- Tomás mnie przekonał. Powiedział, że warto cię wysłuchać.
Minęły całe dwa miesiące od mojej rozmowy z Jorge. Ze swoim tatą na chwilę obecną mam bardzo dobre relacje. Widujemy się bardzo często, rozmawiamy, chcemy poznać się jak najlepiej i nadrobić stracony czas. Dwa miesiące to długi okres czasu. Myślę, że to wystarczająco dużo, abym w końcu mogła usłyszeć to, co Clara ma mi do powiedzenia. Nie jestem negatywnie nastawiona do tej rozmowy. Wręcz przeciwnie. Mam nadzieję, że sprawi ona, że ta sprawa zakończy się w pozytywny sposób.
- Napijesz się czegoś? - proponuję. - Kawy? Herbaty? Wody?
- Nie, dziękuję.
Do tego, aby w końcu jej wysłuchać, namówił mnie również mój ojciec. Ja nie byłam zbytnio pozytywnie do tego nastawiona, lecz on za każdym razem powtarzał mi, że warto. On dał już jej tę szansę. Przeprosił mnie i powiedział, że on nie potrafi tyle czekać. Wybaczył jej. Jednak nie chciał mi opowiedzieć co mu powiedziała. Twierdził, że powinnam to usłyszeć od niej, a nie od niego.
- W takim razie słucham - mówię siadając obok niej na kanapie. - Co spowodowało, że postanowiłaś mnie zostawić?
- Już ci tłumaczę. Tylko proszę, wysłuchaj mnie do samego końca.
O nie. Ostatnio, gdy rozmowa zaczynała się tymi słowami usłyszałam, że osoba, którą kocham wyjeżdża do Watykanu.
- Kiedy zaszłam z tobą w ciążę, twój ojciec usunął się z mojego życia, a raczej powinnam powiedzieć, że to ja usunęłam się z jego. Nie wiedziałam jeszcze wtedy, że jestem w ciąży. Gdy się dowiedziałam chciałam go odnaleźć i udało mi się to, lecz brał on wtedy ślub z inną. Nie miałam na tyle odwagi, aby podejść do niego i powiedzieć mu, że będzie miał dziecko. Nie miałam nic. Domu, pieniędzy, rodziny. Potrzebowałam pomocy, a udzieliła mi jej właśnie Concepción. Jako, że byłam blisko Boga całe życie, nie musiała mnie przekonywać do tego, żebym została zakonnicą skoro i tak byłam bez niczego. No i tak się stało. A później dowiedziałam się, że noszę w sobie ciebie. Odkąd tylko poznałam Jorge wiedziałam, że chcę mieć z nim dzieci, ale wtedy byłam już mniszką, a twój ojciec miał żonę. Każdą chwilę poświęcałam na myślenie o tym, czy nie lepiej będzie jeśli odpuszczę sobie życie zakonne i zajmę się tobą, bo przecież nie mogłam być zakonnicą z dzidziusiem. Bardzo pragnęłam pomagać ci dorastać, jednak stwierdziłam, że lepiej będzie, jeśli zamieszkasz z Blancą, która była przyjaciółką matki przełożonej, a sama nie mogła mieć dzieci. Nie chciałam cię oddać, ale nie miałam zbyt dużego wyboru. Gdybym odeszła z zakonu nie miałybyśmy nic. Kompletnie nic. Wylądowałybyśmy na ulicy. Nie byłam wtedy w stanie dać ci nic więcej oprócz miłości, a przecież z samego uczucia nie da się wyżyć. Po tym, gdy oddałam cię jej, co noc modliłam się, abym miała jeszcze kiedyś okazję, żeby chociaż na moment cię zobaczyć. Czułam się okropnie. Nie potrzebowałam wiele czasu, żeby cię pokochać. Wystarczyło przytrzymać cię w ramionach przez trzy sekundy i byłam już zakochana w tobie po uszy, jednak byłam pewna, że Blanca zapewni ci o wiele lepsze życie niż ja mogłam w tamtym czasie - przeciera łzę z oka. - Gdy pojawiłaś się w klasztorze i po twojej bliźnie poznałam, że jesteś moją córką, ucieszyłam się niezmiernie, że moje modlitwy zostały wysłuchane. Cieszyłam się, że mogę z tobą spędzać tyle czasu. Po jakimś czasie, gdy zaczęłaś się bardziej na mnie otwierać, miałam wyrzuty sumienia, że nie znasz prawdy, ale okropnie bałam się ci ją wyznać, bo to, w jaki sposób mówiłaś o swojej biologicznej matce sprawił, że nie chciałam, abyś mnie odrzuciła. Wolałam cię mieć blisko. Jednak wiedziałam, że kiedyś musisz się o tym dowiedzieć. No i stało się, gdy się stało. Wydaje mi się, że powiedziałam ci wszystko, co zamierzałam. Teraz, gdy mnie wysłuchałaś, możesz mnie nienawidzić. Masz w pełni do tego prawo.
- Dlaczego tak mówisz? - przysuwam się do niej bliżej. - Chciałaś dla mnie jak najlepiej. A te wszystkie złe rzeczy, które mówiłam, wypowiadałam dlatego, że byłam przekonana, że moja biologiczna matka po prostu mnie nie chciała... Przepraszam cię - przytulam się do niej.
Oni wszyscy mieli rację... Clara nie mogła mnie zatrzymać. Jest mi teraz okropnie głupio. Ona mnie kochała i nie chciała porzucać...
- Nie musisz mnie za nic przepraszać - głaszcze mnie po głowie. - To ja powinnam cię przeprosić.
- Nagadałam ci prosto w twarz tyle okropnych rzeczy nie wiedząc, jak bardzo mogą boleć cię te słowa.
- Tak bardzo nie chciałam cię zostawiać... - przytula mnie do siebie mocniej. - Wybaczysz mi?
- Tak - odpowiadam odsuwając się od niej, żeby móc wytrzeć oczy. - Bardzo za tobą tęskniłam, wiesz? Nie mogłabym już dłużej wytrzymać bez ciebie. Bądź przy mnie, proszę - łapię ją za rękę. - Potrzebuję cię mamo.
- Nigdy cię nie zostawię - zapewnia. - Przenigdy.
- No to teraz mi opowiedz jak jest pomiędzy tobą, a Tomasem, bo wydaje mi się, że nie najlepiej.
- I tu masz rację - mówię. - Pewnie wiesz, że został zgłoszony do konkursu na doradcę papieża i że go wygrał?
- Tak, wiem. Wiem też, że zdecydował się przyjąć tę posadę. Dlatego pytam jak to między wami wygląda. Jak się czujesz?
- Pod tym względem nie najlepiej. Powiedział mi o tym wszystkim dzień po tym, jak spędziliśmy razem cudowny wieczór. Tamta kolacja była cudowna. Jedliśmy w drogiej restauracji, rozmawialiśmy, śmialiśmy się... Wpatrywał się we mnie tymi swoimi oczami, które błyszczały... Uśmiechał się ukazując te swoje zadbane, białe zęby... - robię przerwę.
Zastanawiam się, jak wiele mogę jej powiedzieć. Chyba nie powinnam jej mówić o tym, że spędziliśmy wspólnie noc nie tylko śpiąc obok siebie. Tak, będzie lepiej jeśli zostanie to pomiędzy nami. Mimo, że jest jedną z nielicznych osób, którym ufam bezgranicznie, to jednak taką rzecz powinnam zachować dla siebie.
- Myślałam, że może po tamtym wieczorze stwierdzi, że porzuci sutannę i będzie chciał być ze mną... Ale nie. Tak okropnie się pomyliłam. Następnego dnia wszystko mi opowiedział. O konkursie, o tym, że to było praktycznie niemożliwe, żeby wygrał, że ludzie, którzy go wybrali nie mają pojęcia, o tym, że na chwilę obecną obowiązuje go dyspensa i że nie zamierza z tego zrezygnować, bo taką szansę mają nieliczni... - wzdycham. - Od tamtego czasu z nim nie rozmawiałam.
- Wydaje mi się, że jednak powinnaś to zrobić. Wyjeżdża. To jego ostatnie tygodnie w Buenos Aires. Nie wiadomo, kiedy będzie okazja, abyście się ponownie zobaczyli. Myślisz, że warto tracić ten czas, który wam pozostał na milczeniu? Jestem pewna, że jest jeszcze wiele rzeczy, które chciałby ci powiedzieć, a ty mu na to nie pozwalasz.
- Mówisz?
- Przecież on nigdy nie chciał dla ciebie źle. Zawsze się o ciebie martwił, był przy tobie. Bez wątpliwości można stwierdzić, że bardzo cię kocha.
- A ja kocham jego - wtrącam.
- Więc skoro wybrał taką drogę, powinnaś go wspierać. Jestem przekonana, że ten wybór nie był prosty, ale skoro tak zdecydował... Nie powinnaś mieć mu tego za złe.
- Chyba masz rację... - wzdycham. - Zadzwonię do niego.
- I bardzo dobrze - uśmiecha się do mnie.
- A co tam u ciebie i u taty? - zmieniam temat. - Zamierzacie się pobrać?
- Twój ojciec mnie do tego namawia - mówi dumnie. - Ale nawet, gdybym się zgodziła, na chwilę obecną i tak jeszcze nie możemy tego zrobić. Ledwo co odeszłam z klasztoru. To za szybko.
- No tak. Jeśli kocha to poczeka - rzucam. - A widać, że kocha. Bardzo kocha - unoszę kąciki ust.
Nagle robi mi się niedobrze. Czuję, że coś jest nie tak.
- Przepraszam na moment - rzucam energicznie wstając z kanapy.
Biegnę do łazienki. Podnoszę klapę od sedesu i nachylam się nad nim. Wymiotuję. Gdy kończę, spuszczam wodę, wstaję z podłogi, podchodzę do zlewu i przemywam buzię wodą. Następnie wychodzę z toalety i wracam do Clary, która siedzi w salonie.
- Wszystko w porządku? - pyta. - Wymiotowałaś?
- Tak, ale to nic poważnego. Cały dzień mnie mdliło. Pewnie zjadłam wczoraj coś nieświeżego.
- Jesteś pewna, że nie chcesz iść do lekarza? Mogę z tobą iść. Masz podkrążone oczy i nie wyglądasz najlepiej. Nie bierz tego do siebie, ale jeśli się czymś strułaś? Lepiej będzie, jeśli pójdziemy do specjalisty.
- Nie, nie. Naprawdę to nic takiego.
- A pamiętasz co było, gdy ostatnim razem tak mówiłaś? Tomás nie zdążył cię dowieść do szpitala. Musiał dzwonić po karetkę. Ledwo cię uratowali. Leżałaś kilka dni w śpiączce.
- Och, mamo. Nie strasz mnie. Tamta sytuacja nauczyła mnie, że kiedy czuję, że ktoś musi się mną zająć to mam o to wołać, a nie udawać, że zaraz mi przejdzie. A to naprawdę nie jest nic wielkiego. Zjadłam coś popsutego, więc mój organizm musiał odreagować. Mam podkrążone oczy i nie wyglądam najlepiej tylko dlatego, że nie mogę spać po nocach.
- Dlaczego?
- Mam masę problemów na głowie. Tomás wyjeżdża, zaczynam czuć, że praca w firmie Ortizów mnie przerasta, po za tym Maximo cały czas się narzuca, muszę znaleźć jakieś nowe mieszkanie, bo właściciel tego wraca za dwa tygodnie z Meksyku, no i jeszcze sprawa z tobą, która na całe szczęście już się rozwiązała.
- Oj ty biedulko - przytula mnie do siebie. - A może wprowadzisz się do nas? - proponuje. - Gdy będziesz cały czas w towarzystwie nie będziesz tak intensywnie o wszystkim myślała. Nie będziesz musiała płacić czynszu, będziesz mogła rzucić pracę i poszukać czegoś innego...
- Dziękuję mamo. To naprawdę miło z twojej strony, ale... - biorę głębszy oddech. - Zastanawiam się czy nie wrócić do klasztoru.
- Po co masz tam mieszkać skoro możesz u nas? - pyta. - Dostaniesz swój własny pokój, będziemy spędzali ze sobą więcej czasu...
- Nie chodzi mi o mieszkanie w klasztorze - mówię. - Znaczy o to też, ale to w pewnej części - poprawiam się. - Bardziej miałam na myśli to, żeby z powrotem zostać nowicjuszką, ale tym razem na poważnie.
- Nadal o tym myślisz? Nawet teraz, gdy tyle ludzi jest przy tobie?
- Przecież do zostania mniszką nie muszę być samotna. Mogę was nadal kochać, prawda? Z resztą sama coś o tym wiesz. Chodzi o to, że... - urywam. - Że...
- Tomás? - dopytuje.
- Tak. Kocham go. Bardzo go kocham. Ale skoro on zdecydował, że zostanie przy Bogu... Tyle razy próbowałam już w jakiś sposób pokazać mu, że ze mną też jest szczęśliwy, ale on mimo to woli trwać przy nim... Mam teraz coś w rodzaju poczucia winy, ale nie tylko dlatego się na to zdecydowałam. Nie będę w stanie pokochać żadnego innego mężczyzny, nawet w najmniejszej części, tak bardzo, jak kocham jego. Czuję, że życie blisko Boga ukoi moje cierpienie. Może nie całkowicie, ale w jakimś stopniu na pewno. Po za tym, będę mogła zająć się rzeczami, którymi lubię się zajmować - mówię. - Wiem, że zbytnio tego nie popierasz, ale, tak samo jak każdego dnia myślałam o tobie i o Tomasie, myślałam o tym, żeby wrócić do klasztoru. I wydaje mi się, że to będzie najlepsza decyzja jaką będę mogła w tej sytuacji podjąć.
- Dziękuję - unoszę kąciki ust.
- Bardzo cię kochamy - przytula mnie do siebie.
- Ja was też.
Dzień dobry, dobry wieczór! I co sądzicie o rozdziale? Clara i Esperanza w końcu pogodzone, jeeej. Co innego, jeśli chodzi o Tomasa, aczkolwiek myślę, że niebawem coś się pomiędzy nimi zadzieje. Nie odbierzcie tego w zły sposób - chodzi mi o to, że Julia mając dosyć tej ciszy pomiędzy nimi rzeczywiście do niego zadzwoni i zakończy to ich wspólne milczenie 😀
Miłego wieczoru ♥
Ciekawy rozdział, czyżby Esperanza była przy "nadzieji"? Z niecierpliwością czekam na kolejny odcinek. Pozdrawiam Kasia.
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo, cieszę się, że rozdział Ci się podobał 😄
UsuńFajnie, że Esperanza pogodziła się z Clara. Ale, ale czyżby Esperanza szykowała nam niespodziankę? Ten rozdział mi się podoba. Pozdrawiam Ada.
OdpowiedzUsuńHuhuh, kto to wie 😅
UsuńBardzo mi z tego powodu miło 😊
Super odcinek, oby więcej takich. Do zobaczenia jutro Camila!
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo! 💕
Usuń