- Co teraz odjeżdża? - pytam dobiegając do kasy.
- Kurs do Buenos Aires.
- Jeden proszę - mówię nerwowo podając pieniądze.
- Proszę - rzuca kasjer podając mi bilet.
- Dziękuję - odpowiadam i odbiegam od okienka.
Znajduję odpowiedni autokar. Wchodzę do środka i zajmuję podwójnie wolne miejsce. Przy oknie siadam ja, natomiast obok kładę mój plecak tak, żeby nikt inny tutaj nie usiadł. Jestem zdenerwowana. Mam wrażenie, że wszyscy na mnie patrzą. Wydaje mi się, że on tutaj jest. Rozglądam się. Wszyscy wyglądają podejrzanie, ale postaram się nie zwracać na siebie uwagi. Oprócz tego w głowie pozostaje jeszcze jedna myśl. Dojadę do Buenos Aires i... co dalej? Co ze sobą zrobię? W stolicy nie znam nikogo. Nie mam tam rodziny, ani znajomych...
Kolejny przystanek. Gdy wsiadałam było niewiele ludzi. Teraz jest ich bardzo dużo. Nadal się boję, ale staram się tego nie okazywać. A jeśli on wie, że ja tutaj jestem? I zaraz tutaj wsiądzie? Nagle słyszę jak drzwi od pojazdu się zamykają i nieco się uspokajam. Do środka wchodzi ostatni pasażer. Od razu przykuwa moją uwagę. Jest ubrany w niebieską koszulę i białą podkoszulkę. Włosy ma krótkie, koloru ciemnego. Na plecach niesie plecak, a w ręku trzyma gitarę. Pierwsze, co przechodzi mi przez myśl, to stwierdzenie, że może być niespełnionym muzykiem. Ciekawe, czy mam rację. Dochodzi do końca autobusu. Staje obok mnie i próbuje położyć swój instrument w miejscu na bagaże podręczne. Zerkam na niego nieśmiało. Nie udaje mu się. Futerał okazuje się zbyt duży.
- Można? - pyta zerkając na mnie.
- Tak - odpowiadam biorąc swój plecak z miejsca obok.
Odkładam go na podłogę, po czym patrzę za okno. Czuję się odrobinę skrępowana jego obecnością.
- Dziękuję - mówi i wyciąga z kieszeni telefon. - Chyba trochę za głośno - stwierdza wkładając słuchawkę do ucha.
Zerkam na niego, po czym z powrotem odwracam wzrok za szybę. "Jednak ta droga minie spokojnie..." - myślę, lecz jak po chwili się okazuje, jestem w błędzie.
- Jedziesz do Buenos Aires? - słyszę.
- Nie - rzucam, lecz po chwili namysłu stwierdzam, że nie mam po co kłamać. - Tak.
- Tak czy nie? Nie jesteś pewna?
- Tak - stwierdzam i z zakłopotaniem patrzę w drugą stronę.
- Dobrze się czujesz?
- Świetnie, a co? - odpowiadam ponownie na niego spoglądając.
- Nic, przepraszam. - słyszę. - Jadę do Buenos Aires. Jestem Tomás. A ty?
W mojej głowie rodzi się przerażenie i panika. Co mam mu odpowiedzieć?
- Ja też do Buenos Aires.
- To już wiem. Pytałem o imię. - uśmiecha się. - Tomás, a ty?
- Julia... na.
- Miło mi cię poznać Julia-no.
Zaczynamy oboje się cicho śmiać. Odwracam głowę chcąc ukryć moje zażenowanie. Całą swoją uwagę skupiam na tym, co dzieje się za oknem. Przypatruję się w to wszystko uważnie mając nadzieję, że w ten sposób droga minie mi szybciej, a przy okazji, że zapomnę o tym, co właśnie się wydarzyło. Jednak nie zajmuje mi to wiele czasu. Szybko udaje mi się zasnąć.
Budzę się. Przez chwilę zastanawiam się gdzie jestem i co ja tutaj robię. Zaraz sobie przypominam. Jestem w autobusie, w drodze do stolicy. Podnoszę wzrok i widzę głowę Tomasa. Spałam na jego ramieniu. Energicznie się podnoszę przez co on również zaczyna się przebudzać.
- Przepraszam - rzucam zasłaniając twarz dłonią.
- Nic się nie stało - odpowiada serdecznie. - To zrozumiałe. Miejsca są niewygodne, a podróż długa.
- Kiedy będziemy na miejscu? - pytam chcąc zmienić temat.
- Co najmniej za dwie godziny.
Po tych słowach rozmowa nam się urywa. Oboje próbujemy usiąść na tyle wygodnie, żebyśmy mogli z powrotem zasnąć. O dziwo, udaje mi się to szybko. Otwieram oczy jeszcze na sekundę, aby zerknąć na Tomasa po czym z powrotem powracam do krainy snu.
Trzy godziny później podnoszę powieki. Ku mojemu zdziwieniu na fotelu obok nikogo nie ma. Siadam prosto i zauważam, że cały autobus jest pusty. Nareszcie jestem na miejscu. Otrząsam się i wysiadam z pojazdu. O mało co nie zderzyłam się z jakimś facetem. Rozglądam się rozmyślając o tym, co mam teraz zrobić, lecz ta myśl szybko znika z mojej głowy, gdy nagle słyszę znajomy głos. To Tomás podaje jakiejś starszej pani bagaż proponując przy tym, że odprowadzi ją do taksówki. Rozglądam się jeszcze przez moment, po czym ponownie zawieszam wzrok na nowo poznanym mężczyźnie. Zakłada on na siebie koloratkę. Patrzę na niego ze zdziwieniem, a chwilę później on nawiązuje ze mną kontakt wzrokowy. Podchodzimy do siebie bliżej.
- Co jest?
- Z czym?
- Co to za przebieranki? - dopytuję, a on poprawia kołnierz.
- Nie, jestem księdzem.
Wybucham śmiechem. Że niby on? Księdzem? Niemożliwe.
- Poważnie - zapewnia mnie po raz kolejny przez co zaczynam rozumieć, że on nie żartuje.
- Naprawdę?
Kiwa głową w odpowiedzi, po czym trwa chwilowa cisza. Znowu głupio wyszło. Jeśli ktoś kiedyś miałby komuś wręczyć nagrodę za bycie najbardziej przypałową dziewczyną na tej planecie to zapewne dostałabym ją ja.
- Masz jakiś bagaż? - pyta zmieniając temat.
- Nie, tylko ten plecak - odpowiadam.
- Miło było cię poznać.
- Wzajemnie.
- Powodzenia - mówi podając mi rękę.
- Wzajemnie - powtarzam i ściskam z nim dłoń.
- Wszystkiego dobrego - rzuca i odchodzi.
Odwracam się i odprowadzam go wzrokiem do drzwi budynku, do którego właśnie wszedł. W momencie, w którym znika mi z oczu uświadamiam sobie, że nie wiem co mam dalej ze sobą zrobić. Szybko stwierdzam, że pójdę za nim. Jednak, gdy zauważa mnie w tłumie, uśmiecha się do mnie, a następnie odchodzi. I w tej chwili mnie olśniewa. Wiem co teraz zrobię. Wiem dokąd się udam. Poprawiam plecak, a następnie odwracam się w drugą stronę i idę przed siebie w poszukiwaniu odpowiedniego autobusu.
Cześć! Prolog już za nami! I jak wrażenia? Mam nadzieję, że się podobał. Zdaję sobie sprawę z tego, że jest bardzo podobny do początku serialu, ale jak już wspominałam, nie chcę bardzo pomieszać, a uważam, że od tej sceny najlepiej było zacząć.
Do zobaczenia już w niedzielę ♥
Super prolog.
OdpowiedzUsuńMajka<3
Dziękuję ♥
Usuń