wtorek, 1 sierpnia 2017

Rozdział 38 - W życiu nie widziałem tak pięknej kobiety

Zaraz powinien przyjechać Tomás. Dlaczego ja się w ogóle na to zgodziłam? Pomijając fakt, że pierw chciał się ode mnie oddalić, a potem sam zaproponował kolację, to miałam być silną i niezależną kobietą, a prawdopodobnie w ten sposób pokazałam, że nie do końca nią jestem. No już trudno. Nie odwołam tego, jest już za późno. Po prostu muszę się pilnować, żeby nie zabrnąć za daleko. Ewentualnie mogłabym spróbować go zdobyć... ale nie. On jest księdzem. I gdyby miał zrezygnować z bycia nim to zrobiłby to już dawno. Za długo się znamy, żeby nie dał mi do zrozumienia, że zamierza trwać w swoim powołaniu. Tak właściwie, nie powinnam nic do tego mieć. Poznał mnie wiele lat po tym, jak wstąpił do seminarium i miał święcenia. Zakochiwał się wiele razy, a mimo to i tak Bóg był dla niego najważniejszy...
Nagle rozlega się dzwonek do drzwi. Przyjechał. Pamiętaj, udawaj, że wcale ci na nim nie zależy. I że w ogóle nie przejęłaś się jego słowami, które powiedział do ciebie w szpitalu. W ogóle to nie bolało. Wcale, a wcale.
- Cześć - mówię otwierając drzwi.
- Cześć - odpowiada.
Wow, wygląda jakoś tak... inaczej. Nie wiem, czy to przez te zabójcze perfumy, czy może ubranie... Po prostu wygląda jak mężczyzna mojego życia...
- To co? Jedziemy? - pyta z tym swoim śnieżnobiałym uśmiechem na ustach.
- Tak, jasne. Wezmę tylko torebkę.
Wracam się do salonu. Gdzie ja ją zostawiłam? Kanapa. Jest na kanapie. Podnoszę ją i otwieram, aby upewnić się, że wszystkie ważniejsze rzeczy są. Błyszczyk, chusteczki, portfel... Okej, chyba wszystko na miejscu. Dasz sobie radę Julio. Tylko nie pokazuj jak bardzo ci na nim zależy i będzie dobrze. Muszę sobie to co chwila powtarzać, bo jeśli nie będę tego robić to pewnie zapomnę.
- Skąd znałeś mój adres? - pytam zamykając za nami drzwi na klucz. - Kiedy napisałeś mi, że nie muszę ci go podawać, wydawało mi się, że coś ci się pomyliło i zaraz jednak o niego poprosisz.
- Maximo mi powiedział, że rozmawiał ze swoim przyjacielem, który wyjechał do Meksyku, aby wynajął ci mieszkanie. Znam adres tylko jednego znajomego mojego brata, który poleciał do Ameryki Środkowej, więc stwierdziłem, że to musi być tutaj.
- No tak. Nie wpadłam na to, że z nim rozmawiasz - oznajmiam wsiadając razem z nim do samochodu.
- Dlaczego miałbym z nim nie rozmawiać? Wiem, że jest dziwny, ale mimo wszystko to mój brat.
- Ekm, źle to zabrzmiało. Bardziej miałam na myśli to, że nie pomyślałabym, że przyjdzie ci do głowy, aby go o mnie pytać.
Ksiądz odpala silnik i ruszamy. Chwila, co ja miałam sobie powtarzać?
- Gdy skończyłem z tobą rozmawiać, wróciłem do domu i zapytałem go. Domyśliłem się, że mógł ci pomóc. Nie chciał za wiele zdradzić, bo wydawało mu się dziwne to, że ty mi nic nie powiedziałaś.
- I jak go przekonałeś? - dopytuję.
- Nie ja go przekonałem. Eva to zrobiła.
- Słucham? - dziwię się. - Eva?
- Tak. Weszła akurat do salonu i zaczęła swoje domniemana, że skoro Maximo nie chce mi powiedzieć to pewnie ma z tobą romans i chce to ukryć. Mój brat zdenerwował się i już nie miał problemu z tym, żeby mi powiedzieć, co z tobą.
- W sumie, całkiem dobra metoda - stwierdzam. - Dokąd jedziemy?
- Do mojej ulubionej restauracji na obrzeżach miasta. Wydaje mi się, że ci się tam spodoba.
- O ile nie serwują tam tylko sushi i starego jedzenia to będzie świetnie. Nie ma gorszej restauracji niż taka która serwuje tylko sushi albo stare jedzenie.
- Hahah, możesz być spokojna - śmieje się Tomás. - Wszystko co tam podają jest świeże. A w menu jest dużo pozycji. Po za tym, wszystko jest przepyszne.
- No to super - uśmiecham się.
- Jest tam kurczak.
- Kurczak? No to na pewno ta restauracja będzie świetna!

- Dobry wieczór, w czym mogę państwu pomóc? - podchodzi do nas kelner.
- Dobry wieczór, miałem rezerwację na nazwisko Ortiz.
- Oczywiście, proszę moment poczekać - mężczyzna od nas odchodzi.
- Wygląda całkiem nieźle - mówię rozglądając się po lokalu. - Jeśli karmią tak samo jak wyglądają to jestem na tak.
- Zaraz się przekonasz - odpowiada rozbawiony.
Ponownie podchodzi do nas pan z obsługi i prosi, abyśmy udali się za nim. Wskazuje nam nasze miejsce, które jest przy oknie z widokiem na port i morze. Ksiądz pomaga mi ściągnąć płaszczyk i odwiesza go na wieszaku, a następnie podsuwa mi krzesło, gdy siadam. Sekundę potem siedzi na przeciwko mnie, a kelner przynosi nam karty. Otwieram i zaczynam ją przeglądać. Obiecałam sobie, że nie pozwolę, aby on za mnie zapłacił, bo wtedy to będzie jakiś znak, że jestem mniej niezależna niż powinnam być, aczkolwiek patrząc na te ceny wiem, że jeśli zamówię to, co bym chciała, to przez następny miesiąc nie będę mogła zjeść absolutnie nic.
- Na co masz ochotę? - pyta.
- Ekm... - wzdycham poszukując najniższej ceny. - Może pozycja numer cztery - oznajmiam. - I do tego wodę - dodaję, gdy zauważam, że woda jest za darmo.
- Sałatka z fetą, no dobrze, a danie główne?
- Danie główne? - dziwię się.
- No, bo to jest przystawka. Co byś chciała jako danie główne?
- Ykm...
Staram się nie pokazywać mojego skrępowania, ale chyba nie za bardzo mi to wychodzi. Ortiz zerka na mnie podejrzliwie.
- Co jest? Wszystko w porządku?
- Wiesz... Tak nie do końca - odpowiadam speszona. - Nie stać mnie na to, żeby tu jeść. Chodźmy gdzieś indziej.
- Przecież ja zapłacę.
- Nie chcę, żebyś za mnie płacił tyle pieniędzy.
- Ale to ja cię zaprosiłem i na dodatek sam wybrałem miejsce. Zapłacę. Bierz co chcesz i nie patrz na ceny.
- Och... - czuję się zakłopotana. - Ale następnym razem ja zapłacę.
- Nie będę kazał za siebie płacić kobiecie - mówi stanowczo.
- W takim razie chcę tylko tę sałatkę i wodę. I sama za siebie zapłacę.
- No okej, niech ci będzie. Następnym razem ty płacisz. Zadowolona?
- Bardzo - rzucam z uśmiechem.
Zerkam z powrotem w menu. W międzyczasie podchodzi do nas kelner i pyta, czy mógłby już przyjąć od nas zamówienie.
- To co? Kurczaka? Chyba, że nie chcesz. Nie będę ci nic narzucał.
- Tak, wezmę tego kurczaka. Do tego tę sałatkę z fetą i czerwone wino.
- Dobrze - mruczy pod nosem kelner zapisując to w notesie. - A dla pana?
- Pozycja numer osiem, do tego sałatka z łososiem i do picia to samo.
- Prowadzisz - przypominam mu.
- No tak. W takim razie poproszę wodę.
Pan z obsługi odchodzi i zostajemy sami. Mogę powiedzieć, że w pewnym stopniu czuję się niekomfortowo. Nie wiem, co wypada mi powiedzieć, a co nie, a to przez to, że nie mam bladego pojęcia jak bliskie są nasze relacje po tym, co Tomás powiedział mi w szpitalu.
- I jak podoba ci się twoje nowe mieszkanie?
- Jest prześliczne. Gdy Maximo mi je pokazał i powiedział ile mnie to będzie kosztować myślałam, że robi sobie ze mnie żarty.
- Ale później wszystko ci wytłumaczył?
- Tak. To mieszkanie jego kolegi, nie chce go sprzedawać, a i tak stoi puste. Ja mam o nie zadbać, a on na tym coś zyska. Nie mogłam odmówić za tak śmieszne pieniądze takiego cudeńka.
- Nie ma się co dziwić, wszędzie jest ładniej niż w klasztorze.
- Nie przesadzaj. W klasztorze wcale nie jest brzydko. Po za tym, nie wyniosłam się stamtąd ze względu na wystrój.
- Tylko ze względu na mnie.
- To też - rzucam.
- "Też"? Czyli było jeszcze coś co nakłoniło cię do wyprowadzki?
- Powiedzmy, że pokłóciłam się z Clarą - mówię. - Pokłóciłam, to zdecydowanie za delikatne słowo, ale nie rozmawiajmy o tym teraz. Nie chcę, żeby ta sprawa popsuła nam wieczór.
Tak naprawdę, bardzo chciałabym z nim o tym porozmawiać, aczkolwiek nie wiem, czy znowu nie za bardzo się na niego otworzę...
- Widzę, że ona cię gryzie, a wydaje mi się, że mógłbym ci pomóc.
Skoro tak nalega. Biorę głębszy wdech, żeby opanować emocje i nie wybuchnąć płaczem, gdy będę mu to opowiadała.
- Clara powiedziała mi, że jest moją matką - wyznaję. - Oczywiście biologiczną, bo żadną inną matką nigdy dla mnie nie była i nie będzie.
- Myślę, że powinnaś dać jej szansę. Skoro ci to powiedziała to znaczy, że chciałaby, abyś chociaż pozwoliła jej spróbować.
Nie takiej reakcji się spodziewałam. Ani trochę nie wyglądał na zdziwionego. Miał stanąć po mojej stronie, a nie jej bronić.
- Okłamywała mnie - stwierdzam łamiącym się głosem i ze łzami w oczach. - Przez ten cały czas odkąd się poznałyśmy, znała prawdę i do tej pory nie powiedziała ani słowa. Jak ja mam jej dać teraz szansę?
- Może się bała? Założę się, że nawet nie dałaś jej dojść do słowa i nie pozwoliłaś się jej wytłumaczyć.
- Gdzieś mam jej tłumaczenia - denerwuję się. - Zostawiła mnie, gdy byłam małą, niczemu winną dziewczynką. Takiej rzeczy nie da się wybaczyć.
- Nie wiesz, jaka była jej sytuacja. Może po prostu coś odgórnego nie pozwalało jej zostać z tobą.
Milczę. A co jeśli on ma rację?
- Czy ty coś wiesz? - pytam pociągając nosem. - Zachowujesz się tak, jakbyś wiedział.
- Bo wiem - przyznaje się. - Ale nie mogę ci nic powiedzieć. Obowiązuje mnie tajemnica spowiedzi. Nie mogę mówić innym, co opowiadają mi ludzie w konfesjonale. Dlatego uwierz mi na słowo, warto jej wysłuchać. Ona ma ci coś naprawdę ważnego do powiedzenia - podaje mi chusteczkę. - Zrobisz to?
- Powiedzmy, że to przemyślę, dobrze? - proponuję wycierając oczy z łez.
- Warto. Naprawdę - zapewnia mnie.
Podchodzi do nas kelner podając nam nasze napoje. Przywracam się do porządku i postanawiam nie kontynuować tego tematu. Zaczynam mówić o jakiś pierdołach typu pogoda, czy rzeczy, które muszę zrobić teraz, gdy się przeprowadziłam. Atmosfera szybko wraca do tej sprzed rozmowy o Clarze. Rozmawiamy, śmiejemy się. W między czasie dostajemy nasze jedzenie, które, jak już Tomasowi powiedziałam, jest przepyszne. Miał całkowitą rację mówiąc, że to bardzo dobra restauracja. Nawet nie zwróciłam uwagi, gdy wypiłam już trzy kieliszki wina. Dopiero gdy mój towarzysz dopija ostatni łyk szampana zwracam uwagę, że sięgnął po alkohol.
- Kiedy ty to zamówiłeś?
- Co? To? - pyta pokazując puste naczynie po napoju. - Z jakieś siedem minut temu. A co?
- Zapomniałeś, że jesteśmy samochodem?
- Kurde, rzeczywiście... - myśli intensywniej przez moment. - No niestety, musimy wrócić taksówką, bo po czterech takich raczej nie jestem w stanie prowadzić.
- Czterech? - dziwię się. - Kiedy ty to niby wypiłeś?
- Podczas naszej rozmowy. Tak dobrze mi się tutaj z tobą siedzi i rozmawia, że stwierdziłem, że zamówię sobie szampana - oznajmia. - Ale nie martw się. Nie opiję się aż tak, jak na kolacji z Joaquinem.
- Mam nadzieję. Co prawda, śmiesznie było, ale błagam cię, nie rób mi tego dzisiaj.
- Jasna sprawa, dla ciebie wszystko - puszcza mi oczko. - To co? Masz ochotę na coś jeszcze? Nie jedliśmy deseru, a słodkiego nigdy nie za wiele, nieprawdaż? - zerka w kartę.
- A co proponujesz? - uśmiecham się.
- Może lody z gorącą polewą czekoladową i egzotycznymi owocami?

Mija kolejne kilka godzin. W restauracji pozostało niewiele ludzi. Tak dobrze mi się tu z nim siedzi, ale zaraz będą zamykać, więc powinniśmy się stąd wynieść, aby nie sprawiać kłopotu.
- Musimy iść - oznajmiam. - Zaraz zamykają.
- Skoro tak mówisz.
Tomás zaczyna grzebać w kieszeniach. Z jednej wyciąga telefon, a z drugiej portfel.
- Masz - podaje mi komórkę. - Zadzwoń po taksówkę, a ja pójdę zapłacić.
- A może się przejdziemy? Nie jest bardzo zimno. Po za tym, najadłam się i spacer dobrze mi zrobi.
- Twoje mieszkanie jest spory kawałek drogi stąd.
- Echhh... - wzdycham. - Nie przesadzajmy. To nie tak daleko.
- To jest 20 kilometrów stąd. Będziemy iść z dobre pięć godzin.
- Niech ci będzie. Ale zadzwonię z mojego.
Oddaję mu sprzęt, a on chowa go z powrotem do kieszeni i rusza do kasy. Wybieram odpowiedni numer, jednak nikt nie odpowiada.
- I co? Za ile będzie? - pyta Ortiz wracając do stolika.
- Nie wiem, nie mogłam się do dzwonić.
- Jak to?
- Nikt nie odpowiadał. Sam spróbuj zadzwonić.
Tomás ponownie wyciąga swój telefon i wybiera numer.
- Rzeczywiście... Co jest? - dziwi się. - No trudno. Zadzwonię po Joaquina, żeby po nas przyjechał.
O nie, nie, nie. To nie jest najlepszy pomysł. Nie po mojej ostatniej rozmowie z nim.
- A nie lepiej po Gato? - proponuję. - Będzie mi mniej niezręcznie, jeśli on po nas przyjedzie.
- Dlaczego? - pyta śmiejąc się. - Joaquin jest tak samo moim przyjacielem jak Gato.
- Tak, ale z Gato znam się bardziej i jakoś tak...
- No dobrze, jak wolisz.
Koniec końców Gato nie odbiera. Joaquin również. Tak samo jak Maximo. To dziwne że nagle wszyscy o tej porze śpią. Decydujemy, że wracamy autobusem, a po swój samochód Tomás jutro z kimś przyjedzie. Wychodzimy z restauracji i idziemy na przystanek. Idealnie trafiamy, gdyż w momencie, w którym przeglądamy rozkład jazdy podjeżdża numer, który jedzie przez naszą dzielnicę. Wsiadamy. Ja zajmuję miejsca, a mój towarzysz idzie kupić bilety. Następnie je kasuje i siada obok mnie. Opieram głowę na jego ramieniu. Jestem taka zmęczona. Jednak chyba nie udaje mi się zasnąć. W odróżnieniu do dnia, gdy się poznaliśmy w busie do Buenos Aires. On się do mnie dosiadł, a ja zasnęłam mu na ramieniu. Wtedy jednak nie znaczył on dla mnie tak wiele i nie zdawałam sobie sprawy z tego, że jest księdzem... W momencie, gdy czuję, że zaraz zapadnę w sen, Ortiz delikatnie mnie szturcha mówiąc, że zaraz nasz przystanek i musimy wysiadać. Całe szczęście, że to niedaleko mojego mieszkania. Przejście nie zajmuje nam wiele czasu.
- Nie wejdziesz? - proponuję, gdy jesteśmy już pod moimi drzwiami.
- Nie. Późno już. Będę leciał - oznajmia, gdy przekręcam klucz w drzwiach.
- W takim razie dobranoc - żegnam się patrząc mu w oczy. - Dziękuję za dzisiejszy wieczór.
- Cała przyjemność po mojej stronie. Dobranoc.
Stoimy i patrzymy się jeszcze na siebie przez chwilę. Czyli pewnie czeka aż wejdę do środka. No dobrze. Odwracam się i naciskam klamkę, gdy on nagle się odzywa.
- Esperanzo.
- Tak?
- Wyglądałaś dzisiaj przepięknie - mówi podchodząc do mnie bliżej. - W życiu nie widziałem tak pięknej kobiety.
W tym momencie dzielą nas centymetry. Jest tak blisko. Dotyka moich policzków swoimi dłońmi. Nagle jego usta zbliżają się do moich i zaczynają je powoli i delikatnie pieścić. Przytulam go do siebie i odwzajemniam jego pocałunki. Wchodzimy do środka nie przestając się całować. Tak bardzo brakowało mi jego ust...
- Kocham cię... - szepcze. - Tak bardzo cię kocham...

Witam wszystkich! I jak podobał się Wam rozdział? Jak mogliście zauważyć, postawa Julii wobec Clary i Tomasa, który znał prawdę jest nieco inna niż w serialu. Przyznam, że okropnie denerwowało mnie jej zachowanie dlatego postanowiłam, że u mnie będzie to wyglądało nieco inaczej, bardziej rozsądniej. A tak po za tym - Espe z Tomim, huhuh, co to z tego wynikło? Jakie będą ich relacje po tym wieczorze? Hmm, chyba niedługo wszystko się okaże 😄

Do zobaczenia w sobotę ♥

8 komentarzy:

  1. Cudowny rozdział, aż nie zauważyłam kiedy się skończył. Cudne połączenie wydarzeń znanych nam z serialu jak i tych wymyślonych przez Ciebie. Jak zwykle końcówka najlepsza. Pozdrawiam Kasia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo i niezmiernie mi miło, że się podobał 😊💕

      Usuń
  2. Nieziemsko dobry odcinek, przeczytałam na jednym wdechu, no dziewczyno z każdym kolejnym rozdziałem jest ciekawiej, widzę, że podkręciłas tempo, ale to dobrze bo takie ich bliskie sceny są najlepsze. Już nie mogę się doczekać soboty, a tym czasem dalej wspieram Lali słuchając UnaNa na Spotify i Youtube, do "zobaczenia" w sobotę. Ada!

    OdpowiedzUsuń
  3. Nadrabiam zaległości z odcinkami,między obowiązkami fanowskimi wobec Lali rzecz jasna i muszę przyznać, że ten rozdział bardzo mnie urzekł. A końcowa scena piekielnie gorąca, aż nie mogę doczekać się soboty. Pozdrawiam Camila.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, bardzo się z tego powodu cieszę 😄

      Usuń
  4. Jak zwykle świetny odcinek, zwłaszcza ostatnia scena. Już odliczam dni do soboty. Całusy Claudia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, miło mi, że rozdział się podobał 😊

      Usuń