- Ile będziemy tutaj jeszcze siedzieć? - pytam.
- Poczekamy kilka minut, a później pójdę zobaczyć czy nikogo już nie ma.
- A skąd mam mieć pewność, że gdy stąd wyjdziesz nie wrócisz razem z tamtym mężczyzną? I że oboje nie zrobicie mi wtedy krzywdy? Czemu ja się w ogóle zgodziłam tutaj wejść...
- Esperanzo - patrzy mi w oczy. - Zupełnie nie rozumiem, skąd nagle zmieniłaś o mnie zdanie. Nie wiem, dlaczego myślisz, że byłbym w stanie zrobić ci krzywdę - denerwuje się. - Albo mi zaufasz, albo będziesz musiała radzić sobie sama.
- Wiem! Słyszałam to już dzisiaj - rzucam. - Ale jak mam ci zaufać po tym, jak zabiłeś moją mamę? - po policzku spływa mi łza.
- Nie wierzę, że wydaje ci się, że byłbym w stanie to zrobić. Nigdy nie zabiłbym człowieka - mówi.
- Dowody twierdzą inaczej.
- Wiem, że da się to jakoś sensownie wytłumaczyć tylko jeszcze nie wiem jak - zapewnia. - Możemy odłożyć tę sprawę na razie na bok i wrócić do niej, kiedy pozbędziemy się problemu, który mamy teraz na głowie? Przestańmy się kłócić i spróbujmy połączyć siły, aby udało nam się zrobić coś sensownego.
- A skąd mam mieć pewność, że nic mi nie zrobisz?
- Musisz mi zaufać. Inaczej nic z tego nie wyjdzie. Dobrze?
Wzdycham. Przecież jeśli będziemy teraz wrogami, to nic na tym nie zyskam. Jeśli on mi nie pomoże, to nikt. I wtedy na pewno nie dam sobie rady...
- Dobrze - odpowiadam.
- Świetnie. W takim razie pomóż mi z tą szafą, bo chciałbym sprawdzić czy... - urywa nagle.
Na schodach słychać kroki. Tomás pokazuje mi, żebym schowała się w kącie za wielkim pudłem. Tak też robię. Siadam na podłodze i chowam głowę w kolana. Jeśli coś ma mi się stać, stanie się teraz. Niech ta chwila minie jak najszybciej, proszę. Boże, miej mnie w swojej opiece.
- Ojcze nasz, któryś jest w niebie... - modlę się szeptem. - Święć się imię Twoje, przyjdź Królestwo Twoje, bądź wola Twoja jako w niebie, tak i na ziemi...
Mężczyzna puka kilka razy w drzwi, po czym wydaje mi się, że schodzi na dół. Jednak nie. Kilka sekund później słyszę, jak wierci czymś w zamku. Szarpie za klamkę parę razy, a później przestaje i tym razem jestem pewna, że idzie schodami do sypialni.
- Możesz już wyjść - rzuca Tomás.
Podnoszę głowę i wstaję. Nieśmiało podchodzę bliżej.
- Ym, chyba jeszcze nie opuścił mojego domu - stwierdzam.
No nic mądrzejszego nie mogłam wysnuć, no nie?
- Może zadzwonię jednak na policję? Przyjadą i go stąd zabiorą, a my na spokojnie wyjdziemy.
- Nie, proszę. On naprawdę nie może wiedzieć, że tutaj jestem.
- Dobrze, w takim razie jeszcze poczekamy - mówi i siada na podłodze opierając się o szafę.
- Przepraszam - rzucam. - Przepraszam, że wkręciłam cię w to wszystko. To moja wina. Gdybym nie przeglądała tych wszystkich starych pamiątek, tylko od razu wzięła to, po co przyszłam i wróciła do ciebie, nie musielibyśmy się chować.
- Daj spokój. Najważniejsze, że nic się jeszcze nie wydarzyło.
- Dziękuję, że tu jesteś. Przy tobie nie boję się aż tak - oznajmiam uśmiechając się. - Właściwie, to nie boję się w ogóle.
Tomás patrzy na mnie przez moment, a następnie zbliża swoją twarz do mojej. Serce zaczyna mi walić jak szalone. Jego usta delikatnie muskają mój policzek.
- Jesteś dla mnie bardzo ważna, wiesz? - mówi odsuwając się ode mnie.
- Naprawdę? Spotykałeś się kiedyś z Evą? Nie wierzę.
- Tak. Jeśli dobrze pamiętam, to ona była dziewczyną, z którą spotykałem się najdłużej.
- A teraz spotyka się z twoim bratem... To musi być dziwne uczucie.
- Przyzwyczaiłem się. Cieszę się ich szczęściem. Pasują do siebie.
- Właśnie dlatego nie potrafię wyobrazić sobie jej z tobą. Jesteście zupełnie różni.
- Nie znałaś mnie w życiu przed sutanną, więc nie dziwię się, że tego nie widzisz.
- Pewnie bardzo się zmieniłeś.
- Nie aż tak, jak może się wdawać. Nieco się wyciszyłem i dorosłem, a oprócz tego nadal jestem taki sam.
- To dobrze, bo jak widać ja tak nie potrafię - śmieję się. - Wszędzie jest mnie pełno. Gdziekolwiek się nie spojrzy to i tak zawsze ja tam będę.
- Hah, to prawda - przytakuje.
- Chociaż czasami, gdy mam takie chwile zamyślenia, to jestem kompletnie wyłączona ze świata. Czasami przyjdzie mi do głowy coś, co sprawia, że nie mogę przestać o tym myśleć...
- To normalne. Każdemu zawsze nasunie się jakaś sytuacja, która cały czas nas dręczy i nie daje o sobie zapomnieć.
- A co jeśli jest to osoba? - pytam nieśmiało. - Jeśli nasuwa się jakaś osoba, a nie sytuacja?
- W tym też przecież nie ma nic złego. Wręcz przeciwnie dobrze, że myślimy o tych, których kochamy.
- A ty? - zwracam się bezpośrednio do niego. - Myślisz czasami o ludziach, których kochasz?
- Tak. Bardzo często zdarza mi się myśleć o mamie, tacie, Maximie, Juanie... Szczególnie wieczorem, zaraz przed snem.
- A o mnie? Myślisz czasem o mnie? - dopytuję zerkając mu w oczy.
Tomás patrzy na mnie przez chwilę, po czym odwraca na moment wzrok. Przez kilka sekund nie słychać nic oprócz ogłuszającej ciszy. Już ma coś odpowiedzieć, gdy znowu nawiązuje ze mną kontakt wzrokowy.
- Myślę o tobie każdego dnia i wieczora, o każdej porze.
Słucham? Czy ja dobrze usłyszałam...?
- Jak to...? - to jedyne co udaje mi się wypowiedzieć.
- Przepraszam. Nie powinienem był tego mówić. To złe, niewłaściwe...
- Tomás... - rzucam.
- Naprawdę przepraszam. Proszę, zapomnij o tym. Udajmy, że nigdy nie wypowiedziałem tych słów.
- Skoro tak, to jest coś, co powinnam ci powiedzieć - zaczynam. - Od małego uczono mnie, że trzeba żyć tak, żeby później nie żałować, że czegoś się nie zrobiło. Dlatego chcę ci to powiedzieć, żeby później nie mieć sobie za złe tego, że to przemilczałam.
- Jesteś pewna, że chcesz żebym to usłyszał? Zastanów się, czy nie popełnisz przez to wielkiego błędu.
Po tych słowach waham się przez moment. Zabrzmiało to tak, jakby doskonale wiedział, o czym właśnie myślę i chciał mnie przestrzec przed wypowiedzeniem tego, abym niczego nie zepsuła.
- Tak, jestem pewna - odpowiadam. - Tomás... kocham cię - mówię nieśmiało. - Kocham cię. Myślałam, że to tylko chwilowe zauroczenie, ale nie. Pomyliłam się. Zakochałam się w tobie i nic na to nie poradzę - po policzkach spływają mi pierwsze łzy. - Naprawdę tego nie chcę. Staram się o tobie zapomnieć, ale nie potrafię. Nie umiem... Przepraszam... - płaczę już całkowicie.
- Nie płacz... - prosi delikatnie mnie obejmując. - Nie możesz przepraszać za swoje uczucia.
Przytula mnie do siebie, a ja się w niego wtulam. Jak przyjemnie jest być w jego ramionach... Czuję się w nich tak bezpiecznie... Mam wrażenie, że nic mi w nich nie grozi...
- Serce zakochuje się w drugiej osobie nie patrząc na to, kim ona jest. Zbyt często zakochuje się w
ludziach, w których nie powinno, a my nie możemy nic z tym zrobić... - wzdycha i wypuszcza mnie z uścisku. - Jeśli już jesteśmy wobec siebie zupełnie szczerzy, ja również chciałbym ci coś powiedzieć.
- Tak? - rzucam pociągając nosem.
- Ja... - zastanawia się przez moment. - Ja też jestem zakochany... w tobie. I ja też nie potrafię sobie z tym poradzić.
Patrzymy sobie w oczy ze smutkiem. Czuję, że serce wali mi jak szalone. On właśnie wyznał mi miłość... Nie wierzyłam, że kiedykolwiek doczekam się tego momentu. Jeśli go sobie wyobrażałam, to w zupełnie inny sposób. W moich snach ta chwila była pełna radości i szczęścia, a nie smutku i żalu.
- I co z tym zrobimy? - pytam.
- Nie wiem, naprawdę nie wiem. Wydaje mi się, że próbowałem już wszystkiego. Chciałem trzymać się od ciebie z daleka, ale nie udawało mi się to. Nawet, gdy wyjechałem do innego miasta, zdarzyło się coś, co sprawiło, że musiałem tu wrócić. Chciałem cię za coś znienawidzić, ale nie umiałem znaleźć żadnej rzeczy, która sprawiłaby, że pomyślę o tobie w zły sposób... - bierze głęboki oddech. - Oboje nie możemy kochać. Nie w taki sposób...
- Ale ja nie umiem inaczej... - szepczę.
- Ja też nie...
- W takim razie co zrobimy?
- Nie wiem... - odpowiada. - Nie znam na to pytanie odpowiedzi mimo, że powinienem.
Patrzy na mnie z żalem. Po raz pierwszy potrafię odczytać coś z jego twarzy. Jest smutny oraz przestraszony. Chyba jeszcze nigdy nie widziałam, aż takiego smutku w czyiś oczach. Ale rozumiem to. Mogę powiedzieć, że czuję się podobnie. Najprawdopodobniej. Moja miłość do niego jest naprawdę wielka, a przez to, że nie ma prawa bytu okropni boli. Gdybyśmy poznali się nieco wcześniej... Zanim on poszedł do seminarium, a ja schowałam się w klasztorze, wszystko byłoby o wiele prostsze.
- Nigdy się tak nie czułem - mówi. - To okropne.
- Uważasz, że....?
- Nie mówię o tobie - przerywa mi. - Mówię o tym uczuciu. Ono jest okropne. Nie może... nie może istnieć - denerwuje się. - Co ja w ogóle robię? Dlaczego ci o tym powiedziałem? - wstaje z podłogi i przechodzi na drugi koniec pomieszczenia.
- Sądzisz, że nie jestem tego warta? - pytam nieśmiało do niego podchodząc.
- Nie o to mi chodzi - zapewnia. - Nie zasługujesz na takie cierpienie - rzuca kładąc swoją dłoń na moim policzku.
- Oboje na nie nie zasługujemy... - poprawiam. - Nie chcę tego, ale nie mam pojęcia jak mogę to zmienić...
Patrzy mi głęboko w oczy. Chcę odwrócić wzrok, ale nie potrafię. Czuję się niczym zahipnotyzowana. To naprawdę dziwne uczucie. Nie mogę spojrzeć w inną stronę, w brzuchu czuję masę motyli i ledwo mogę wystać na swoich nogach.
Tomás odgarnia ręką kosmyk włosów z mojego czoła. Nasze twarze powoli się do siebie zbliżają. Nie, tak nie powinno być. To niedobre, niepoprawne... Muszę, a raczej powinnam coś zrobić tylko co? Odsunę się od niego... Nie... Nie potrafię...
Delikatnie stykamy się ustami, które łączą się w nieśmiałym pocałunku... Z każdą chwilą przekształca się w coś o wiele bardziej namiętnego i odważnego. Jakie to cudowne uczucie. Jeszcze nikt nigdy nie całował mnie w taki sposób. To niesamowite...Do wczoraj wierzyłam, że to niemożliwe. Jednak się pomyliłam...
¿Como haremos? No puedo evitar mirarte No puedo evitar pensarte No puedo sin perder la razón Ya sabemos que todo esto es imposible Amar a veces no es tan simple Guardamos un secreto entre los dos Y lloro por tu amor Mientras te miro a los ojos Buscando el perdón de Dios... | Co zrobimy? Nie mogę przestać na ciebie patrzeć Nie mogę przestać o tobie myśleć Nie mogę nie tracąc rozumu Już wiemy że to wszystko jest niemożliwe Kochać czasami nie jest takie proste Skrywamy ten sekret między nami I płaczę za twoją miłością Podczas gdy patrzę ci w oczy Poszukując przebaczenia Boga... |
Wiem, że ma rację. Jednak mimo to, ignoruję jego uwagę i ponownie łączę jego usta z moimi. Nie protestuje, a wręcz przeciwnie, odwzajemnia moje pocałunki. Naprawdę nie wierzyłam, że to kiedykolwiek może nastąpić.
- Bóg nam tego nie wybaczy - stwierdza.
- Podobno Bóg wybacza wszystko - mówię. - I tak już zgrzeszyliśmy. Nic teraz na to nie poradzimy... Tak samo jak ja nie poradzę nic na to, że cię kocham...
Cześć wszystkim! I jak wrażenia? Besooo! Ktoś się tego spodziewał? Nie za szybko? A może za długo trzeba było na to czekać? Jak sądzicie? No i jak myślicie, jak dalej potoczy się ich relacja? Będą się unikać, a może wręcz przeciwnie, trzymać bardzo, bardzo, BARDZO blisko? Oczywiście nie zapominajcie o tym, że Tomi jest podejrzany, w pewien sposób, o uśmiercenie mamy Esperanzy... ;)
Do środy ♥
Super rozdzial.
OdpowiedzUsuńMajka<3