sobota, 12 sierpnia 2017

Rozdział 41 - W takim razie pozwól, że się wyspowiadam

Od kilku dni próbuję skontaktować się z Tomasem. Dzwonię do niego, wysyłam po kilka wiadomości, lecz bezskutecznie. Nie oddzwania, nie odpisuje. Nie wiem, o co chodzi i zaczynam się coraz bardziej martwić. Przez bardzo długi czas ze sobą nie rozmawialiśmy. Ponad dwa miesiące. To strasznie długo. To okropne zważając na to, że kiedyś nie potrafiliśmy wytrzymać dobry bez zamienienia ze sobą jakiegokolwiek słowa. Coś musiało się wydarzyć, bo nigdy nie zostawiał mnie bez żadnej odpowiedzi. Do głowy przychodzi mi masa przeróżnych scenariuszy. Zgubił komórkę? Zmienił numer telefonu? Miał wypadek i leży w szpitalu? Nie mam bladego pojęcia o co może chodzić. W końcu postanawiam udać się do Santa Rosa, żeby się czegoś dowiedzieć. Kiedy ja tam byłam ostatnio? Wiem. Wtedy, gdy rozmawiałam z Joaquinem, a następnie wymknęłam się stamtąd po cichu, aby w spokoju się wyprowadzić.
Wychodzę z domu i ruszam w stronę klasztoru. Nie mam po co zamawiać taksówki, ani wsiadać w autobus. Zakonnice mieszkają całkiem blisko mnie po za tym, szkoda mi na to pieniędzy. Odkąd dowiedziałam się, że muszę się w dość krótkim czasie wynieść z mieszkania, stwierdziłam, że muszę zacząć porządnie oszczędzać. Szkoda tylko, że tak późno się o tym dowiedziałam, bo prawdopodobieństwo, że zdążę odłożyć pieniądze na nowe, w miarę porządne, miejsce zamieszkania, jest prawie nikłe. Chyba, że znajdę worek, a w nim z kilkadziesiąt tysięcy pesos. Wtedy może udałoby mi się wynająć coś w miarę solidnego. Chociaż i tak nie muszę się za bardzo nad tym zastanawiać, bo jestem bliżej zostania nowicjuszką niż pozostania kobietą w cywilu. Ale jeszcze zobaczymy. Dam sobie jeszcze troszkę czasu, może się rozmyślę, a jeśli nie, to pójdę na rozmowę z matką przełożoną.
Po piętnastu minutach stoję przed bramą Santa Rosa. Wchodzę na podwórko i idę długim chodnikiem prosto do wejścia. Dzwonię dzwonkiem. Nie mija wiele czasu, gdy drzwi otwierają się i zastaję w nich Beatriz.
- Esperanza! - na jej twarzy maluje się uśmiech. - Jak miło cię widzieć!
- Ciebie również - odpowiadam jej.
- Co cię do nas sprowadza?
Zaczynam zastanawiać się, czy powiedzieć jej prawdę. No, bo jeśli okaże się, że Tomás od dawna tutaj nie był to będzie mi okropnie głupio...
- Przyszłam w odwiedziny - kłamię. - Stęskniłam się za wami wszystkimi.
- W takim razie wchodź - wpuszcza mnie do środka. - My też bardzo za tobą tęsknimy. To takie okropne uczucie, gdy widujesz się z kimś codziennie, spędzasz z nim czas, rozmawiasz każdego dnia, a nagle ten ktoś odchodzi i nie możesz już tego robić.
- Tak, tak. Dokładnie tak samo myślę.
- Czego się napijesz? Herbata, kawa, woda?
- Możesz mi zrobić herbaty - proszę, gdy wchodzimy do kuchni. - Jest Diana albo Nieves?
Pytam o to głównie dlatego, że wiem, że mogę je spokojnie zapytać o Tomasa i one opowiedzą mi wszystko co wiedzą. One są naprawdę dobrymi przyjaciółkami. Naprawdę potrafią mnie wysłuchać i doradzić, gdy tego potrzebuję.
- Diana wyszła na zakupy, a Nieves, z tego co kojarzę, sprząta dzisiaj salę muzyczną.
- Świetnie - cieszę się. - W takim razie pójdę się z nią przywitać i zaraz do ciebie wrócę, okej?
- Dobrze.
Wychodzę z pomieszczenia, do którego niedawno weszłam i idę w stronę tego, w którym powinna znajdować się moja znajoma nowicjuszka. Pociągam za klamkę i wchodzę do środka. Beatriz miała rację. Mniszka jest tak pochłonięta sprzątaniem za pianinem, że nawet mnie nie zauważa. Po za tym, nie ma co się jej dziwić - ma słuchawki w uszach, więc nic dziwnego w tym, że nie zwróciła uwagi, na to, że ktoś wszedł do sali. Podchodzę do niej bliżej i pukam ją delikatnie w plecy. Odwraca się.
- A, ESPERANZA! - krzyczy. - CZEŚĆ! TĘSKNIŁAM ZA TOBĄ - przytula mnie do siebie.
Chwytam ręką za kabel od słuchawek i ciągnę go tak, żeby słuchawki wypadły jej z uszu, bo wtedy najpewniej przestanie krzyczeć.
- Ja za tobą też - mówię odwzajemniając jej uścisk.
- Przyszłaś w odwiedziny? - pyta.
- Powiedzmy - rzucam. - Powiedz mi, co z ojcem Tomasem?
- A co ma być?
- No, czy wpada tutaj jeszcze czasami czy jest tak zapracowany w związku z tym jego wyjazdem do Watykanu, że nawet nie ma na to czasu?
- On jest tutaj codziennie odkąd biskup Marcucci zdjął z niego dyspensę - odpowiada.
- Znowu został proboszczem?
- Nie, Joaquin nadal nim jest. Ksiądz Tomás jest kimś w rodzaju wikariusza.
- Aha, czyli tak to wygląda... - mówię cicho. - A powiedz mi, nie wiesz, czy nie zmieniał może ostatnio numeru telefonu albo coś w tym rodzaju?
- Nie, raczej nie. Skąd takie pytanie?
- Od jakiegoś tygodnia próbuję się z nim skontaktować i nic. Myślałam, że może zmienił numer i to dlatego, ale w takim razie nie wiem o co mu chodzi.
- Pokłóciliście się?
- Hem? - zaskoczyło mnie jej pytanie.
- Spytałam, czy się pokłóciliście. Skoro on od ciebie nie odbiera, a ty nie wiesz, co się z nim dzieje, to pewnie jest coś na rzeczy.
- Można tak powiedzieć - stwierdzam. - Po prostu... ach... - wzdycham.
Przecież mogę jej w jakimś stopniu opowiedzieć co się stało... W końcu jest jedną z bliższych mi osób.
- Nie najlepiej przyjęłam do wiadomości to, że wyjeżdża, aby pełnić funkcję doradcy papieża. Powiedziałam mu, że potrzebuję czasu, żeby to przemyśleć i poukładać no i kiedy zdecydowałam się z nim porozmawiać, on nie daje znaku życia.
- I przyszłaś tu po to, żeby się czegoś dowiedzieć?
- Dokładnie tak.
- Powinien spowiadać w kaplicy.
- Dzięki. Co ja bym bez ciebie zrobiła - mówię przytulając się do niej. - Naprawdę dziękuję.
- Nie ma za co.
- Nie przeszkadzam już - oznajmiam zbliżając się do wyjścia.
- Mogłabyś wpaść niedługo w odwiedziny do nas. Szczególnie do mnie i do Diany. Dawno nie spędzałyśmy razem czasu.
- Jasne. Prawdopodobnie teraz będziemy się nieco częściej widywać. Cześć! - rzucam i wychodzę.
Idę korytarzem zmierzając w stronę kaplicy. No tak. Bardzo chcę z nim porozmawiać, ale Beatriz czeka na mnie w kuchni i nie mogę tam teraz nie przyjść... Trudno, powiem, że się zagadałam.

Wchodzę do świątyni, klękam w jednej z tylnych ławek i odmawiam krótką modlitwę. Następnie siadam i rozglądam się dookoła. Nieves miała rację. Tomás spowiada. Właśnie z konfesjonału wychodzi młoda dziewczyna, podchodzi do stuły i całuje ją, a na jej miejsce wchodzi jakaś starsza pani, która była ostatnia w kolejce do spowiedzi. Zastanawiam się, czy możliwe jest, że Ortiz mnie widzi. Nie, chyba raczej nie. Siedzę w miejscu, które ciężko byłoby mu dostrzec zza tych krat, a po za tym, jest tak zajęty rozgrzeszaniem, że na pewno nie rozgląda się po kościele.
Kilka minut później staruszka wychodzi z kaplicy i wtedy zaczynam zbierać się w sobie, aby znaleźć się w miejscu, w którym ona wcześniej była. Biorę głęboki wdech i wydech. Następnie podnoszę się z ławki, podchodzę tam i klękam. Nie patrzę na niego. Trzymam głowę cały czas spuszczoną w dół.
- Esperanza?
Dopiero teraz mam na tyle odwagi, aby na niego spojrzeć.
- Nie raczyłeś odebrać telefonu, więc przyszłam, żeby porozmawiać z tobą tutaj.
- Konfesjonał nie służy do rozmawiania o rzeczach niezwiązanych ze spowiedzią, tylko do wyznawania grzechów.
- W takim razie pozwól, że się wyspowiadam - mówię. - Nie możesz mi tego zabronić.
- Masz rację, nie mogę - zgadza się. - W takim razie zaczynaj, słucham.
No to lecimy z tym. Formułkę spowiedzi, na całe szczęście, pamiętam doskonale. Jednak na coś przydało się udawanie nowicjuszki przez pół roku.
- W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego - robię znak krzyża.
- Amen.
- Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus.
- Na wieki wieków. Amen.
- Ostatni raz u spowiedzi byłam... - moment, kiedy to było? - ... trzy miesiące temu. Pokutę zadaną wypełniłam. Obraziłam Pana Boga następującymi grzechami.
To teraz nadszedł czas na gwoździa programu.
- Jest tyle rzeczy... - mówię. - Kłamałam. Bardzo wiele razy, oj wiele. Oszukiwałam. Między innymi wtedy, gdy udawałam przed ludźmi, że nie jestem zakochana w osobie, w której nie powinnam się nigdy zakochać. Hm, co tam jeszcze... Zgrzeszyłam całując się z księdzem i...
- Poczekaj - przerywa mi. - Uważam, że o wiele bardziej komfortowo będzie i dla mnie, i dla ciebie, jeśli pójdziesz do spowiedzi do innego spowiednika.
- Ale teraz jesteś tutaj tylko ty.
- Możesz pójść zapukać do kancelarii. Tam siedzi Joaquin. Jestem pewien, że jeśli pójdziesz do niego i poprosisz, aby cię wyspowiadał to bez problemu się zgodzi.
- Tomás... - wzdycham. - Nie wiem, co się stało, ale widzę, że mnie unikasz. Musimy porozmawiać. Powiedziałeś, że dasz mi czas, a gdy w końcu zdecydowałam się do ciebie zadzwonić, ty mnie ignorujesz. O co chodzi?
- Powiedziałem ci, że konfesjonał nie służy...
- Dobrze - przerywam mu. - Nie chcesz mnie spowiadać, to pójdę do kogoś innego, ale proszę porozmawiajmy. Skoro nie możemy tutaj, to gdziekolwiek indziej. Tylko błagam, zróbmy to.
- Pójdę po Joaquina, żeby się ze mną zamienił. Jak tutaj przyjdzie, wyspowiadaj się i przyjdź do mnie, do kancelarii.
- Dziękuję - rzucam z uśmiechem.
Oboje wychodzimy z konfesjonału. Ortiz idzie po swojego przyjaciela, a ja stoję i czekam aż się pojawi. W sumie, nie zamierzałam się spowiadać, aczkolwiek wydaje mi się, że dobrze mi to zrobi. Tym bardziej, że planuję zostać nowicjuszką.
- Cześć - wita się ze mną proboszcz Santa Rosa. - Na mnie czekasz?
- Tak - odpowiadam. - Potrzebuję spowiedzi, a jakoś tak nie potrafię... ekm... - nie za bardzo wiem, jak mu to wyjaśnić. - Po prostu spowiedź z Tomasem jako spowiednikiem bardzo mnie stresuje.
- Jasne, to zrozumiałe - mówi. - W takim razie zapraszam - wskazuje ręką miejsce, w którym przed chwilą klękałam.
I znowu to samo. Dukam z pamięci początek formuły. Gdy dochodzę do grzechów, na początku jestem odrobinę przestraszona, ale po chwili mi przechodzi. Całkowicie się otwieram i opowiadam wszystko szczerze, łącznie z tym, co stało się w nocy, dwa miesiące temu.
- Wiesz, że nie jestem tutaj od tego, żeby cię ocieniać, prawda?
- Wiem i to bardzo dobrze.
- No tak - śmieje się pod nosem. - Ale powiedz mi, czy naprawdę żałujesz tego co się wtedy stało?
- Tak. Mogę ci to przysiąc z ręką na sercu - odpowiadam kładąc dłoń na klatce piersiowej. - Uważam, że to było bardzo niemądre, żeby tego gorzej nie nazwać. Nie powinniśmy tego robić. Gdybym mogła cofnąć czas dopilnowałabym, żeby to się nie wydarzyło.
- Niezmiernie się cieszę, że zaufałaś mi i zdecydowałaś się z tym do mnie przyjść.
- Potrzebowałam, żeby ktoś ocenił to surowym okiem. Nie mogę nikomu o tym powiedzieć. Tym
bardziej teraz, kiedy Tomás jest tak blisko bycia na tak wysokiej pozycji w kościele.
- Cóż ja mogę ci w tej kwestii powiedzieć? - zastanawia się. - Myślę, że masz rację. Zostaw to. Nie warto to pogłębiać, bo może wam to przysporzyć problemów. To on jak już powinien poruszyć ten temat z odpowiednimi osobami, a jeśli chce być dobrym doradcą papieża, to na pewno go poruszy.
- Słuszna uwaga - rzucam.
- To już wszystko, o czym chciałaś mi powiedzieć?
- Tak.
- W takim razie, teraz cię rozgrzeszę.
Ksiądz modli się przez krótką chwilę pod nosem, po czym ponownie zwraca się do mnie.
- Ja odpuszczam tobie grzechy w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.
- Amen.
- Wysławiamy Boga, bo jest dobry.
- A jego miłosierdzie trwa na wieki.
- Pan odpuścił tobie grzechy. Idź w pokoju - puka w konfesjonał.
- Bóg zapłać. Szczęść Boże - mówię, uśmiecham się i wstaję.
Dobra, jedno już załatwione. Teraz czeka na mnie najprawdopodobniej ta gorsza część, czyli rozmowa z Ortizem. Muszę przyznać, że spowiedź z Joaquinem w jakiś sposób na mnie wpłynęła. Czuję się inaczej. Mam wrażenie, że dobrze postąpiłam mówiąc mu o tym. On i tak nie może nikomu o tym powiedzieć, bo obowiązuje go tajemnica spowiedzi. Oprócz tego, zna mnie naprawdę dobrze, tak samo jak Tomasa, więc jestem przekonana, że wie, co mówi. Jak kiedyś bardzo dobrze spowiadało mi się u byłego proboszcza tak teraz chyba wolę tego teraźniejszego W sumie i tak nie mam za dużego wyboru, bo Ortiz i tak przecież niedługo wyjeżdża i w parafii zostanie tylko Joaquin.

Witam! Jak Wam się podobał rozdział? Myślicie, że Esperanza dobrze zrobiła spowiadając się u Joaquina? Czy lepiej byłoby, gdyby to jednak Tomás jej wysłuchał? No i jak Wam się wydaje, jak będzie wyglądała rozmowa Julii i jej ukochanego księdza? Huhuh 😆

Do wtorku ♥


6 komentarzy:

  1. Odcinek fajny, ale bardziej jestem ciekawa kolejnego gdy Esperanza będzie rozmawiała z Tomasem. Pozdrawiam Kasia!

    OdpowiedzUsuń
  2. Robi się coraz bardziej interesująco. Pozdrawiam Ada!

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział oby więcej takich. Mam nadzieję że rozmowa Tomasa i Esperanzy będzie pozytywna.
    Pozdrawiam Camila.

    OdpowiedzUsuń