Po odmówionej modlitwie siadamy w ławkach, a ministranci razem z Tomasem przygotowują dary. Ortiz odmawia modlitwę, która prawie nie jest słyszalna, gdyż mówi ją szeptem, a oprócz tego chór w tym czasie śpiewa jedną z pieśni. Kiedy wszystko jest już gotowe ksiądz ponownie przybliża się do mikrofonu.
- Módlcie się, aby moją i waszą Ofiarę przyjął Bóg, Ojciec Wszechmogący.
- Niech Pan przyjmie Ofiarę z rąk twoich na cześć i chwałę swojego imienia, a także na pożytek nasz i całego Kościoła świętego. Boże, weź pod opiekę obecną tutaj nowicjuszkę Esperanzę i wspieraj ją na jej nowej drodze życia. Umocnij ją w wierze i spraw, aby jej serce zawsze było na ciebie otwarte tak, jak na potrzeby innych ludzi.
- Pan z Wami.
- I z duchem twoim.
- W górę serca.
- Wznosimy je do Pana.
- Dzięki składajmy Panu Bogu naszemu.
- Godne to i sprawiedliwe.
- Zaprawdę godne to i sprawiedliwe, słuszne i zbawienne, abyśmy zawsze i wszędzie Tobie składali dziękczynienie, Panie, Ojcze święty, wszechmogący, wieczny Boże. Ty postanowiłeś dokonać zbawienia rodzaju ludzkiego na drzewie Krzyża. Na drzewie rajskim śmierć wzięła początek, na drzewie Krzyża powstało nowe życie, a szatan, który na drzewie zwyciężył, na drzewie również został pokonany, przez naszego Pana Jezusa Chrystusa. Przez Niego Twój majestat uwielbiają zastępy Aniołów, którzy zawsze się radują w Twojej obecności. Prosimy, aby i nasze głosy przyłączyły się do nich, razem z nimi wołając.
Suplicio przygrywa na organach i wierni zaczynają śpiewać.
- Święty, Święty, Święty, Pan Bóg Zastępów. Pełne są niebiosa i ziemia chwały Twojej. Hosanna na wysokości. Błogosławiony, który idzie w imię Pańskie. Hosanna na wysokości.
- Zaprawdę, święty jesteś, Boże, źródło wszelkiej świętości.
Kapłan wyciąga ręce nad hostię i kielich z winem. Po kościele niesie się odgłos dzwonków. Wszyscy przyklękają.
- Uświęć te dary mocą Twojego Ducha aby stały się dla nas Ciałem i Krwią naszego Pana Jezusa Chrystusa. On to, gdy dobrowolnie wydał się na mękę, wziął chleb i dzięki Tobie składając, łamał i rozdawał swoim uczniom, mówiąc: Bierzcie i jedzcie z tego wszyscy: to jest bowiem ciało moje, które za was będzie wydane.
Hostia zostaje nam ukazana przez Ortiza, który po dłuższej chwili przyklęka, odkłada ją i pochyla się nad kielichem.
- Podobnie po wieczerzy wziął kielich i ponownie dzięki Tobie składając, podał swoim uczniom, mówiąc: Bierzcie i pijcie z niego wszyscy: to jest bowiem kielich krwi mojej, nowego i wiecznego przymierza, która za was i za wielu będzie wylana na odpuszczenie grzechów. To czyńcie na Moją pamiątkę.
Podobnie jak z hostią, ksiądz podnosi kielich do góry, po czym odstawia go i przyklęka. Ludzie podnoszą się z podłogi.
- Oto wielka tajemnica wiary.
- Głosimy śmierć Twoją, Panie Jezu, wyznajemy Twoje zmartwychwstanie i oczekujemy Twego przyjścia w chwale.
- Wspominając śmierć i zmartwychwstanie Twojego Syna, ofiarujemy Tobie, Boże, Chleb życia i Kielich zbawienia i dziękujemy, że nas wybrałeś, abyśmy stali przed Tobą i Tobie służyli. Pokornie błagamy, aby Duch Święty zjednoczył nas wszystkich, przyjmujących Ciało i Krew Chrystusa. Pamiętaj, Boże, o Twoim Kościele na całej ziemi. Spraw, aby lud Twój wzrastał w miłości razem z naszym Papieżem N., naszym Biskupem N. oraz całym duchowieństwem. Pamiętaj także o naszych zmarłych braciach i siostrach, którzy zasnęli z nadzieją zmartwychwstania, i o wszystkich, którzy w Twojej łasce odeszli z tego świata. Dopuść ich do oglądania Twojej światłości. Prosimy Cię, zmiłuj się nad nami wszystkimi i daj nam udział w życiu wiecznym z Najświętszą Bogurodzicą Dziewicą Maryją, ze świętymi Apostołami i wszystkimi świętymi, którzy w ciągu wieków podobali się Tobie, abyśmy z nimi wychwalali Ciebie przez Twojego Syna, Jezusa Chrystusa. Przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie, Tobie, Boże Ojcze wszechmogący, w jedności Ducha Świętego, wszelka cześć i chwała, przez wszystkie wieki wieków.
- Amen.
- Pouczeni przez Zbawiciela i posłuszni jego słowom ośmielamy się mówić.
- Ojcze nasz, któryś jest w niebie, święć się imię Twoje, przyjdź królestwo Twoje, bądź wola Twoja jako w niebie tak i na ziemi, chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj i odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom i nie wódź nas na pokuszenie, ale nas zbaw od złego.
- Wybaw nas Panie od zła wszelkiego i obdarz nasze czasy pokojem. Wspomóż nas w swoim miłosierdziu, abyśmy zawsze wolni od grzech i bezpieczni od wszelkiego zamętu, pełni nadziei oczekiwali przyjścia naszego zbawiciela Jezusa Chrystusa.
- Bo Twoje jest królestwo, potęga i chwała na wieki.
- Panie Jezu Chryste, Ty powiedziałeś swoim Apostołom: Pokój wam zostawiam, pokój mój wam daję. Prosimy Cię, nie zważaj na grzechy nasze, lecz na wiarę swojego Kościoła i zgodnie z Twoją wolą napełniaj go pokojem i doprowadź do pełnej jedności. Który żyjesz i królujesz na wieki wieków.
- Amen.
- Pokój Pański niech zawsze będzie z wami.
- I z duchem twoim.
- Przekażcie sobie znak pokoju.
Zaczynam kiwać głową z życzliwym uśmiechem do wszystkich ludzi, którzy są w zasięgu wzroku. Najpierw do Clary, która razem z Jorge siedzi najbliżej mnie. Potem do matki przełożonej oraz reszty zakonnic, do chóru, a następnie obracam się do wiernych, którzy przyszli. To było do przewidzenia, że nie pojawi się tu za wiele moich znajomych, bo w Buenos Aires nie jest ich dużo. Natomiast osoby, które były mi bliższe najprawdopodobniej są w La Merced i zdążyły już o mnie zapomnieć. Trudno, to raczej było do przewidzenia. Nie chcę o tym myśleć. Ważniejsze jest, abym cieszyła się ludźmi, którzy są dzisiaj ze mną, a o dziwo kilku ich przyszło. Gato z Gildą, Lola, która śpiewa specjalnie dla mnie w chórze, z Pedro, który tak właściwie jest moim bratem, część uczniów z naszej szkoły... nawet Maximo z Evą. Jak Maxima mogłabym się jeszcze w jakimś malutkim stopniu tutaj spodziewać, tak Evy wcale. Nie wiem, co nakłoniło ją do przyjścia, bo wątpię, żeby jej narzeczony ją do tego namawiał. Pewnie chciała upewnić się, że nie ucieknę i że ceremonia, po której będę musiała zostawić Ortizów w spokoju pod względem miłosnym, zostanie odprawiona.
- Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nad nami. Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nad nami. Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, obdarz nas pokojem.
Widzę, że z zakrystii wychodzi Joaquin. Co? Jak to możliwe? Skoro tutaj jest, to dlaczego to nie on prowadzi tę mszę? Moment, Julia, uspokój się. Na pewno da się to jakoś sensownie wytłumaczyć... Przecież nie musiał tutaj być od samego początku uroczystości... Niewykluczone, że przed chwilą przyjechał skoro pokazał się dopiero teraz. Jestem pewna, no dobra, może aż tak to nie, ale wydaje mi się, że jeśli nie wypadłoby mu coś bardzo ważnego, to odprawiłby tę mszę. Tym bardziej, że wiedział, jakie to dla mnie ważne. Jest on jedną z osób, które zdają sobie sprawę z tego, jak mają się moje sprawy sercowe, więc nie pozwoliłby na to, żeby Ortiz go zastąpił, gdyby nie stało się coś znaczącego.
Nagle rozlega się odgłos dzwonków. Wszyscy klękają, a Tomás unosi hostię do góry.
- Oto Baranek Boży, który gładzi grzechy świata. Błogosławieni, którzy zostali wezwani na Jego ucztę.
- Panie, nie jestem godzien, abyś przyszedł do mnie, ale powiedz tylko słowo, a będzie uzdrowiona dusza moja.
Następuje chwila ciszy. Tomás bierze do ust hostię, po czym przyklęka, a następnie podchodzi do tabernakulum i wyciąga z niego patenę. Czuję jak Clara delikatnie szturcha mnie w ramię. Czyli mam podejść jako pierwsza do komunii? No tak, przecież to całkiem logiczne.
Wstaję z kolan i powolnym krokiem podchodzę do ołtarza tak, aby to ksiądz chociaż przez krótką chwilę na mnie poczekał. Naprawdę nie chciałam podchodzić do Tomasa. Wolałam iść do Joaquina, to byłoby dla mnie o wiele wygodniejsze i prostsze, ale skoro to Ortiz pierwszy był gotowy to niestety nie miałam za dużego wyboru. Po za tym, to on stał bliżej miejsca, w którym siedziałam, więc bardzo dziwne byłoby, gdybym przeszła na drugą stronę tylko po to, żeby przyjąć hostię. Gdyby była to zwykła msza, to pewnie bym to zrobiła, ale teraz nie. Wszyscy na mnie patrzą. No może nie wszyscy, ale ci, których obchodzi to, że wstępuję do klasztoru, na pewno.
Staję przed wikarym i staram się nie spojrzeć mu w twarz. To najgorsze, co mogłabym teraz zrobić. Spojrzeć mu w te niebywałe, błękitne niczym niebo, oczy i poczuć ogromne ukłucie, tęsknotę i wszystkie te emocje, których nie powinnam teraz odczuwać. Czy on robi to wszystko celowo? Czy specjalnie pierwszy podszedł i jeszcze stanął po tej stronie, czy to beznadziejny przypadek?
- Ciało Chrystusa - słyszę.
Wpatruję się w kawałek opłatka przez niego uniesiony. Nie patrz wyżej. Nie w oczy. Ani mi się waż to zrobić Julio!
- Amen - odpowiadam otwierając usta.
Tomás wkłada mi hostię do buzi. Opuszczam głowę w dół i odchodzę, aby ustąpić miejsca osobom, które zdążyły ustawić się już w kolejce. Zajmuję ponownie swoje miejsce w ławce klęcząc. Boże, dlaczego to akurat on musi prowadzić tę mszę? Rozumiem, że tutejszy ksiądz i tak dalej, ale dlaczego w dniu, gdy pragnę się całkowicie tobie oddać, ty stawiasz go na mojej drodze pozostawiając mnie w bardzo niekomfortowej sytuacji? To ja muszę przez całą uroczystość unikać jego spojrzenia, a jednocześnie wyglądać całkowicie naturalnie, aby ktoś, kto nie wie o naszym sekrecie, nie mógł się niczego domyślić. Źle się z tym czuję. Nie powinnam się tym zamartwiać właśnie dzisiaj, a jednak nie mogę tego nie robić. Staram sobie wmówić, że to zwykły ksiądz, który wypełnia swoje obowiązki, ale nie... On jest dla mnie kimś więcej niż tylko zwykłym duchownym... Strasznie trudno było udawać, że podejście do niego po opłatek było dla mnie proste, bo przecież takie powinno być...
Słychać dzwoneczki. Jeden z młodszych ministrantów nimi dzwoni, aby oznajmić, że możemy już wstać z kolan i usiąść, jak też robię. Patrzę na ołtarz. Nie na Tomasa, a na jego ruchy. Obserwuję z jaką dokładnością wszystko robi. Wypija wino, wyciera po sobie kielich, składa puryfikaterz, odstawia wszystko na bok, aby ktoś mógł to stamtąd zabrać i odstawić. Gdy wszystko wykona czeka, aż Suplicio skończy śpiewać pieśń.
- Módlmy się - wszyscy wstają. - Wszechmogący Boże, przez zwiastowanie anielskie poznaliśmy wcielenie Chrystusa, Twojego Syna, prosimy Cię, wlej w nasze serca swoją łaskę, abyśmy przez Jego Mękę i Krzyż zostali doprowadzeni do chwały zmartwychwstania. Przez tegoż Chrystusa Pana naszego.
- Amen.
- Na zakończenie mszy chciałbym jeszcze pogratulować naszej nowej nowicjuszce Esperanzie - oznajmia patrząc w moją stronę, lecz ja wbijam wzrok w podłogę. - Niech Bóg ci błogosławi i trzyma cię w opiece, abyś godnie mu służyła. Pamiętaj, z Panem nikt nie jest sam i znajdziesz u niego odpowiedź na wszystkie swoje problemy. Trwaj przy nim wytrwale - wzdycha.
Czuję się głupio, ale mimo wszystko posyłam do niego delikatny uśmiech w ramach podziękowań za słowa skierowane do mnie. Nie jestem pewna, czy go zauważa, lecz pewnie tak, bo patrzy na mnie przez moment.
- Przyjmijcie Boże błogosławieństwo - unosi dłonie do góry. - Pan z wami.
- I z duchem twoim.
- Niech was błogosławi Bóg wszechmogący, Ojciec i Syn i Duch Święty - wszyscy robią znak krzyża.
- Amen.
- Idźcie w pokoju Chrystusa.
- Bogu niech będą dzięki.
Te doy, mi corazón sincero, Para gritar sin miedo lo hermoso que es tu amor. Tendré mis manos sin cansancio, tu historia entre mis labios y fuerza en la oración. | Wyrażam szczere serce, Krzyczeć ze strachu jak piękna jest twoja miłość. Ja mam swoje ręce bez zmęczenia, Twoja historia wchodzi między moje wargi i siły są w modlitwie. |
Hej! No i zakończyła się msza, na której Julia przyjęła święcenia na nowicjuszkę. Jak będzie teraz wyglądać jej życie? Możemy domyślać się, że spędzi je w zakonie, aczkolwiek co z miłością jej życia, Tomasem? Czy to aby na pewno jest ich koniec? 🙈
Po komentarzach pod wcześniejszą częścią dało się zauważyć, że nie za wielu osobą spodobała się ceremonia, a raczej moja próba opisania jej. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że czytanie formułki mszy jest dość nudne, dlatego postarałam się pododawać kilka przemyśleń Julii tak, aby nie było to zbyt monotonne, a jednocześnie, aby to msza była tym wątkiem, na którym głównie skupiałyby się owe rozdziały. Jednak, z tego co zauważyłam, Waszym zdaniem niezbyt mi się to udało 😅
Aż do dzisiaj zastanawiałam się, czy druga część ceremonii powinna ujrzeć światło dzienne, ale, jak już pisałam, nie miałam zbyt dużego wyjścia. Musiałabym pisać dodatkowy rozdział oraz poprawiać następne z racji tego, że pojawiają się w nich nawiązania do tego. Postanowiłam więc zostawić to tak, jak jest. Po za tym, nie będę ukrywać - chyba jeszcze nigdy nie napracowałam się tyle nad jakąkolwiek pracą pisemną, jak nad tym i ostatnim rozdziałem (bo jeśli czytaliście informację pod poprzednią częścią, to powinniście wiedzieć, że pierwotnie miał być to jeden dłuższy rozdział, który ostatecznie podzieliłam na dwa). Myślałam, że opisanie mszy świętej nie będzie takie trudne, jednak okazało się, że jestem w dość dużym błędzie. Byłam przekonana, że mam wystarczającą wiedzę na ten temat, jednak okazała się ona w tym wypadku zbyt uboga, więc musiałam się nieco douczyć i doczytać. Chyba najwięcej czasu poświęciłam na kazanie Ortiza, które pojawiło się we wtorek, gdyż no, powiedzmy sobie szczerze, nie zajmuję się tym na co dzień. Mam nadzieję, że chociaż w jakimś stopniu zgadzałoby się z prawdziwym kazaniem.
Często się zdarza, że człowiek chce dobrze, ale nie wychodzi. Trudno, takie życie. Wierzę, że to rozumiecie. Zapamiętam, żeby unikać w przyszłości takich błędów. W ramach rekompensaty mogę was jedynie zapewnić, że teraz będzie już tylko coraz ciekawiej (a przynajmniej mam taką nadzieję, bo do następnych rozdziałów jestem o wiele bardziej przekonana 😀).
Do zobaczenia w przyszłym tygodniu ♥
Szczerze to te dwa ostatnie rozdziały nie są najgorsze , tak więc nie martw się tym i pisz dalej. Do zobaczenia we wtorek Camila!
OdpowiedzUsuńTo dobrze, dziękuję 😊
UsuńUf jakoś przebrnęłam przez te dwa ostatnie rozdziały i szczerze mówiąc to nie były one aż tak złe, ale cieszę się z wizji przyszłych ciekawszych odcinków, do zobaczenia jutro Kasia!
OdpowiedzUsuń😃
Usuń