- Wiesz co mówisz? - pytam się Clary. - Niedawno stwierdził, że nie powinniśmy się przyjaźnić, bo jest księdzem. Dlaczego w takim razie pokazałby się tutaj?
- Zdaję sobie sobie sprawę z tego, że nie powinnam tego mówić, ale tak mi się wydaje. Wiem co do
niego czujesz i to co ci właśnie powiedziałam, może ci dawać nadzieję, a tak być nie powinno.
- Nie, nie... To niemożliwe. I lepiej będzie, jeśli będę tak wierzyć. Ojciec Tomás... - chcę coś powiedzieć, ale jednak zmieniam zdanie i mówię zupełnie coś innego. - Jest po prostu księdzem. Nie rozmawiajmy o nim. Lepiej mi powiedz co tam słychać w klasztorze. Tęskniłyście chociaż odrobinę za mną?
- Oj tak, ja bardzo - zapewnia mnie. - Reszta sióstr też. Narzekały, że jest strasznie cicho.
- Ooo... - mruczę uśmiechając się.
- Po za tym, pewnie ucieszą się, że wcześniej wróciłaś. Jutro jest konkurs piosenki kościelnej i przyda im się twój głos. Carmela miała cię zastąpić, ale wszyscy wiedzą, że to jednak ty najlepiej wypadniesz w tej piosence.
- Carmela ma talent - mówię. - Ale nie potrafi go wykorzystać - dodaję. - Zrobiłaby duży krok do przodu, gdyby przestała trzymać się z Genovevą. Nie to, żeby coś, ale przez nią ona strasznie stoi w miejscu. Jest zajęta jej sprawami bardziej niż swoimi własnymi. Tak samo Beatriz, której jest mi potwornie szkoda, bo jest naprawdę wspaniałą osobą, a zadaje się ze złym towarzystwem.
- Też to zauważyłam. Ostatnio rozmawiałyśmy, bardzo szczerze i mam wrażenie, że ją to męczy, ale boi się ją zostawić.
- Może Genoveva ją czymś szantażuje?
- Może. Nie wiem.
Wchodzę do klasztoru. Jak dobrze być tutaj z powrotem. Mimo, że potrzebowałam od niego odpocząć, to cieszę się, że znowu tu jestem.
- Dziękuję, że mnie stamtąd zabrałaś - mówię do Clary.
- Nie ma sprawy. Przez cały czas się o ciebie martwiłam, a gdy do mnie zadzwoniłaś naprawdę się przestraszyłam. Powinnaś porozmawiać na ten temat z matką przełożoną.
- Wiem, ale pierw porozmawiam o tym z ojcem Tomasem. Jak się okaże, że to on tam był zrobię tylko niepotrzebne zamieszanie.
- Masz rację - rzuca. - Ale zamelduj się chociaż, żeby wiedziała, że już wróciłaś. Nie mówiłam jej nawet, że po ciebie jadę, bo tak się spieszyłam.
- Wyszłaś bez pozwolenia - wtrącam.
- Nie. Powiedziałam jej, że wychodzę i biorę samochód, tylko nie mówiłam po co - oznajmia. - Jakbyś coś ode mnie chciała, to będę w kaplicy. Muszę ją dzisiaj całą wysprzątać.
- Sama? W takim razie ci pomogę. Odłożę rzeczy, pójdę do Concepción i przyjdę ci pomóc - zapewniam ją. - Chyba, że nie chcesz, bo stwierdzisz, że będę ci przeszkadzać...
- Z chęcią przyjmę twoją pomoc - uśmiecha się do mnie.
- Dobrze, w takim razie dołączę do ciebie za jakieś piętnaście, dwadzieścia minut - rzucam i idę w stronę biura przełożonej.
Pukam do drzwi, a chwilę później słyszę "proszę", lecz od razu po głosie rozpoznaję, że to nie ona mi odpowiada. No, ale cóż. Wejdę i sprawdzę, kto jest w środku. Może przynajmniej ten ktoś mi powie, gdzie ją znajdę. Naciskam klamkę i wchodzę. Wow, no tego się w ogóle nie spodziewałam.
- Esperanza? - dziwi się ojciec Tomás. - Co ty tutaj robisz? Przecież wyjechałaś.
- Tak... Równie dobrze, mogłabym księdza o to zapytać, ale chyba wolę...
- Do trzech razy sztuka - mówi przerywając mi. - Miałaś rację, Córdoba nie chce mnie w swojej parafii.
- Jak to? - pytam.
- Za długo się tam nie pojawiałem, więc znaleźli kogoś innego. Wróciłem i będę zastępować ojca Fortunato.
- Nie będzie się już ksiądz nigdzie przenosił?
- Nie. Raczej nie.
- Czyli nieuniknione jest to, że będziemy się widywać - podsumowuję. - Postaram się nie wpadać często na księdza, ale nic nie obiecuję.
- O czym ty mówisz?
- Jak to o czym? Kilka dni temu w szpitalu poprosił mnie ksiądz, abym, że tak to nazwę, dała księdzu spokój, bo jest ksiądz duchownym. Tak na marginesie, ja też kocham Boga i nie rozumiem, jaki to ma sens i co w tym takiego złego, no ale to księdza decyzja, a ja nie zamierzam jej podważać - zapewniam go. - Ale mimo to, muszę księdzu zadać jedno ważne pytanie - oznajmiam. - To ksiądz był dzisiaj u mnie? I tak okropnie mnie przestraszył? A potem bał się konsekwencji swoich czynów i uciekł niczego mi nie tłumacząc?
Nie odpowiada. Patrzy się na mnie z żalem. Clartia najwidoczniej miała rację.
- Niech ksiądz odpowie - nalegam. - Nie będę pytała po co ksiądz tam był, po prostu chcę wiedzieć, czy to nie był ktoś, kto chciałby zrobić mi krzywdę.
Podchodzi do mnie nieco bliżej, ale nadal pomiędzy nami jest bezpieczna odległość. Ciągle utrzymuje ze mną kontakt wzrokowy.
- Tak, to byłem ja - odpowiada. - Nie chciałem cię przestraszyć. Wręcz przeciwnie. Chciałem sprawdzić jak się czujesz i czy nic ci nie jest.
- W takim razie, dlaczego gdy wyszłam do księdza, to ksiądz się schował a następnie uciekł? - dopytuję.
Powiedziałam mu, że nie będę o nic wypytywać, ale skoro sam wdrążał się w ten temat, to dlaczego ja nie mogłabym tego zrobić?
- Wiesz dlaczego? Bo powiedziałem ci, że nie chcę, żebyśmy znaczyli dla siebie wiele. A będąc tam w jakiś sposób pokazałem ci, że jednak zależy mi na tobie nieco bardziej niż na innych.
W tym momencie przerwał nam odgłos otwieranych drzwi. Już się bałam, że zaraz do pomieszczenia wejdzie Genoveva z jakimś głupim tekścikiem. Pewnie stała i podsłuchiwała. Jednak na całe szczęście okazuje się, że to Concepción.
- O, Esperanzo, już jesteś? - dziwi się.
- Tak, Clara przywiozła mnie jakieś dziesięć minut temu.
- Mówiła, że gdzieś jedzie, ale nie chciała powiedzieć dokąd. Wydawała się zdenerwowana. Nie pomyślałabym, że jechała po ciebie.
- Odrobinę ją przestraszyłam, gdy po nią zadzwoniłam - mówię. - Przydałoby się matce lepsze zabezpieczenie furtki. Na przykład domofon. Każdy wchodzi sobie na podwórko i wychodzi, kiedy mu się podoba.
- Coś się stało? Ktoś cię straszył?
- Nie, ale odrobinę się przestraszyłam, gdy odwiedził mnie Jorge.
- Podkomisarz u ciebie był?
- Tak. Clara się o mnie martwiła i postanowiła go przysłać, żeby sprawdził, czy wszystko w porządku. Mówił, że dom, jak i ogród, są wielkie i trochę się mnie naszukał, a ja bałam się, że to złodziej. Ale na całe szczęście okazało się, że to on. Niewiele by brakowało, a przyłożyłabym mu jakimś dziwnym przedmiotem - uśmiechnęłam się. - Będę już szła. Przyszłam tylko się matce zameldować, a po za tym, obiecałam Claricie, że pomogę jej sprzątać kaplicę, bo zajmuje się tym sama.
- W takim razie idź. Mam nadzieję, że odpoczęłaś odrobinę przez ten czas, gdy tam byłaś.
- Tak. Dziękuję bardzo za użyczenie mi domu - mówię wychodząc.
- Powiedział mi, że zależy mu na mnie bardziej niż na innych, rozumiesz? - mówię do najbliższej mi zakonnicy. - Powiedział. I mówił to całkiem na poważnie.
- Może miał na myśli to, że po prostu o ciebie bardziej się martwi niż o inne siostry, bo ty częściej wpadasz w tarapaty?
- Nie. W każdym bądź razie tak mi się nie wydaje - oznajmiam wyciskając szmatkę nad wiadrem
brudnej wody. - Spytałam się go, dlaczego się tam pojawił, a potem stchórzył i mi się nie pokazał, na co on odpowiedział mi, że nie mógł tego zrobić, bo w ten sposób pokazałby, że mu na mnie zależy.
- Wiesz, że on jest księdzem?
- Tak. Ciężko zapomnieć, gdy cały czas mi o tym przypominasz - rzucam. - Po za tym, nie da się nie zauważyć tej koloratki na jego szyi, ale mimo to coś dla niego znaczę...
- Naprawdę nie chcę ci psuć humoru, ale pamiętaj, że w jego oczach jesteś nowicjuszką. Wasza miłość nie ma prawa bytu.
- Ja wiem, ale... co jeśli naprawdę mu zależy? Nawet w takim stopniu, że byłby gotowy porzucić sutannę?
- To niemożliwe. Jest za bardzo zaangażowany w Boga. Uwierz mi. Jego powołanie jest silne i z każdym dniem coraz bardziej się umacnia. Jest jednym z najlepszych przykładów dobrego księdza.
- A jeśli...
- Nie twierdzę, że nic do ciebie nie poczuł - przerywa mi. - Ale nie rób sobie nadziei. Szanse na to, że zostawi swoje dotychczasowe życie są bardzo niewielkie. I nie mówię ci tego dlatego, że chcę ci zrobić na złość. Po prostu nie chcę, żebyś cierpiała.
- Chyba masz rację... Nie wiem w ogóle, o czym mówię. Przecież to wcale nie ma sensu - wzdycham. - Pójdę wymienić wodę, zaraz wrócę.
Podnoszę miskę i idę z nią do łazienki. Wylewam całą jej zawartość do zlewu, następnie płuczę, nalewam odpowiedni płyn i ruszam do kuchni po wrzątek, którym muszę go zalać. Czekam aż woda się zaparzy i gdy jest już gotowa do pomieszczenia wchodzi ojciec Tomás.
- Możemy chwilę porozmawiać? - prosi.
- Przepraszam, ale bardzo się śpieszę. Musimy z Clarą jeszcze dzisiaj skończyć sprzątać - oznajmiam wychodząc.
- Nie chcę, żeby tak było - mówi łapiąc mnie za rękę.
- Zdecyduj się, bo ja nie zamierzam znosić twoich zachcianek, które co chwilę się zmieniają - oznajmiam poddenerwowana. - Cały czas zmieniasz zdanie. Raz mówisz, że powinniśmy się od siebie odsunąć, a później, że nie chcesz, żebyśmy byli daleko. To, że noszę habit, nie oznacza, że nie mam uczuć. I ty powinieneś o tym dobrze wiedzieć.
- Nigdy nie powiedziałaś czegoś, czego później żałowałaś?
- Zdarzyło mi się nieraz - przyznaję. - Ale nigdy nie bawiłam się czyimiś uczuciami. Powiem ci coś. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo bolały mnie twoje słowa. Nie wiesz, ile wysiłku potrzebowałam włożyć w to, żeby o tobie zapomnieć - patrzę na niego przez chwilę, a później wychodzę.
- Esperanzo... - wymawia moje imię, gdy jestem już na korytarzu.
- Nigdy nie powinnam wiele dla ciebie znaczyć - cytuję mu jego własne słowa, a następnie wracam do łazienki.
Wlewam wodę do miski, a później odnoszę czajnik do kuchni. Tomasa już tam nie ma. To nawet lepiej. Nie chciałabym się z nim ponownie spotkać. Wracam do kaplicy, gdzie Clara zajmuje się myciem krzyża.
- Już jestem - oznajmiam. - Przepraszam, że tak długo mnie nie było, ale rozmawiałam jeszcze przez moment z ojcem Tomasem - mówię podchodząc do niej. - I wiesz co ci powiem? Miałaś rację. Jest wspaniałym księdzem, ale...
- Esperanzo - szepcze.
- Tak?
- Za tobą - mruczy.
Obracam się i ku moim oczom ukazuje się dość dziwny widok. Tomás stoi w roboczych ubraniach, bez koloratki, co oczywiście od razu przykuwa moją uwagę. Z szyi również nie zwisa mu różaniec, co jest kolejnym powodem do mojego zdziwienia.
- Przyszedłem wam pomóc. Esperanza mówiła mi, że musicie się z tym dzisiaj wyrobić i chętnie wam pomogę.
- Nie ma ksiądz swoich obowiązków? - pyta go Clarita.
- Mam, ale one mogą poczekać - odpowiada. - To co? Za co mogę się zabrać?
- Mógłby ksiądz gdzieś przestawić te ławki, żeby Esperanza mogła tam umyć podłogę.
- Oczywiście, już się robi - rzuca i zabiera się za pracę.
- Zrób coś z nim - proszę zakonnice.
- Ale niby co?
- Nie chcę z nim tutaj sprzątać.
- Mam go stąd wygonić? Jeszcze po tym, jak sam z siebie zaoferował, że nam pomoże?
- Ym, tak?
- Wybacz, ale nie mogę - mówi. - Weź się do pracy, a poczujesz się lepiej. Sama tak ostatnio powiedziałaś. Nie myśl o tym, że on tutaj jest.
- Łatwo ci powiedzieć - mruczę odchodząc.
Biorę mopa i zaczynam myć podłogę we wskazanym przez Clarę miejscu. Jak niby mam o nim nie myśleć skoro kręci się cały czas obok mnie? Dochodzi do tego, że przez swoją nieostrożność wylewam całą zawartość miski z wodą i płynem do mycia na podłogę. Nie zauważam jej i po prostu ją przewracam ochlapując sobie przy tym habit.
- Niech to! - denerwuję się. - Co mam teraz zrobić?
- Nie masz drugiego habitu? - pyta Tomás.
- Nie mam.
- W takim razie przebierz się w jakieś cywilne ubrania - mówi Clarita.
- Mogę tak wyjść?
- Jesteśmy w kaplicy, a raczej w tych godzinach nie przychodzą tutaj wierni. Myślę, że nie powinno być z tym problemu.
- Dobrze. W takim razie zaraz wrócę.
Ruszam do swojego pokoju, gdzie wygrzebuję z dna szafy swoje ubrania, w które się przebieram. Włosy spinam w wysoką kitkę, aby mi nie przeszkadzały i szybszym krokiem wracam do kościoła. Nie chcę, żeby ktoś mnie tak zobaczył. Nie chcę się nikomu tłumaczyć. Po za tym, nie czuję się tutaj w tym stroju swobodnie. Ale jeśli Clara mi pozwoliła... Po za tym, ksiądz Tomás również jest w swoich zwykłych ubraniach, to ja też chyba mogę... No właśnie. Oboje przez chwilę, w tym samym czasie, będziemy zwykłymi ludźmi. Nie zakonnikami. Jasne, zakonnicy też ludzie, ale... Czy to jakiś znak?
Cześć! I co sądzicie o rozdziale? Mam nadzieję, że się Wam podobał ;). Jak myślicie, czy Esperanza i Tomás się pogodzą? A może Esperanza pozostanie nieugięta i nie będzie chciała przyjąć przeprosin księdza? Tego dowiecie się już niedługo :)
Do następnego ♥
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz