środa, 21 września 2016

Rozdział 11 - Zacznijmy od tego, że nigdy nie powinienem wiele dla ciebie znaczyć

Budzę się. Zasnęłam na ramieniu Clary. To była ciężka noc. Lekarze wbiegali i wybiegali z sali, w której leży Tomás. Clarita chciała iść do jakiegoś hotelu, ale ja nie chciałam nic na ten temat słyszeć. Nie mogłam stąd odejść pomimo, że sama byłam wyczerpana. Nadal jestem, ale nie potrafię zostawić go samego. Nagle z sali wychodzi lekarz. Energicznie podnoszę się i do niego podchodzę.
- Panie doktorze, co z ojcem Tomasem? - pytam. 
- Już wszystko w porządku. Jego stan jest sta...
- Na pewno? - przerywam mu. - Wczoraj też niby było wszystko w porządku, a później stało się to, co się stało.
- Tak. Tym razem jestem pewny w 100 procentach - zapewnia mnie.
- Mogę do niego wejść?
- W tej chwili śpi i będzie dla niego lepiej jeśli się wyśpi. Niech siostry wrócą do klasztoru, położą się spać i przyjdą za jakiś czas. Widzę, że siostrą również przyda się sen.
- Tak, oczywiście - odpowiadam ze smutkiem. - Dziękuję.
Lekarz odchodzi, a ja z powrotem siadam obok Clary i staram się ją obudzić. Delikatnie szturcham ją ręką w ramię.
- Co się dzieje? - pyta przebudzając się. - Co z księdzem?
- Wszystko jest dobrze. Chodź, pojedzmy do jakiegoś hotelu i zdrzemniemy się trochę.
- Jesteś pewna? Nie wolisz posiedzieć tutaj?
- To nie ma sensu. Wiem, że jest już w porządku, a teraz nie mogę do niego wejść. Prześpimy się w jakimś wygodnym łóżku i wrócimy do niego.
- Dobrze... - mówi ziewając.
Podnosimy się z miejsc i ruszamy w stronę wyjścia. Wychodzimy przed szpital i próbujemy odnaleźć samochód. Po kilkuminutowych poszukiwaniach udaje nam się go znaleźć. Wsiadamy do środka. Clara zajmuje miejsce kierowcy, a ja pasażera.
- Zadzwonię do Concepción - oznajmiam, gdy Clarita wsadza kluczki do stacyjki.
Wyciągam telefon z kieszeni i wchodzę w spis kontaktów. Wybieram numer do klasztoru i próbuję się połączyć.
- Klasztor Santa Rosa w Buenos Aires, przy telefonie siostra Genoveva, w czym mogę pomóc?
- Halo? Z tej strony Esperanza. Czy mogłabym rozmawiać z matką przełożoną?
- Niestety, nie może ona teraz podejść. Przekazać coś?
- Tak właściwie...
W tle słychać jakieś głosy. Tak, jakby ktoś przed chwilą wszedł do pomieszczenia i zaczął kłócić się z zakonnicą, z którą właśnie rozmawiałam. Przestaję mówić, żeby usłyszeć co się tam dzieje. Niestety, słyszę tylko pojedyncze słowa, w tym trzy razy moje imię.
- Halo, Esperanza? Z tej strony Concepción. Mów co się dzieje.
- Z ojcem Tomasem wszystko w porządku. Właśnie śpi. Rozmawiałam z nim jak tylko przyjechałyśmy i nie czuł się najgorzej.
Wolałam nie mówić nic o tym, co wydarzyło się w nocy. Nie chciałam niepotrzebnie stresować sióstr.
- To dobrze, a co z wami? Wracacie?
- Teraz jedziemy do najbliższego hotelu, bo musimy się przespać. Później zajrzymy jeszcze do księdza i jeśli wszystko będzie dobrze to jutro wrócimy.
- W takim razie trzymajcie się. Jakbyście potrzebowały więcej pieniędzy to dzwoń.
- Jasne, dziękuję. Do usłyszenia.
- Cześć - przełożona rozłącza się.
- Coś się stało? - pyta Clarita. - Masz taką smutną minę. Powinnaś się cieszyć. Ojciec Tomás ma się
całkiem dobrze. A doskonale wiesz, że podczas tamtego wypadku zginęła jedna osoba.
- Tak, wiem. I jestem Bogu wdzięczna, że to nie był on, ale... martwi mnie to, co ksiądz Tomás wczoraj powiedział.
- Wiem, że nie moja sprawa, o czym wczoraj rozmawialiście, ale...
- Powiedział, że nie możemy się już dłużej przyjaźnić - mówię. - I że to był błąd. Cokolwiek to znaczy. Może majaczył, nie wiem. Dlatego tak bardzo zależy mi, żeby go jeszcze dzisiaj odwiedzić. Chcę się dowiedzieć, czy to prawda.
- A co zrobisz jeśli się okaże, że tak?
- Odsunę się od niego... - mówię, a po policzku spływa mi łza. - Jeśli on tego chce...
- Oj, Esperanzo... - wzdycha. - Zaraz będziemy na miejscu. Położysz się, prześpisz i poczujesz się lepiej.
- Nie chcę. Znaczy chcę, ale chciałabym teraz pogadać z ojcem Tomasem.
- Wiesz, że to niemożliwe. Obiecuję, że gdy tylko się obudzisz pojedziemy do niego i z nim porozmawiasz.
- Tak?
- Tak. Ale proszę, przestań płakać. Nie mogę na to patrzeć.
Przecieram oczy i opieram głowę o podgłówek. Zerkam za okno. Boże, wiem. Obiecałam, że jeśli przeżyje zrobię wszystko co sobie zażyczysz. Ale czy naprawdę muszę się od niego oddalić? Przecież przyjaźniąc się z nim nie zrobię mu krzywdy.
Moje rozmyślenia przerywa dzwonek telefonu. Zerkam na wyświetlacz. O kurczę, tego jeszcze nie było. Dzwoni Miguel, mój były.
- Nie odbierzesz? - rzuca Clara widząc, że wpatruję się w komórkę.
- Ym, tak. Halo? - naciskam zieloną słuchawkę.
- Julia? Odebrałaś! - cieszy się przez chwilę. - Gdzie ty się podziewasz? Martwię się o ciebie. Powiedz, gdzie jesteś, a od razu po ciebie przyjadę.
- Przepraszam, ale to chyba jakaś pomyłka.
- Julio, doskonale wiem, że to ty. Coś ci się dzieje? Jesteś w niebezpieczeństwie?
- Naprawdę pomylił pan numery.
- Julio.
- Muszę już kończyć, przepraszam bardzo - rozłączam się.
Co to w ogóle było? Jak ja mu się potem wytłumaczę? Po co odbierałam ten telefon? Zdenerwowana piszę do niego smsa.
Esperanza: Nie martw się o mnie, nic mi nie jest. Nie za bardzo mogłam rozmawiać. Niebawem oddzwonię i wszystko ci wyjaśnię. Obiecuję.
Może będzie choć trochę spokojniejszy i nie będzie do mnie ciągle dzwonił.

Dojeżdżamy pod hotel. Parkujemy na jednym z kilku wolnych miejsc i idziemy do budynku. Wchodzimy do środka. Kilkoro ludzi siedzi z walizkami przy stoliku popijając kawę, a za ladą w recepcji stoi mężczyzna. Oprócz tego zupełna pustka.
- Dzień dobry - witam się z recepcjonistą. - Czy jest może jakiś wolny pokój dwuosobowy?
- Zależy na ile - uśmiecha się do mnie.
- 24 godziny, nawet krócej - odpowiadam.
- W takim razie znajdę dla sióstr coś wolnego - oznajmia. - Proszę - podaje mi kartę. - Na drugim piętrze, pokój numer 27, trzeci po lewo. Bagaże proszę zostawić tutaj - wskazuje miejsce pod ścianą - Obsługa zaraz je siostrą wniesie.
- Nie mamy żadnych bagaży, jesteśmy tutaj tylko przejazdem.
- W takim razie nie zatrzymuję sióstr dłużej. Gdyby brakowało siostrą czegoś, proszę dzwonić. Restauracja jest otwarta w godzinach 9-23, natomiast jacuzzi jest czynne przez całą dobę. Miłego odpoczynku.
- Dziękujemy.
Po paru minutach odnajdujemy swój pokój. Otwieram go i wchodzę. Nie rozglądając się, podchodzę do łóżka i rzucam się na nie.
- O tak, tego mi było trzeba - mruczę.
Słyszę, że Clarita coś do mnie mówi, ale nie za bardzo wiem co. Nawet nie staram się zrozumieć. Jestem aż tak zmęczona, że prawie od razu odpływam.

Przebudzam się. Tak bardzo nie chce mi się wstawać. Bardzo mi tutaj wygodnie, aczkolwiek myśl o tym, że nareszcie mogę zobaczyć się z Tomasem od razu zrywa mnie z łóżka. Zerkam na Clarę, która jeszcze śpi. Wyciągam z kieszeni telefon i sprawdzam godzinę. 13:12. Dam jej jeszcze trochę pospać, tym bardziej, że od naszego przyjazdu tutaj minęło zaledwie pięć godzin. Idę do łazienki, aby się nieco odświeżyć. Biorę szybki prysznic. Czuję się taka lekka i świeża. Pod tym habitem naprawdę było mi już bardzo gorąco. Gdy wracam z powrotem do pokoju, Clarita siedzi na krześle i zerka za okno.
- Dawno wstałaś? - pytam.
- Jakoś pięć minut temu. Wykąpię się i możemy jechać.
- Nie jesteś głodna? Może poszłybyśmy jeszcze coś zjeść?
- Oj tak, bardzo chętnie - przytakuje zakonnica zamykając za sobą drzwi.
Przypominam sobie, że muszę zadzwonić do Miguela. Biorę telefon z łóżka i wychodzę na balkon. Wybieram jego numer i czekam aż odbierze. Nie trwa to długo.
- Możesz mi powiedzieć, co ty wyprawiasz? Boję się o ciebie.
- Przepraszam, naprawdę nie mogłam rozmawiać - zapewniam go.
- Gdzie jesteś?
- Nie mogę ci powiedzieć.
- Doskonale wiesz, że chcę ci pomóc. Nie chcę ci zaszkodzić. Powiedz mi gdzie jesteś. Przyjadę po ciebie, wrócisz ze mną do La Merced i wyjaśnimy tę sprawę razem. Ufasz mi?
- Tak, ufam - odpowiadam. - Ale to nie takie proste. Nie mogę ci powiedzieć gdzie jestem. Nie mogę także wrócić.
- Nie mam nawet pewności, czy jesteś bezpieczna.
- Jestem. Ukrywam się w miejscu, w którym na pewno nikt mnie nie znajdzie.
- Julio... 
- Nie przejmuj się. Jeśli coś będzie się działo, zadzwonię do ciebie.
- Nie mogę do ciebie przyjechać? Naprawdę wolałbym być blisko.
- To nie jest dobry pomysł. Wiele się zmieniło od śmierci mamy, ale niedługo wszystko wróci do normy.
- Wiesz, że za tobą tęsknię? Chciałbym mieć cię tutaj przy sobie. Chciałbym cię przytulić, pocałować... Nie mogę się doczekać aż znów będziemy razem...
Chcę odpowiedzieć mu, że ja też. Ale nie potrafię.
- Miguel... - zaczynam, lecz słyszę, że z łazienki wychodzi Clara. - Muszę kończyć.
- Obiecaj mi chociaż, że niedługo zadzwonisz.
- Obiecuję, cześć - rozłączam się.
- O tutaj jesteś - mówi zakonnica. - Idziemy?
- Tak, już.

Wchodzę na piętro, na którym leży Tomás. Idę w kierunku jego sali. Widzę, że ktoś stoi przed jego drzwiami. Chwila, czy to nie... Eva i Maximo?
- Dzień dobry - witam się ze wszystkimi.
- O, siostra Esperanza - dziwi się młodszy Ortiz. - I siostra...
- Clara - rzucam.
- I siostra Clara - kończy. - Co siostry tutaj robią?
- Przyjechałyśmy do ojca Tomasa - odpowiadam. - Jakieś nowe informacje?
- Jeszcze nie. Zaraz lekarz powinien...
I w tym momencie doktor wychodzi z pomieszczenia. Od razu zostaje przez nas zaatakowany pytaniami.
- Ksiądz Tomás ma się dobrze. Od rana nic się nie zmieniło - zapewnia patrząc na mnie.
- Można do niego wejść? - pyta Eva.
- Tak, ale nie wszyscy na raz. Jedna oso...
Nie udaje mu się dokończyć zdania, ponieważ przepycham się pomiędzy wszystkimi i wchodzę do sali zamykając za sobą drzwi. Z tego co udało mi się usłyszeć, narzeczona Maxima ma z tym pewien problem, ale to już nie moja sprawa.
- Esperanza? - pyta Tomás patrząc na mnie.
- Tak, szczęść Boże - mówię. - Jak się ksiądz ma? - podchodzę bliżej.
- Dobrze - uśmiecha się. - Nadal tutaj jesteś? Myślałem, że wróciłaś do Buenos Aires.
- Nie, nie mogłabym. Tym bardziej, że w nocy się księdzu pogorszyło. Martwiłam się.
- Wiesz, że...
- Martwiłam się o księdza jak o przyjaciela - przerywam mu.
- Właśnie do tego zmierzam. Nie... - załamuje mu się głos. - Nie powinniśmy się przyjaźnić. Nigdy.
- Dlaczego ksiądz tak sądzi? Przecież to nic złego...
- Przyjaźń pomiędzy księdzem, a nowicjuszką?
- No właśnie...
- Esperanzo, przepraszam, jeśli to cię rani, ale to nie ma sensu.
- Jeśli ktoś dla ciebie znaczy wiele, to...
- Zacznijmy od tego, że nigdy nie powinienem wiele dla ciebie znaczyć.
I nagle czuję jakbym dostała nożem w serce. Te słowa tak bardzo ranią...
- No jasne - przytakuję ledwo trzymając łzy w oczach.
Nagle do sali wchodzi Eva, a zaraz za nią Maximo. Widocznie nie mogła znieść tego, że jestem tutaj tak długo. Zaczyna się robić głośno. Najlepiej będzie jeśli po prostu już sobie pójdę...
- TOMI! Jak się czujesz kochany?! - pyta narzeczona jego brata przytulając go. - Och, Bogu dzięki, że nic ci się nie stało!
- Tak, tak... - rzuca starając się utrzymać ze mną kontakt wzrokowy.
Patrzę na niego jeszcze przez moment, a następnie wychodzę. Od razu po opuszczeniu pokoju pozwalam wziąć emocją górę i zaczynam płakać. Po co ja tutaj w ogóle przyjechałam? O wiele lepiej byłoby, gdybym została w klasztorze. Przynajmniej nadal bylibyśmy przyjaciółmi. Wszystko popsułam. Wszystko...
- Esperanzo, co się stało? - słyszę Clarę.
- Wracamy do klasztoru - mówię pociągając nosem.
- Już? Przecież możemy jeszcze tutaj zostać.
- Nie chcę. Chcę być jak najdalej stąd. Chcę z powrotem być w klasztorze. Zabierz mnie tam, proszę.
- Dobrze, już dobrze... - przytula mnie do siebie. - Stało się? - szepcze mi na ucho.
- Tak - ściskam ją mocno. - Dziękuję, że jesteś przy mnie. Przynajmniej wiem, że ty mnie nigdy nie opuścisz. Jesteś dla mnie jak mama. Kocham cię.
- Ja ciebie też...

Cześć wszystkim! Podobał Wam się rozdział? Jak sądzicie, dlaczego Tomás chciał zakończyć przyjaźń z Esperanzą? Co mogło być tego przyczyną? Tego dowiecie się już w najbliższym czasie! Albo... nie dowiecie się wcale. No nic, przekonacie się niebawem ;)

Do następnego ♥

2 komentarze: