poniedziałek, 31 października 2016

Rozdział 26 - Zawsze będę twoim przyjacielem

- Tomás nie baw się mną. Nie jestem zabawką, którą można się pobawić, a potem wyrzucić.
- Zdaję sobie z tego sprawę, ale jeśli myślisz, że tylko ty cierpisz z tego powodu, to jesteś w błędzie - zapewnia mnie.
- Dlaczego więc nie moglibyśmy spróbować?
- Bo to nie jest takie proste - mówi. - Doskonale to wiesz. Przynajmniej powinnaś.
- Tak, ale pomyśl. Jeśli oboje cierpimy, to nie lepiej byłoby gdybyś posłuchał swojego serca i zrobił to, o co ono cię prosi? Nie sądzisz, że miałbyś wtedy z górki?
- Esperanzo, kocham cię. Tak bardzo cię kocham... - oznajmia. - Ale moje powołanie również jest silne. Chciałbym... chciałbym być pewny...
- Nie musisz mi się tłumaczyć - przerywam mu.
- Chcę, żebyś mnie zrozumiała. Zależy mi na tym.
- Ale ja cię doskonale rozumiem - rzucam. - Miłość ludzka jest czymś normalnym i pięknym, ale miłość boska jest większa i niezwyciężona - wzdycham. - Naprawdę będzie lepiej jeśli pójdę już spać. Dobranoc - całuję go w policzek i odchodzę.
Wchodzę do swojego pokoju. Zamykam za sobą drzwi i rzucam się na łóżko. Obracam się w stronę ściany i przytulam do poduszki. Dlaczego to aż tak musi boleć? Dlaczego musiałam zakochać się akurat w nim? On jest księdzem. Nie mam żadnej szansy na wygranie z Bogiem. Nie warto walczyć, bo wiadomo, że to on wystartował o wiele szybciej... Gdybyśmy poznali się kilka lat wcześniej... To wszystko wyglądałoby zupełnie inaczej...
Niespodziewanie słyszę ciche pukanie, po którym drzwi nieco się uchylają. Zaciskam oczy chcąc udawać, że zasnęłam, ale wiem, że Tomás się na to nie nabierze. Minęło za mało czasu, abym mogła znaleźć się w krainie snu.
- Przepraszam - zaczyna podchodząc coraz bliżej. - Przepraszam, że z każdym dniem coraz częściej o tobie myślę, że boję się o ciebie, że jesteś dla mnie ważna, że darzę cię uczuciem, którym nie powinienem darzyć nikogo... Przepraszam, że... że się w tobie zakochałem...
Po tych słowach Tomás siada obok mnie. Dotyka dłonią mojej ręki co bardzo mnie rozprasza. Jest tak blisko... Jego obecność sprawia, że nie mogę się skupić...
- Proszę, nie miej do mnie żalu. Sam nie wiem co mam z tym wszystkim zrobić.
Czuję jego wzrok na sobie. Wiem, że się we mnie wpatruje, lecz mimo to, postanawiam się nie pokazywać tego, że nie śpię. Nie mam odwagi, żeby się do niego odezwać...
Tomás wzdycha, po czym podnosi się z łóżka. Mam wrażenie, że zaraz wyjdzie, ale zatrzymuje się jeszcze na moment przed drzwiami. Stoi przed nimi kilka dłuższych chwili. Słyszę jak naciska klamkę. Nie. Nie mogę pozwolić, aby tak po prostu wyszedł... aby moje złamane serce popsuło więź, która jest pomiędzy nami...
- Tomás... - wymawiam jego imię. - Nie chcę, żebyś był daleko.
Odwraca się i patrzy na mnie. Nie widzę jego wyrazu twarzy, bo w pokoju jest za ciemno, ale domyślam się, że raczej uśmiechu bym tam nie ujrzała.
- I nie będę. Nie potrafiłbym.
- Obiecujesz? Nie ważne, jak ciężko nam będzie to i tak zostaniesz przy mnie?
- Tak. Zawsze będę twoim przyjacielem.
Po tych słowach zaczynam płakać jak dziecko. Jest w nich tyle prawdy, a jednocześnie kłamstwa... On nigdy nie będzie dla mnie tylko przyjacielem. Będzie dla mnie kimś o wiele ważniejszym.
- Esperanzo - siada na łóżku i przytula mnie do siebie.
- Wiem, po prostu... Początki nigdy nie są łatwe - pociągam nosem. - Musisz mi wybaczyć, ale przez pierwsze kilka dni będzie ciężko mi się przyzwyczaić - mówię. - Czy mogłabym...? - pytam, ale nagle urywam.
- Tak?
- Czy mogłabym po raz ostatni cię pocałować? - nieśmiało zerkam mu w oczy. - Pytam, póki nie jest jeszcze za późno.
Nie dostaję od niego odpowiedzi. Zaraz po moich słowach, nasze wargi łączą się ze sobą. Jego
pocałunki są takie czułe, a jednocześnie delikatne... Zamykam oczy i skupiam się tylko na tym, co właśnie się dzieje, bo wiem, że prawdopodobnie już nigdy więcej się to nie wydarzy.
- Kocham cię - szepczę, gdy odsuwamy się nieco od siebie.
- Ja ciebie też - odpowiada muskając swoimi ustami moje czoło. - Śpij dobrze.

- Kiedyś będziemy razem, zobaczysz. Może nie za miesiąc, nie za dwa, ale za jakiś czas na pewno.
- O czym ty mówisz? Przecież jesteś księdzem. My nigdy nie będziemy mogli być razem.
- Jeszcze się zdziwisz. Za kilka lat, gdy będziemy leżeć we dwoje, przytuleni do siebie na kanapie w salonie, w naszym domu, po tym, jak powiem ci, że jesteś dla mnie wszystkim, dodam ciche "a nie mówiłem?", a ty wtedy pełna uśmiechu przytakniesz i pocałujesz mnie w usta.

Przebudzam się. Promienie słońca przebijające się przez zasłony rażą mnie w oczy. Obracam się na drugi bok chcąc z powrotem zasnąć, lecz szybko się rozmyślam, gdy tylko sobie przypominam, że zaraz za ścianą śpi Tomás. Siadam na łóżku i przeciągam się, a następnie wstaję i wychodzę po cichu z pokoju chcąc sprawdzić, czy mój gość nadal jest pogrążony w śnie. Jak się okazuje - nie jest. Stoi przy kuchence i coś smaży.
- Dzień dobry - wita się.
- Cześć - odpowiadam nieco zdziwiona.
- Właśnie kończę robić nam śniadanie. Dobrze, że sama wstałaś. Przynajmniej nie muszę cię budzić.
- Taaak - rzucam. - Zastanawia mnie tylko skąd wziąłeś jajka - oznajmiam patrząc na patelnię. - I to wszystko co leży na stole.
- Jak to skąd? Ze sklepu.
- Byłeś na zakupach? - pytam zaskoczona.
- Tak. Wstałem, wziąłem szybki prysznic i poszedłem coś kupić, bo wiedziałem, że nic nie masz.
- Naprawdę? Dziękuję ci. Oddam ci za to wszystko pieniądze. Nie teraz, bo teraz zbytnio nie mam jak, ale w najbliższej przyszłości.
- Przestań, nie musisz przecież. Jezus mówił, że głodnych trzeba nakarmić. Nie będę rozliczał się z tobą za jedzenie.
- Ale w końcu to ty jesteś moim gościem i to ja powinnam kupować ci pożywienie. Nie na odwrót.
- Och, no przecież nic się nie stało. Skończmy już ten temat - prosi. - Podałabyś mi dwa talerze?
Otwieram szafkę wiszącą na przeciwko mnie i wyciągam z niej dwa naczynia o jakie prosił mnie Tomás. Stawiam je obok niego na blacie i patrzę jak rozkłada na nie jajecznicę. Następnie podaje ją do stołu. Zajmuję jedno z miejsc, a on stawia jeszcze przede mną herbatę i siada na przeciwko.
- Smacznego - mówię i zaczynam się zajadać.
Podnoszę widelec do góry i wkładam go do buzi. Wow. Właśnie mam chyba okazję posmakować najlepszej jajecznicy jaka istnieje w Ameryce, a nawet może i na świecie.
- To jest... przepyszne... - oznajmiam.
- Dzięki. Starałem się jak mogłem, ale chyba odrobinę przesoliłem.
- Nie, nie. Jest świetne. Naprawdę mi smakuje.
- Niezmiernie mi z tego powodu miło - uśmiecha się.
To byłoby takie wspaniałe, gdybym mogła mieć tak codziennie... Gdybym każdego dnia wstawała obudzona przez mężczyznę mojego życia, który przygotowywałby mi najlepsze śniadania i zjadał je razem ze mną...
- O której chcesz wyjechać? - pyta mnie.
- No nie wiem. Zjem, wezmę prysznic i możemy jechać - odpowiadam. - A no i jeszcze wjechalibyśmy gdzieś do sklepu kupić jakieś jedzenie na drogę.
- Już to zrobiłem - oznajmia. - Spokojnie, nie musisz się o nic martwić. Byłem na dość obszernych zakupach.
- W takim razie jeszcze raz dziękuję - uśmiecham się. - Gdzie na nich byłeś? W tym spożywczaku na końcu ulicy?
- Ym, a coś z nim nie tak?
- Nie, wszystko w porządku. Ekspedientka nie była zdziwiona, że tam jesteś?
- Była. Nawet się mnie spytała, co tutaj robię.
- Co jej odpowiedziałeś?
- Że przyjechałem w odwiedziny do pobliskiej parafii, zwiedzam okolicę i akurat natrafiłem na ten sklep, a musiałem i tak zrobić zakupy, więc zrobiłem tam.
- Hahah, nowy człowiek w tym miasteczku to naprawdę sensacja, a co dopiero ksiądz. Pewnie już po całym mieście niosą się pogłoski o tym, że tutaj jesteś. Na całe szczęście zaraz wyjeżdżamy i obejdzie się bez reszty wywiadów - śmieję się.
- Zdawałem sobie sprawę z tego, że jakbym powiedział jej prawdopodobnie cokolwiek innego, to zaraz masa ludzi stałaby pod twoim domem chcąc znaleźć sobie jakąś nową sensację.
- To bardzo prawdopodobne. Jakbyś powiedział, że zatrzymałeś się u znajomego od razu by wytropili, w którym mieszkaniu.
- Na prawdę nie przeszkadza ci życie w miasteczku, w którym w żadnym stopniu nie ma anonimowości?
- Łatwo się do tego przyzwyczaić, jak mieszka się tu od małego. Jeszcze jak ludzie są życzliwi i serdeczni to naprawdę nie jest to problemem. Schody robią się dopiero wtedy, gdy stworzysz sobie wrogów, czyli w moim przypadku mam już przerąbane.
- No trudno, zdarza się - stwierdza.
Nagle rozlega się dzwonek. Od razu zaczynam panikować. No bo co, jeśli po drugiej stronie drzwi stoi osoba, która ma ochotę mnie zabić? Wcale by mnie to nie zdziwiło.
- Nie pójdziesz otworzyć? - pyta Tomás.
- Po co? Żeby osoba za drzwiami obrzuciła mnie jedzeniem czy czymś innym? Nie potrzebne mi to.
- A jeśli to coś ważnego?
- Wątpię. Nie było mnie tutaj pół roku i jakoś oprócz Pereyry nikt nie miał do mnie żadnej sprawy, dlaczego więc miałby mieć ją teraz? - wzdycham. - Dobra, pójdę. Ale jak zacznę krzyczeć to znaczy, że musisz mi pomóc.
- Jasne.
Wstaję od stołu i ruszam w stronę drzwi. Podchodzę do nich i biorę głębszy wdech, po czym pociągam za klamkę i widzę osobę, której kompletnie bym się tutaj nie spodziewała.
- Miguel? - dziwię się. - Co ty tu robisz?
- Gilda mi powiedziała, że przyjechałaś. Przyszedłem z tobą porozmawiać. Mamy wiele spraw do omówienia.
- Nie mogę teraz. Śpieszę się. Za godzinę wyjeżdżam, muszę się spakować...
- Jak to? Wyjeżdżasz? Znowu? Przecież wszystko się już wyjaśniło. Fabryka została zamknięta...
- Przez co ludzie tutaj mnie nienawidzą - dokańczam za niego. - Dlatego lepiej będzie jeśli opuszczę to miasteczko.
- Ale porozmawiaj ze mną proszę. Chciałbym chociaż wiedzieć czy my nadal...?
- Kochanie, kto przyszedł? - słyszę nagle z tyłu.
Na korytarz wchodzi ojciec Tomás. Pierwsze co przykuwa moją uwagę to to, że nie ma na sobie koloratki. Pochodzi do nas bliżej.
- Witam, Tomás - podaje rękę mojemu byłemu.
- Miguel.
Po tych słowach ksiądz obejmuje mnie ramieniem. Dopiero wtedy rozumiem co tak naprawdę się dzieje.
- Mogę w czymś panu pomóc?
- Przyszedłem porozmawiać z Julią, ale jak widzę, temat jest już nieaktualny - rzuca w moją stronę wymuszony uśmiech. - Będę już leciał inaczej spóźnię się na autobus. Żegnam - trzaska drzwiami.
Stoję przez chwilę w bezruchu wpatrując się w podłogę. W ramionach Tomasa czuję się jednocześnie tak dobrze, a jednocześnie tak niezręcznie po tym, co się wczoraj wydarzyło. Dlaczego w ogóle zdecydował się udawać mojego mężczyznę? Pewnie domyślił się, że chcę spławić Miguela jak najszybciej i chciał mi w tym pomóc...
- Dzięki - rzucam odsuwając się nieco od niego.
- Nie ma za co, drobnostka - unosi kąciki ust.
- Taaak... - rzucam. - Pójdę wziąć prysznic - oznajmiam i wchodzę do łazienki.
Zamykam za sobą drzwi i opieram się rękoma o umywalkę wpatrując się w swoje odbicie w lustrze. Miałam być silna. Miałam pokazać, że dam sobie radę... Nie potrafię... Nie umiem tak po prostu przestać czuć do niego tego, co właśnie czuję. Tak bardzo bym chciała, aby to co się tutaj dzieje mogło dziać się zawsze. Żeby całował mnie na dobranoc i na dzień dobry. Żeby przygotowywał mi śniadania. Żebym mogła mu sprzątać i gotować. Żeby obejmował mnie ramionami za każdym razem, gdy obok przejdzie chłopak, który spojrzy na mnie w sposób, w jaki tylko on może na mnie patrzeć... Żeby po prostu był tylko dla mnie...
- Panie Boże... - szepczę. - Pomóż mi proszę. Wesprzyj mnie. Pomóż mi zapomnieć. Spraw, aby moje serce przestało bić tylko dla niego. Ja próbowałam już wszystkiego. Trzymałam się z daleka, wyjechałam, ale nadal nie umiem sobie z tym poradzić... Najgorsze jest to, że oboje cierpimy przez nasze uczucia... On czuje coś, czego nie powinien. Niech chociaż on będzie szczęśliwy. Niech chociaż on zapomni i odda się tobie w pełni. Jeśli jemu się to uda, to ja jakoś dam sobie radę... Tylko oboje potrzebujemy twojej pomocy, bo jak widać, bez niej nie dajemy sobie rady...
Słyszę odgłos mojej komórki. Odblokowuję ekran i widzę wiadomość, której autorem jest mój były chłopak.
Miguel: Szybko znalazłaś sobie pocieszenie. Szczęścia na nowej drodze życia.
Oj, nawet nie zdaje sobie sprawy jak bardzo będzie mi to szczęście potrzebne...

Hej! I jak podobał się Wam rozdział? Mamy trzecie beso! Kto się cieszy? Heh... No tak, ale oprócz tego Esperanza i Tomás decydują się o sobie zapomnieć i zachować pomiędzy sobą odpowiedni dystans... Jak myślicie, czy im się to uda? Nie jestem co do tego do końca przekonana, ale się zobaczy ;)

Do następnego ♥


2 komentarze: