piątek, 7 października 2016

Rozdział 20 - Mam nadzieję, że każdy dostanie taką karę, na jaką zasłużył...

Czy Tomás naprawdę mógłby wyrządzić taką krzywdę mojej mamie? Nie wiem. Do tej pory mi się tak nie wydawało. Ale jeśli tak twierdzi, to jej wierzę, bo tylko ona jest godna mojego zaufania. Wszyscy ludzie kłamią. Tylko dlaczego musiałam się tak strasznie do niego przywiązać? Teraz będę okropnie cierpieć... To, że Maximo był w stanie to zrobić, to mnie nie dziwi. On byłby zdolny do wszystkiego. Ale Tomás? Ksiądz Tomás?
- Clarita, nie wiesz może czy Jorge przywiezie dzisiaj Pedra do szkoły? - pytam podchodząc do niej.
- Z tego, co mi się wydaje, to tak - odpowiada. - Coś się stało?
- Nie, nie... - rzucam. - Mam do niego sprawę, ale to nic ważnego - kłamię.
Na razie wolę jej o tym nie mówić. Nie chcę, żeby się martwiła. Wychodzę przed klasztor i podchodzę do furtki, gdzie Diana razem z Nieves stoją i sprawdzają obecność uczniów.
- Pedro Correa już jest? - pytam je.
- Nie, jeszcze nie.
I właśnie w tym momencie podjeżdża czerwony samochód komisarza. Nastolatek energicznie z niego wysiada, a ja szybko podbiegam, aby pojazd nie zdążył odjechać.
- Cześć Jorge, możemy porozmawiać?
- Jasne - odpowiada.
- Przejdźmy do biura matki przełożonej - proszę. - Nie chciałabym, żeby ktoś usłyszał to, co chcę ci powiedzieć.
Mężczyzna wysiada z auta i ruszamy do klasztoru. Wchodzimy do środka i kierujemy się do wskazanego przeze mnie pomieszczenia. Pukam do drzwi, lecz jak się okazuje, nikogo tam nie ma. Wchodzę i zajmuję miejsce za biurkiem, a Jorge siada na przeciwko mnie.
- O co chodzi? - pyta.
- To jest bardzo trudna dla mnie sprawa... - zaczynam, lecz przerywa mi odgłos otwieranych drzwi.
Do pomieszczenia wchodzi Concepción. Ufff... Całe szczęście, że to ona.
- Dobrze, że matka przyszła - mówię.
- Coś się stało Esperanzo? - pyta zatroskana.
- Wydaje mi się, że już najwyższa pora, aby pewne sprawy wyszły na jaw - odpowiadam, a po jej minie wnioskuję, że doskonale wie, o co mi chodzi.
- Powiecie mi, co się dzieje? - denerwuje się Jorge.
- Em... - wzdycham. - Zacznę od początku. Moja mama nazywała się Blanca Albarracín. Pracowała w fabryce w La Merced. Z każdym dniem, odkąd rozpoczęła tam pracę, zaczynała czuć się gorzej. Pierw zaczęło się od kaszlu i złego samopoczucia, a później... - załamuje mi się głos. - Coraz częściej traciła przytomność, miała problemy ze złapaniem oddechu, aż pewnego dnia umarła. Jednak zanim to się stało przekazała mi płytę, gdzie umieściła materiał, który ma udowodnić, że wina leży po stronie fabryki.
- Masz ją?
- Tak, jest schowana w sejfie klasztoru - oznajmiam.
- Mogłaby matka ją wyjąć? - prosi Correa.
- Oczywiście.
Concepción podchodzi do obrazu, który wisi za biurkiem i ściąga go. Następnie wpisuje kod i otwiera niewielkie, metalowe drzwiczki, za którymi schowane są najcenniejsze rzeczy, w tym również moja płyta. Wyciąga ją i kładzie na stole przed komisarzem.
- Ten komputer działa? Możemy ją na tym uruchomić? - dopytuje Jorge podchodząc do mnie.
- Tak, jak najbardziej.
Tata Pedra zajmuje się uruchomieniem materiału, a ja w tym czasie dalej opowiadam mu o całej sytuacji.
- Pojechałam wczoraj do La Merced po pamiętnik mojej mamy. Miałam nadzieję, że dowiem się z niego coś więcej na ten temat, lecz niestety nie było mi dane odnaleźć go, ponieważ w mieszkaniu pojawił się mężczyzna, który wie o tym, że mam tę płytę i chce mi ją zabrać.
- Dlaczego nic mi o tym nie powiedziałaś? - wtrąca się Concepción.
- Nie chciałam cię martwić. Wiedziałam, że porozmawiam dzisiaj z Jorge, więc zdawałam sobie sprawę, że i tak się o tym dowiesz. Na całe szczęście nic mi się nie stało. Tomás, znaczy ojciec Tomás, był tam ze mną i bardzo mi pomógł.
- Dzięki Bogu...
- Jednak zanim się tam pojawił znalazłam album - wyciągam go z plecaka. - Są w nim zdjęcia mojej mamy. Pokazane jest na nich jak szybko choroba opanowywała jej organizm. Oprócz tego, na końcu jest list, po którym dowiedziałam się, że ojciec Tomás wcale nie jest...
Ponownie przerywa mi odgłos otwieranych drzwi. Tym razem stoi w nich ksiądz. Winowajca pojawił się we właściwym momencie.
- Co się tutaj dzieje? - pyta.
- Musi ksiądz opuścić to pomieszczenie - rzuca komisarz.
- Nie, niech zostanie - proszę. - On sam przyczynił się do tego wszystkiego - oznajmiam. - Po liście mojej mamy można wywnioskować, że ojciec Tomás przyczynił się do jej śmierci, co podobno jest powiedziane w nagraniu.
- Nie oglądałaś tego jeszcze? - pyta Correa.
- Nie. Bałam się. Nie wiedziałam co na nim będzie.
- Jesteś pewna, że chcesz to widzieć? Jeśli wolisz, mogę obejrzeć to sam.
- Chcę to zobaczyć - mówię.
- Pokazałabyś mi jeszcze ten album i list? - prosi.
- Jasne - podaję mu go.
Komisarz przerzuca strony po kolei. Dopiero przy wiadomości zatrzymuje się na dłużej i zaczyna ją czytać.
- To naprawdę może się przydać - oznajmia. - Na komisariacie przeanalizuję to na spokojnie, a teraz weźmy się za to nagranie. Esperanzo, jesteś pewna, że chcesz to obejrzeć?
- Tak.
- Dobrze, w takim razie włączam.
Wpatruję się w ekran komputera. Wyświetla się na nim moja mama. Jest owinięta w kilka koców, a w ręku trzyma kubek z herbatą. Widać, że jest niemiłosiernie wykończona. Zaczyna mówić.
- Cześć córeczko - już po tym zdaniu mam łzy w oczach. - Dobrze, że udało ci się odtworzyć tę płytę. Sama doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, jaka jest jej zawartość, ale zacznijmy od początku. Nazywam się Blanca Albarracín. Zaczęłam pracować w fabryce w La
Merced w 2013 roku, czyli stosunkowo niedawno. Po roku zaczęłam czuć się gorzej. Każdego dnia odczuwałam zmęczenie i zaczynałam pokasływać. Pół roku później zgłosiłam się z tym do szefa, gdyż podejrzewałam, że to właśnie przez pracę w takim miejscu zaczynałam się tak czuć. Wysłał mnie na badania do wyznaczonej klinki. Zostałam przebadana na wiele różnych sposobów i zaniosłam do niego wyniki. Wziął je ode mnie i na drugi dzień powiedział, że przecież wszystko jest dobrze. Jednak ja wcale dobrze się nie czułam. Następne pół roku później poszłam do tego samego lekarza. Przebadał mnie, dał wyniki, które dokładnie przejrzałam zanim zaniosłam je do biura, ale jako, że nie jestem zbyt wykształconym człowiekiem, nie potrafiłam po nich zbyt wiele wywnioskować. Oddałam je szefowi i na drugi dzień usłyszałam to samo, co wcześniej. "Wszystko jest przecież dobrze". Ale nie było. Z każdym dniem widziałam sama po sobie, że słabnę. Wtedy zaczęłam to wszystko fotografować. Robiłam sobie każdego dnia zdjęcia i wklejałam do albumu, który schowałam w pudełku, w szafie, w mieszkaniu. Kolejne pół roku później poszłam na badania, ale tym razem...  - Jorge pauzuje nagranie.
Po policzkach lecą mi strumieniami łzy. To wszystko brzmi tak okropnie. Dlaczego działa jej się taka krzywda? Nie zasłużyła na to. Była najlepszą mamą jaką można sobie tylko wymarzyć... No i dlaczego nie powiedziała mi wcześniej ani słowa? Czemu musiałam się wszystkiego domyślać sama? Na dodatek, kiedy pytałam się jej czy wszystko w porządku odpowiadała z uśmiechem, że tak.
- Jesteś pewna, że chcesz dalej oglądać?
- Tak, tak, tak - odpowiadam przecierając oczy. - Włącz dalej - proszę.
Komisarz naciska myszką na ekran.
- ... tym razem powiedziano mi wprost, że jestem chora i że przez późne stadium choroby nie mam szans na długie życie. Dawano mi maksymalnie rok. Jednak nie załamałam się. Postanowiłam coś z tym zrobić, aby więcej ludzi nie musiało przechodzić tego, co ja. Zaniosłam swoje wyniki po raz kolejny do szefa, lecz tym razem podłożyłam wcześniej do jego biura kamerę.
Następuje zmiana miejsca. Teraz widać pomieszczenie, w którym przesiadywał kierownik fabryki. Siedzi on za biurkiem i coś pisze. Chwilę później słychać pukanie do drzwi. Mężczyzna podnosi się z krzesła i otwiera je. Widzę swoją mamę. Przyniosła kartkę z wynikami. Bierze ją od niej, po czym zamyka jej drzwi przed nosem. Wyciąga telefon z kieszeni, a po chwili przykłada do ucha.
- Panie Ortiz, Albarracín znowu przyniosła wyniki badań. Mam je wyrzucić? A co jeśli ludzie zaczną coś podejrzewać? No tak, ja ich oszukam, ale przecież nie wmówię im, że czują się dobrze i że nic ich nie boli. Tak, zdaję sobie sprawę z tego, ile kosztowało by nas pokrycie kosztów leczenia, ale... Tak, dobrze - rozłącza się.
Drze kartkę na kilka małych kawałków, a następnie wrzuca ją do kosza i wychodzi. Teraz z powrotem widać moją mamę siedzącą w tym samym miejscu co wcześniej.
- Ortiz, to współwłaściciel tej całej fabryki jak i ogromnej firmy, która ma swoją siedzibę w Buenos Aires. Prowadzi ją razem ze swoim bratem, który jest rzadko dostępny, lecz pewnego dnia udało mi się do niego dodzwonić.
Tu zostaje puszczony fragment rozmowy telefonicznej.
- Panie Ortiz, wiadomo panu coś na temat trucia przez fabrykę pracowników?
- Niestety, nic mi na ten temat nie wiadomo.
- Zamierza pan to zbadać?
- Chwilowo nie mam na to czasu. Przepraszam, ale muszę kończyć.
Rozmowa kończy się i z powrotem wracamy do mojej mamy.
- Em. I to byłoby już na tyle. Mam nadzieję, że wystarczająco udowodniłam w tym winę mojego miejsca pracy. Nie zapominajcie o albumie, który jest ukryty u mnie w mieszkaniu. Dziękuję za uwagę. Kocham cię córeczko.
I w tym momencie nagranie dobiega końca. Chowam twarz w dłonie. Dlaczego to wszystko musiało się wydarzyć? Moja mama
absolutnie sobie na to nie zasłużyła. Była najdoskonalszą mamą na świecie, a ktoś tak po prostu odebrał jej życie.
- Esperanzo, wiem, że pewnie jesteś teraz załamana, ale musisz pojechać ze mną na komisariat... Jeśli chcesz możemy poczekać do jutra, a nawet dłużej, ale wiesz, im szybciej, tym lepiej.
- Tak, oczywiście - odpowiadam przecierając oczy. - Jedźmy już. Chcę to mieć jak najszybciej z głowy.
Jorge obejmuje mnie ramieniem i ruszamy w stronę wyjścia. Jednak zatrzymujemy się jeszcze na moment przed drzwiami.
- Tomás - komisarz zwraca się do niego. - Muszę cię poprosić, abyś przez najbliższy czas nie opuszczał miasta.
- Tak... - odpowiada zamyślony. - Mógłbym jeszcze przez chwilę porozmawiać z Esperanzą? - pyta.
- Esperanza chyba nie za bardzo...
- Mogę porozmawiać - przerywam Correi. - Zostawcie nas samych. Zaraz przyjdę.
- W takim razie dobrze.
Matka przełożona i komisarz opuszczają biuro. Jesteśmy w nim zupełnie sami.
- I co mi chcesz powiedzieć? - pytam. - Że to nie ty? Że to moja mama kłamała?
- Esperanzo, to naprawdę nie ja. Nie skrzywdziłbym człowieka. Nigdy. Przenigdy - ma łzy w oczach.
- I jeszcze śmiesz kłamać, tak? Tacy jak ty kończą w piekle.
- Nie mów tak - prosi. - Nikt do mnie nie zadzwonił w sprawie otrucia przez fabrykę pracowników. Taka rozmowa w ogóle nie miała miejsca.
- Błagam cię, nie kłam.
- Nie kłamię! - denerwuje się.
- Wiesz co? Jest mi potwornie wstyd, że zawsze potrafiłam cię we wszystkim obronić. Że zawsze trzymałam twoją stronę, bo wierzyłam, że jesteś dobrym człowiekiem. Myślałam, że jesteś aniołem. Jak mogłam się tak okropnie pomylić?
- Nie, to naprawdę nie tak.
- Jest ksiądz oszustem - mówię. - Potworem, który pozwalał na zabijanie ludzi.
- Esperanzo...
- Nie zamierzam już więcej cię słuchać. Mam nadzieję, że każdy dostanie taką karę, na jaką zasłużył...
- Nic nie zrobiłem - łapie mnie za rękę. - Uwierz mi.
- Nie. Przez ten cały czas odkąd się znamy wierzyłam ci, pomagałam i byłam przy tobie. I jak się okazało robiłam to wszystko na marne. Kochałam cię na marne... - pociągam nosem.
Wychodzę z pomieszczenia i podchodzę do komisarza. Ruszamy w stronę wyjścia.
- Jak się czujesz? - pyta Jorge.
- Fatalnie - odpowiadam. - Czuję się dogłębnie oszukana... Nigdy przez myśl by mi nie przeszło, że taka osoba jak ojciec Tomás mogłaby mnie w tak potworny sposób oszukać...
- Naprawdę wierzysz, że on byłby w stanie to zrobić?
- Moja mama nie kłamie.
- Nie twierdzę, że twoja mama kłamie. Po prostu mogła zajść jakaś pomyłka.
- Nie uważam tak. Moja mama była w tym wszystkim zbyt dokładna.
- No nie ważne. Już niebawem to wszystko się wyjaśni.
- Obiecujesz?
- Obiecuję.

Cześć! Rozdział nieco smutny, nie powiem. Mam nadzieję, że mimo to, jednak się podobał :). Jak Wam się wydaje, czy padre Tomás rzeczywiście mógłby być temu wszystkiemu winny?  No i czy na pewno już niebawem wszystko się wyjaśni? Zobaczymy niedługo ;D

Do niedzieli ♥

2 komentarze:

  1. Super rozdzial.
    Narescie jestem na ruwno z rodzialami(:
    Majka<3

    OdpowiedzUsuń