Biorę głęboki wdech i pukam. Nie czekając na odpowiedź naciskam na klamkę. Wchodzę do środka. Ksiądz siedzi za biurkiem i najprawdopodobniej coś pisze. Jest tym tak zajęty, że nawet nie podnosi na mnie wzroku.
- Mogę? - pytam.
- Tak, w końcu na ciebie tutaj czekam - odpowiada nadal wpatrzony w kartkę. - Siadaj proszę.
Zajmuję miejsce na przeciwko niego. Czuję się nieco skrępowana.
- Słucham, co chciałaś mi powiedzieć?
Aha, czyli to tak ma wyglądać? Nawet nie zamierza na mnie spojrzeć?
- Mogę wiedzieć, o co ci chodzi?
- Mnie? - dziwi się. - Mnie o nic. To ty chciałaś ze mną porozmawiać. Nie ja z tobą.
- Co nie zmienia faktu, że mógłbyś okazać mi odrobinę szacunku. Powinniśmy porozmawiać, bo oboje mamy coś za uszami. Nie przyszłam tutaj, żeby mówić do ściany.
- Przecież cię słucham - wzdycha zerkając na mnie.
- Nawet nie zaczęłam mówić, a ty już pokazujesz, że masz kompletnie gdzieś to, co chcę ci powiedzieć - oznajmiam. - Dlaczego taki jesteś? Dlaczego nie odbierasz ode mnie telefonów, nie odpisujesz na wiadomości? Unikasz mnie, nie chcesz ze mną rozmawiać... Co ja ci takiego zrobiłam? Czym sobie na to zasłużyłam?
- Nie gadaj głupot. Traktuję cię tak, jak zawsze.
- Co? - denerwuję się. - Jeszcze nigdy tak źle mnie nie traktowałeś. Powiedziałeś, że dasz mi czas, abym wszystko sobie poukładała, po czym, gdy ja chcę się z tobą skontaktować, udajesz niedostępnego.
- Mam więcej pracy niż zwykle. W końcu wyjeżdżam i muszę się zająć wszystkimi sprawami teraz, bo później zabraknie mi na nie czasu.
- A nasza sprawa może pozostać nierozwiązana? - dopytuję. - Tomás... - patrzę mu w oczy. - Zostało tak niewiele czasu do twojego wyjazdu. Chcę móc go spędzić z tobą. Nie marnujmy go na niepotrzebne kłótnie. Wykorzystajmy go dobrze.
- Nie mogę go z tobą spędzać.
- Rozumiem, że masz dużo pracy, ale mogę ci w niej pomóc. Proszę, nie odsuwaj mnie od siebie.
- Ale to jest jedyne wyjście, aby zapomnieć - mówi załamującym się głosem. - Nie mogę być przecież zakochanym księdzem. Nie mogę zdradzać Boga. Kilka lat temu zobowiązałem się mu służyć. Nie mogę go oszukiwać i to w taki sposób.
- Ja to doskonale rozumiem, naprawdę - zapewniam go. - Czuję się źle, za każdym razem, gdy uświadamiam sobie, że odciągam cię od kościoła, ale nie potrafię odpuścić. Bardzo mi na tobie zależy. Nie chcę cię stracić - oznajmiam ze łzami w oczach. - Zrobię wszystko, tylko nie odtrącaj mnie od siebie. Obiecuję, że zachowam dystans, nie pozwolę, żeby coś więcej się wydarzyło. Tylko błagam, pozwól mi być przy tobie.
- Nie mogę... - szepcze. - To wszystko, co się działo... nałożenie na mnie dyspensy to tylko i wyłącznie moja wina. Nigdy nie powinienem był do tego dopuścić.
- Nigdy już nic się pomiędzy nami nie wydarzy. Oboje tego dopilnujemy.
- Nie Esperanzo. Nie można aż tak kusić losu - jego ton głosu jest stanowczy.
- Tyle razy próbowaliśmy się już od siebie odsunąć i nie wychodziło nam to. Myślisz, że tym razem się uda?
- Wiesz, dlaczego wcześniej się nie udawało? Bo rzucaliśmy słowa na wiatr. Sami stwarzaliśmy sytuację do tego, aby się spotkać. A tak nie powinno być.
- Tomás, proszę... - po policzkach spływają mi łzy. - Nie chcę tak żyć. Nie chcę żyć z daleka od ciebie.
- Wybacz - prosi przecierając oczy. - Nie mogę teraz popełnić żadnego błędu.
- Rozumiem to - pociągam nosem.
- Po za tym i tak musiałabyś się nauczyć żyć beze mnie. Gdy wyjadę nie będzie żadnego sposobu na to, abym był przy tobie.
Chcę mu powiedzieć, że nie ma racji, że jest w błędzie, że przecież na odległość też można żyć blisko, ale zaczyna mi się delikatnie kręcić w głowie. Czuję się niedobrze. Wstaję powoli z krzesła i zaczynam biec jak najszybciej w stronę łazienki. Nachylam się nad sedesem i wymiotuję. Chwilę po tym do pomieszczenia wchodzi Ortiz. Kuca obok mnie i przytrzymuje moje włosy tak, żebym ich nie ubrudziła. Kiedy kończę, spuszczam wodę, podnoszę się z podłogi i zaczynam przemywać buzię.
- Dziękuję - mówię zakłopotana.
- Źle się czujesz? - pyta. - Może zrobić ci herbaty? Albo przyniosę ci ciepłej wody.
- Nie, nie. To nic takiego - zapewniam wycierając twarz w ręcznik.
- Zawieźć cię do lekarza? - proponuje.
- Nie, dziękuję. Naprawdę nie wydaje mi się, żeby to było coś groźnego - ponuro uśmiecham się do niego.
- Nie wyglądasz najlepiej - stwierdza.
- Nie śpię po nocach, więc jestem zmęczona. Po za tym jem mało i byle co, więc często mnie mdli i zdarza mi się wymiotować.
- Czyli to nie pierwszy raz?
- No nie - przyznaję się. - Mogę cię o coś poprosić? Odwiózłbyś mnie do domu?
- Na pewno nie chcesz jechać do specjalisty?
- Nie. Potrzebuję się wyspać. To wszystko.
Ksiądz wzdycha patrząc na mnie. Chyba nie do końca wierzy mi w to, co mówię. Z resztą ja sama nie jestem do tego przekonana, ale nie mam siły, żeby siedzieć teraz w szpitalu i czekać, aż lekarz mnie przyjmie. O wiele bardziej chcę się położyć w swoim łóżku i zasnąć.
- W takim razie cię odwiozę. Powiem tylko Joaquinowi, że wychodzę i poproszę, żeby odprawił za mnie mszę.
- Dobrze. Poczekam na korytarzu - oznajmiam wychodząc z łazienki.
Tomás nie każe na siebie długo czekać. Gdy przychodzi, wychodzimy z klasztoru i idziemy do jego samochodu. Jest mi słabo, ale to pewnie z głodu. Nie jadłam dzisiaj nic oprócz jabłka na śniadanie. Mam pusty żołądek i to dlatego ledwo trzymam się na nogach.
Droga mija nam w ciszy. Mój towarzysz nawet nie włącza radia. Przez cały czas patrzę za okno, ale mimo to widzę, że co jakiś czas ksiądz zerka na mnie.
- Jesteśmy na miejscu - oznajmia.
Wysiadam z pojazdu i zaczynam powolnym krokiem iść w stronę swojego mieszkania.
- Poczekaj, pomogę ci - słyszę.
Mężczyzna łapie mnie pod rękę i wchodzimy po schodach. Podaję mu klucze. Otwiera mieszkanie i wchodzi ze mną do środka.
- Przebierz się w piżamę i połóż się - mówi. - Zrobię ci zaraz coś ciepłego do picia i do przegryzienia.
Nie chcę się z nim wykłócać. Wchodzę do łazienki i ściągam z siebie obcisłe dżinsy i koszulę. Zastępuję je luźnymi dresami. Następnie idę do salonu. Ku mojemu zdziwieniu, łóżko mam już przygotowane do spania. Jest pościelone. Pewnie Tomás to zrobił. Wchodzę pod kołdrę i poprawiam poduszkę, aby było mi wygodniej.
- Proszę - słyszę nagle. - Zaparzyłem ci mięte i znalazłem paczkę biszkoptów w szafce.
- Dziękuję - uśmiecham się do niego sięgając po kubek.
- Zjedz chociaż kilka sztuk, a potem połóż się spać.
Kiwam głową. Posłusznie zjadam cztery ciastka, dopijam herbatę i kładę się. Ku mojemu zdziwieniu, udaje mi się zasnąć niemalże od razu.
*Jadę taksówką. Muszę go zatrzymać. Muszę. Denerwuję się. On nie może stąd wyjechać. Dlaczego jedziemy tak wolno?
- Proszę jechać szybciej - mówię do taksówkarza.
- Robię co mogę.
Wybieram numer Tomasa i dzwonię, po raz kolejny, ale bezskutecznie. Nie odbiera. Boję się. Tak okropnie się boję, że nie zdążę. Że przyjadę za późno, gdy on będzie już w samolocie, w powietrzu, w drodze do Watykanu.
Samochód się zatrzymuje. No świetnie. Jeszcze tego brakowało.
- Proszę się pośpieszyć.
- Jest czerwone światło.
- Proszę jechać.
- Nie mogę. Stracę licencję.
Super. No po prostu super. Sprawdzam w internecie, o której wylatuje jego samolot. Jeśli będzie miał opóźnienie, to prawdopodobnie uda mi się go zatrzymać...
Nagle słyszę szum. Zerkam przez okno. O nie. Nie, nie, nie, nie, nie... Tylko nie to. Proszę, nie. Przysuwam się bliżej okna. Samolot właśnie rusza. Otwieram drzwi i wybiegam z taksówki.
- Nie zapłaciła pani! - słyszę, ale w zupełności to ignoruję.
Biegnę w stronę lotniska. Zatrzymuję się przy ogrodzeniu i wspinam się na nie. Maszyna wzbija się w powierzę. Nie zdążyłam. Ze łzami w oczach patrzę, jak leci. Płaczę, lecz nie spuszczam go z oczu. Wpatruję się w niego dopóki nie znika. Przegrałam...*
Przebudzam się, gdy słyszę odgłos tłuczonego szkła. Podnoszę się z łóżka i idę do kuchni. Tomás sprząta potłuczone naczynie... Chwila moment. Tomás? Co on tutaj robi?
- Wstałaś już? Pewnie obudziłem cię, gdy upadł mi talerz. Przepraszam. Odkupię ci go.
- Nie trzeba. Mam jeszcze kilka - mówię.
- Jak się czujesz? - pyta.
- Nieco lepiej niż rano. Bolą mnie plecy, ale to pewnie przez to, że krzywo spałam.
- To dobrze - uśmiecha się do mnie słodko. - Ugotowałem ci zupę. Powinna cię nieco rozgrzać i sprawić, że poczujesz się lepiej. Oprócz tego byłem na zakupach, bo miałaś okropne pustki w lodówce chociaż wolałbym, żebyś nie jadła za dużo dopóki ci nie przejdzie. Jednak jakbyś była głodna, to nakupiłem ci biszkoptów, herbatników i sucharków, a gdybyś miała ochotę na coś ciepłego to masz w szafce kisiele. Nie wiedziałem, jaki smak lubisz, więc kupiłem po dwie sztuki z każdego rodzaju. Zupy jest tyle, że spokojnie starczy ci jeszcze na jutro, a myślę, że z rzeczy, które kupiłem, spokojnie ugotujesz sobie coś pojutrze.
Podchodzę do lodówki i otwieram ją. Wow, chyba jeszcze nigdy nie była taka pełna.
- Bardzo dziękuję. Ile jestem ci za to wszystko winna?
- Nic.
- No nie żartuj.
- Nie żartuję - odpowiada. - Niech to będzie taki... prezent ode mnie.
- Jesteś kochany, dziękuję - przytulam się do niego.
- Nie ma za co - oznajmia i odwzajemnia uścisk. - Ekm, to co - rzuca. - Nalać ci zupy?
- A zjesz ze mną? - proponuję.
- Chętnie. Od tej ilości jedzenia, którą dzisiaj widziałem, zrobiłem się głodny.
Ortiz napełnia dwa talerze zupą, a chwilę później przynosi je na stół, gdzie zamierzamy jeść. Nabieram odrobinę na łyżkę i dmucham, bo domyślam się, że jest gorąca. Następnie biorę do ust i...
- Wow - mówię. - Wow, ona jest... przepyszna. Wow - nie mogę wyjść z podziwu.
- Dziękuję - śmieje się. - Miałem nadzieję, że będzie ci smakowała. Byłem pewien, że sama sobie nic nie ugotujesz i nie z lenistwa, tylko dlatego, że się źle czujesz, a pomyślałem, że taki ciepły obiad na pewno dobrze ci zrobi.
- Dziękuję, dziękuję, dziękuję - powtarzam. - Nie mam pojęcia, jak mogę ci się za to wszystko odwdzięczyć.
- Nie musisz - uśmiecha się. - Robię to, ponieważ nie mógłbym cię tak zostawić. Trzeba się troszczyć o innych.
Czy on w ten sposób próbuje mi przekazać, że robi to tylko dlatego, że zrobiło mu się mnie żal, a nie dlatego, że nadal mu na mnie zależy?
- Skoro chcesz trzymać się ode mnie z daleka, to dlaczego tutaj jesteś? - pytam poważnym tonem.
- Nie mogłem odmówić ci pomocy.
- Prosiłam cię tylko o to, żebyś odwiózł mnie do domu. Nie musiałeś mi robić zakupów, nie musiałeś mi gotować. Nie musiałeś dla mnie nic robić.
- Nadal nie rozumiesz, prawda? - śmieje się ze smutkiem. - To, że chcę trzymać się daleko, nie oznacza, że przestało mi na tobie zależeć. Nadal mi na tobie zależy i zawsze będzie. A odsuwam się od ciebie, żeby po prostu zależało mi w mniejszym stopniu - mówi patrząc mi w oczy. - Nie chciałem, żebyś się męczyła. Bóg mówił, że mamy pomagać ludziom, którzy tej pomocy potrzebują - wzdycha. - Rozumiem, że przez to, co wydarzyło się między nami, masz do mnie żal, że chcę zniknąć. Masz prawo mnie za to nienawidzić, ale proszę, pozwól mi trzymać się z daleka.
- Dlaczego to tak bardzo boli? - pytam ze łzami w oczach.
- Jesteśmy skazani na cierpienie - odpowiada podchodząc do mnie bliżej.
- Nie poradzę sobie bez ciebie - oznajmiam wtulając się w niego.
- Wierzę, że poradzisz. Każdego dnia modlę się o ciebie. Proszę Boga, żeby dał ci siłę i żeby się o ciebie troszczył, bo ja nie mogę tego robić - całuje mnie w głowę. - Proszę, nie płacz.
- Naprawdę uważasz, że będzie lepiej jeśli będziemy trzymali się od siebie z daleka? - dopytuję. - Przecież zostało niewiele czasu. Nie możemy go wykorzystać i... spędzić razem? Jeśli oboje będziemy się pilnować, nic się nie wydarzy.
- Za każdym razem myślałem, że jeśli będę się pilnował, to nic się nie stanie i za każdym razem kończyło się to w sposób, w jaki nie powinno. Nie mogę dopuścić, żeby to się powtórzyło.
- Wiem... - oznajmiam odsuwając się od niego. - Skoro twierdzisz, że tak będzie najlepiej...
- Nie będzie najlepiej - wtrąca. - Będzie najbezpieczniej. Nie twierdzę, że nie będzie bolało.
- Musiałeś?
- Muszę być całkowicie szczery.
Siada z powrotem na swoim miejscu i kończy jeść zupę. Robi to w milczeniu. Następnie wstaje, odnosi talerz i wstawia go do zmywarki.
- Dziękuję za pyszny obiad - rzuca. - Pójdę już. Poradzisz sobie?
Nie. Nie wychodź. Nie wyjeżdżaj. Zostań ze mną. Zostań ze mną teraz i na zawsze. Proszę. Nie chcę, żebyś wyjeżdżał. Chcę, żebyś był tutaj. Przy mnie.
- Tak, jasne.
- Jakby coś to dzwoń.
- Oczywiście.
- To cześć.
- Cześć.
Wyszedł. I zamierza już nigdy tutaj nie wrócić.
* - fragment odcinka 145 (w Polsce 133).
Hej! I jak? Co sądzicie? Tylko proszę, nie bijcie. W ramach rekompensaty mogę Wam zdradzić, że Tomás i Esperanza jeszcze nie raz się spotkają (to było raczej do przewidzenia, ale ciii 😅). Jak Wam się wydaje? Czy sen Espe jest proroczy? Czy to po prostu zwykły sen, który nie znajdzie odwzorowania w jej życiu? Huh, ciekawe jak to będzie 🙈
Do zobaczenia ♥
Rozdział ciekawy, choć nie tak wyobrażałam sobie ich rozmowę, ale mam nadzieję że prędzej czy później ich historia zakończy się szczęśliwie i zawsze będą już razem. Pozdrawiam Kasia.
OdpowiedzUsuńNiedługo wszystko się okaże 😄😉
UsuńFajny rozdział, choć liczyłam na nieco inny przebieg ich rozmowy. Mam nadzieję, że kolejne odcinki będą nieco radośniejsze dla Esperanzy w relacjach z Tomasem. Buziaki Camila!
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo! 💕
UsuńZawsze warto mieć nadzieję 😉😀
Zrobiło się ponuro, ale odcinek ciekawy. Czekam jak dalej pokierujesz losami tej cudownej pary. Całusy Ada!
OdpowiedzUsuńTo dobrze, że pomimo tego rozdział nie był zły 😊
UsuńŚwietny rozdział, jestem bardzo ciekawa co dalej będzie, mam na myśli relacje pomiędzy głównymi bohaterami. Pozdrawiam i do zobaczenia dziś Claudia!
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo, cieszę się, że rozdział się podobał 😊
UsuńNiedługo się wszystko okaże, hah 😄
Wow, dawno mnie tu nie było, ale nadrobiłam zaległości i muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem jak bardzo zmieniłaś pewne zdarzenia znane nam z serialu. Większość zmian odbieram pozytywnie, poza tą ich wspólną nocą, gdzie nieco mnie rozczarowało, że tak bardzo jest odmienne od pierwowzoru, uważam, że tego nie powinnaś była zmieniać, ta scena była najcudowniejsza w całej tej historii, ale bez obaw już przebolalam i jestem ciekawa kontynuacji. Pozdrawiam Julia!
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło ponownie Cię tutaj widzieć 😊
UsuńCieszę się, że większość zmian została przez Ciebie odebrana pozytywnie. Odnośnie ich wspólnej nocy - tak, jak już mówiłam, taką wizję miałam od samego początku i zmieniając ją popsułabym sobie całą resztę, dlatego też nie mogłam tego opisać w sposób, podobny do tego, co było przedstawione w serialu. Nawet nie myślałam, że zostanie to aż tak źle odebrane, no ale cóż. Trzeba żyć dalej 😄