego nowego proboszcza - powtarzam mu do ucha.
- Możliwe, nie wiem. Biskup nic mi nie chciał o nim powiedzieć.
- Naprawdę? - dziwię się.
- Ekm, ostatnio moje stosunki z nim nieco się pogorszyły... - mówi.
Nagle zapada gwałtowna cisza. Na patio wchodzi ekscelencja, a zaraz za nim mężczyzna. Dopiero po chwili zauważam koloratkę. No przyznam, wygląda całkiem przyjaźnie. Mam nadzieję, że to nie tylko pozory.
- Joaquin? - rzuca Tomás.
- Czyli go znasz? - dopytuję.
- Tak. To mój najlepszy przyjaciel z czasów seminarium. Robiliśmy wszystko razem. Nie wierzę, że tu jest.
Zerkam jeszcze raz na owego księdza.
- Mam przyjemność przedstawić wam ojca Joaquina, nowego proboszcza klasztoru Santa Rosa - oznajmia Marcucci. - Jest on tu tylko tymczasowo, dopóki nie znajdziemy kogoś na stałe, lecz wierzę, że będzie się wam z nim dobrze współpracowało.
- Tak - przytakuje przyjaciel Ortiza. - Szczęść Boże.
Ksiądz zaczyna się witać z każdym z osobna. Zanim podejdzie do mnie minie trochę czasu, więc mogę porozmawiać jeszcze przez chwilę z Tomasem. Obracam się do niego przodem.
- Skoro on jest nowym proboszczem, to gdzie ty teraz będziesz mieszkał? - pytam.
- U siebie w mieszkaniu. Nie mogłem tutaj zostać.
- No tak... - wzdycham. - Myślisz, że ja będę mogła tu mieszkać?
- Na pewno. Założę się, że w życiu nie spotkałaś milszego księdza od niego.
- Błąd. Spotkałam ciebie, a twój uśmiech i te białe zęby po prostu zabijają - śmieję się.
- Hah, dziękuję.
- Nie przeszkadzam? - słyszę za sobą.
- Skądże - odpowiada Tomás. - Jak miło cię widzieć.
- Ciebie też - mówi ksiądz, a następnie przytula się do Ortiza. - A pani to...? - zwraca się do mnie.
- Esperanza - przedstawia mnie poprzedni proboszcz Santa Rosa. - Mieszka tutaj chwilowo. Jest moją bardzo dobrą, żeby nie powiedzieć najlepszą, przyjaciółką.
- Miło mi - podaję mu rękę.
- Mnie również.
- Joaquin jest księdzem misjonarzem. Podróżuje po świecie i pomaga ludziom duchowo zagubionym - oznajmia Tomás.
- Dlatego tak bardzo cię zdziwiło, że go tu widzisz, tak? - pytam.
- Dokładnie - odpowiada. - Oprócz tego ma całkiem niezły głos.
- Um, śpiewasz? - zwracam się do niego.
- Tak trochę.
- Esperanza również śpiewa - wtrąca Ortiz.
- Ekm, ja też potrafię mówić - oznajmiam. - Też śpiewam. Może kiedyś nadarzy się okazja, żeby razem coś zaśpiewać?
- Jasne, ja zawsze chętnie - uśmiecha się do mnie. - Tomás, powiedz mi, co się takiego stało, że teraz muszę przejmować twoje obowiązki? Zawsze to ty wszystko robiłeś za mnie, a teraz role się odmieniły. W ogóle się tego nie spodziewałem.
- Tak, no... Wydarzyła się taka pewna sytuacja, ale wytłumaczę ci to przy następnej okazji.
- W takim razie może chodź pogadać?
- Pewnie nie masz teraz czasu. Musisz podpisać masę papierków, ułożyć wiele rzeczy...
- Jakbym nie miał, to bym ci tego nie proponował. Przecież nie widzieliśmy się tyle czasu. Nie możesz mi teraz odmówić.
- No dobrze - przytakuje. - Do zobaczenia później, Esperanzo.
- Do zobaczenia.
Oby tylko nie powiedział czegoś za dużo. No, ale w końcu to jego przyjaciel, więc skoro on mu ufa, to ja chyba również mogę?
Jestem w sali muzycznej. W związku z tym, że Suplicio wyjechała na kilka dni, zaproponowałam, że zajmę się porządkowaniem tego pomieszczenia. Pomimo, że nie ma tu teraz wielu prób, przez nieobecność zakonnicy od chóru, to i tak wiele osób tu się kręci i naprawdę jest co tu sprzątać. Nigdy nie lubiłam tego robić, lecz od momentu w którym zaczęłam udawać mniszkę, z każdego dnia na dzień coraz bardziej zaczynało mi się to podobać no i jakoś tak się stało, że sprzątanie nie jest dla mnie obowiązkiem, tylko przyjemnością i metodą na odstresowanie się.
- A tutaj mamy coś dla ciebie - słyszę nagle. - Nasza sala muzyczna.
Zerkam w stronę drzwi, w których stoi Tomás, a zaraz obok niego nasz nowy proboszcz.
- Cześć - witam się.
- O, cześć - odpowiada Oritz. - Właśnie oprowadzałem Joaquina po klasztorze i przyprowadziłem go tu, żeby móc go trochę posłuchać. Dobrze, że tu jesteś. Będę mógł usłyszeć waszą dwójkę razem. Joaquin, co ty na to?
- Ja bardzo chętnie, ale nie wiem, jak Esperanza.
- Ym, jeśli chcecie, to nie ma sprawy - odpowiadam.
- Świetnie! - cieszy się.
Ksiądz bierze gitarę i siada. Sprawdza, czy jest nastrojona przegrywając kilka akordów. W tym czasie Tomás podchodzi do mnie. Oboje opieramy się o pianino.
- W takim razie, co śpiewamy? - pyta Joaquin.
- Nie wiem, wybierz coś.
- Znasz "Tu dolor"?
- Jasne, uwielbiam.
Nowy proboszcz zaczyna grać przygrywkę i chwilę potem nasze głosy zaczynają się nieść po sali.
Dices que no entiendo tu dolor, pero ¿Tú qué sabes del amor? Querías libertad, pero te encadenó la soledad. | Mówisz, że nie rozumiem twojego bólu, ale co ty wiesz o miłości? Chciałaś wolności, ale przykuła cię samotność. I jak śmiesz mi mówić, że nigdy nie postawiłem się na twoim miejscu? |
Tu dolor vive en cada esquina de mi alma, y me ataca al no escuchar tu voz en las mañanas. Nadie entiende tanto como yo... | Twój ból mieszka w każdym zakątku mojej duszy i atakuje mnie, gdy nie słyszę twojego głosu każdego ranka. Nikt nie rozumie tego tak samo jak ja... |
Hejka wszystkim! Co sądzicie o rozdziale? Tomi nie chce opuszczać klasztoru Santa Rosa... To chyba dobrze, nie? Po za tym, poznajemy nowego proboszcza, którym jest Joaquin! No czy ktokolwiek o tym pomyślał? Oprócz tego piosenka "Tu dolor", którą od jakiegoś czasu, uwielbiam... Awww *.*
Do piątku ♥
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz