środa, 28 września 2016

Rozdział 15 - Wie ksiądz co? Chciałabym, żeby było tak jak kiedyś

Dzisiaj dzień występu. Nie mam ochoty śpiewać, ale nie mogę się teraz wycofać. Mam główny głos. Gdybym teraz zrezygnowała, zawiodłabym cały chór. Ale czuję się fatalnie. Nie mogłam spać przez pół nocy, a teraz jeszcze okropnie boli mnie głowa i gardło. Obym tylko nie straciła głosu.
- Esperanzo, chodź na śniadanie - mówi Clara wchodząc do mojego pokoju.
- Już idę - zapewniam ją.
- Coś się stało? Nie wyglądasz najlepiej.
- Nie, wszystko w porządku - kłamię. - Zaraz do was przyjdę. Muszę iść jeszcze do łazienki.
- Co ci jest? - pyta siadając obok. - Przecież wiesz, że mnie możesz powiedzieć wszystko.
- Źle się czuję. To wszystko.
- W takim razie zostań dzisiaj w łóżku. Przyniosę ci ciepłej herbaty, a na obiad ugotuję rosół, który cię rozgrzeje i postawi na nogi.
- Nie mogę. Muszę pojawić się dzisiaj na występie. Nie chcę zawieźć sióstr.
- Myślę, że zrozumieją.
- Tak, ale... Mam wrażenie, że to, czy przejdziemy dalej zależy ode mnie. I nie mówię tego, tylko dlatego, że chcę się przechwalać tym, jak wybitny jest mój głos. Po prostu czuję, że nasz dalszy los w konkursie spoczywa w moich rękach.
- Doskonale cię rozumiem... - oznajmia. - Naszykuję ci jakieś lekarstwa. Weź je jak zjesz śniadanie - mówi wstając. - Tylko się pośpiesz. Niedługo wyjeżdżamy.
- Oczywiście, zaraz będę.
Po wyjściu siostry, podnoszę się z łóżka i idę do łazienki. Staję przed lustrem i przeglądam się w nim przez chwilę. Jak ja wyglądam... Oczy mam całe zaczerwienione i spuchnięte... No i na dodatek nie mogę nic z tym zrobić. Wzdycham i przemywam twarz wodą.
- Dobra Julia, weź się w garść. Dasz radę. Powalisz dzisiaj wszystkich - mówię do siebie i ruszam do kuchni.
Nagle moja pewność siebie znika, gdy tylko pojawiam się w pomieszczeniu, gdzie przebywają wszystkie pozostałe zakonnice. Jest tam głośno, a od ich rozmów głowa boli mnie jeszcze bardziej.
- O, zobaczcie kto przyszedł - słyszę Genovevę. - Nowicjuszka, która chyba jeszcze nigdy nie pojawiła się gdziekolwiek punktualnie.
Gdybym tylko czuła się zdrowa odezwałabym się do niej i zaczęła z nią kłócić, ale że nie miałam na to w ogóle siły zdecydowałam, że lepiej będzie udawać, że tego nie słyszę. Usiadłam na swoim miejscu i sięgam po kawałek chleba, który zjadam z pomidorem i popijam herbatą. Nie mam ochoty na nic więcej. Wcale nie mam apetytu. Jem to tylko dlatego, że nie mogę wziąć tabletek na pusty żołądek.
- Dzień dobry siostry, jak się macie? - do kuchni wchodzi ojciec Tomás. - Możemy już wyjeżdżać?
Wszystkie zrywają się  z miejsc i zaczynają opuszczać klasztor. Jedynie ja siedzę na swoim miejscu i biorę lekarstwo, jedno za drugim, powoli je przełykając.
- Nie idziesz? - pyta podchodząc do mnie.
- Tak, już.
- Źle się czujesz? - dopytuje.
- Odrobinę, ale niech się ksiądz nie martwi. Dam sobie radę i doprowadzę nasz chór do finału.
- Wiesz, że zdrowie jest najważniejsze? Jeśli naprawdę nie czujesz się dobrze, zostań. Zastąpi cię siostra Carmela.
- Nie mogę. Wiem, że one wszystkie, no może większość z nich, na mnie liczy. Nie chcę ich zawieść - mówię. - Po za tym, jeszcze nie straciłam głosu i mogę śpiewać, więc nie jest aż tak tragicznie.
- Skoro tak uważasz.
- Chodźmy, bo nie chcę, żebyśmy się przeze mnie spóźnili - proszę opuszczając pomieszczenie.
- Poczekaj... - łapie mnie za rękę. - Chciałbym wiedzieć, jak jest pomiędzy nami.
- A jak ksiądz myśli?
- To nie jest w tej chwili ważne.
- W takim razie, tak samo wygląda nasza relacja. Nie jest w tej chwili ważna - rzucam. - Naprawdę nie chcę się spóźnić - oznajmiam i wychodzę z klasztoru.
Wchodzę do samochodu i zajmuję jedno z dwóch wolnych miejsc. Świetnie, jak się okazuje drugie z nich jest tuż obok tego na którym siedzę. Czyli będę musiała całą drogę przesiedzieć obok Tomasa, a jakoś nie mam na to ochoty.
- Diana, zamienisz się miejscami? - pytam, gdy do środka wchodzi ksiądz.
- Dlaczego?
- Chciałabym siedzieć z przodu. Jakoś tak jest mi niedobrze i naprawdę czuję, że powinnam siedzieć jak najbliżej wyjścia.
- No dobrze - odpowiada, a ja przesiadam się tam, gdzie wcześniej siedziała ona.
Przechodząc dyskretnie zerkam na Tomasa, który, nie okazuje żadnych emocji. Zupełnie nie wiem jak on to robi. Po każdym w jakimś stopniu da się odczytać co w danej chwili czuje. Jednak on potrafi zrobić taką minę, że nie umiem.
- Może skoro Esperanza nie ma siły, to ja ją zastąpię? - proponuje Carmela. - Nie chcemy przecież, żeby poczuła się jeszcze gorzej.
- Esperanza zaśpiewa - odpowiada za mnie ksiądz.
Nie mam ochoty wtrącać się w ich dyskusję. Zerkam za okno i zamyślam się. Przecież mu nadal zależy, a naprawdę nie powinno. Ale skoro żałuje, dlaczego nie mogłabym mu wybaczyć? Bo tak szczerze, to ja też wolałabym, żeby pomiędzy nami było tak jak dawniej...

- Teraz czas na występ Zakonu Santa Rosa. Zapraszamy na scenę!
Wychodzimy gęsiego, z czego ja idę na samym końcu. Podchodzę do mikrofonu, który został naszykowany specjalnie dla mnie. Muzyka zaczyna lecieć, zaczynamy śpiewać refren.
La esperanza se renueva 
En el corazón 
Las nuevas primaveras 
Que quiere el Señor 
Iluminanos, iluminanos 
Gloria, gloria, gloria
Nadzieja się odradza 
W sercach 
Nowe wiosny 
Tak jak chce Pan 
Oświecaj nas, oświecaj nas 
Gloria, gloria, gloria...
I nagle czuję, że brakuje mi głosu. Nie zaśpiewam. Nie dam rady. Co robić, co robić, co robić? Nie mogę przecież tak po prostu stąd uciec i... Nie, chwila. Mogę to zrobić.
Odsuwam się od mikrofonu i szybkim krokiem schodzę ze sceny prosto na kulisy. Z chęcią bym zobaczyła, jak sobie z tym poradzą, ale lepiej nie. Wybiegam wyjściem ewakuacyjnym na dwór. Znajduję się na tyłach teatru. Raczej nikt mnie tutaj nie znajdzie. Dobrze, bo nie mam ochoty się z tego tłumaczyć. Chociaż pewnie i tak będę musiała to zrobić. Siadam na schodach i chowam twarz w dłonie.
- Esperanzo, co się stało? - słyszę nagle.
Zerkam na drzwi. Stoi w nich ojciec Tomás i tak jakoś... cieszę się z tego powodu.
- Straciłam głos... - szepczę.
Tomás siada obok mnie i patrzy na mnie z żalem.
- Przeze mnie nie przejdziemy dalej... - dodaję.
- Nie mów tak - prosi. - Wszyscy wiedzieli, że się źle czujesz i raczej nie będą mieli ci tego za złe.
- Widocznie nie zna ksiądz Genovevy... Do końca życia będzie mi truła, że popsułam nam występ.
- Jeśli chcesz, porozmawiam z nią. Poproszę, żeby dała ci spokój...
- Nie, wtedy będzie jeszcze gorzej... - mruczę.
- Naprawdę się tym nie przejmuj, nie warto - zapewnia mnie. - Porozmawiam z jury, może dadzą wam drugą szansę.
- Tak? To byłoby wspaniałe.
- Obiecuję, że zaraz pójdę i poproszę ich o to, ale nie obiecuję, że się zgodzą. Zrobię wszystko co w mojej mocy.
- Dziękuję - uśmiecham się do niego.
Obejmuje mnie ramieniem i przytula do siebie. Robi się tak, jak po staremu. Zanim wyjechał i poprosił, abyśmy się od siebie oddalili...
- Wie ksiądz co? Chciałabym, żeby było tak jak kiedyś - mówię ochrypłym głosem.
- To znaczy? - pyta odsuwając się ode mnie.
- Żebyśmy dalej się przyjaźnili. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego ksiądz powiedział mi wtedy w szpitalu to, co mi powiedział, ale to nie ważne. Może zaczniemy wszystko od początku?
- Hah... - unosi kąciki ust. - Jestem Tomás, a ty?
- Julia... na - odpowiadam i oboje się śmiejemy. - Esperanza.
- Miło mi cię poznać.
- Mnie ciebie również -  oznajmiam. - Wiesz, że jestem nowicjuszką?
- Naprawdę? Ja jestem księdzem.
- W takim razie miło mi księdza poznać - poprawiam się.
- Możesz mówić mi na 'ty'. Nie jestem aż taki stary.
- Tak, ale zapewne czułabym się dziwnie - rzucam.
Nagle dochodzi do mnie jedna rzecz. Przecież ja mu odpowiedziałam... Odpowiedziałam... Całkiem normalnie... Co znaczy, że...
- Aaa! - krzyczę ze szczęścia. - Słysz ksiądz?! Słyszy? Ja mówię! Wrócił  mi głos! - cieszę się.
- No widzisz. Wystarczyło, że zaczerpnęłaś świeżego powietrza.
Tak naprawdę wystarczyło się z nim pogodzić. Właśnie teraz zadałam sobie z tego sprawę. Odkąd byłam mała zawsze, gdy tylko męczyło mnie sumienie traciłam głos i bolała mnie głowa. Dopiero, gdy komuś coś wybaczyłam, albo wyznałam prawdę, wszystko wracało do normy.
- W takim razie chodźmy. Ksiądz porozmawia z jurorami, a ja wytłumaczę się siostrą.
- Jesteś pewna, że dasz radę jeszcze dzisiaj zaśpiewać?
- Jak najbardziej - przytakuję wstając. - Pośpieszmy się, nie chcę, żebyśmy przyszli za późno.
Wchodzimy do budynku. Ja idę za kulisy, aby odnaleźć zakonnice z klasztoru, do którego należę, a Tomás udaje się na widownie, aby podejść do jury. Odnajduję je od razu. Trudno nie usłyszeć Genovevy, która krzyczy praktyczne na cały teatr.
- Popsuła nam cały występ, a teraz uciekła! I pewnie nawet się nie przyzna do winy!
- Przyznam się - oznajmiam podchodząc. - Tak, zdaję sobie sprawę z tego, że trochę narozrabiałam, ale to dlatego, że źle się poczułam. Nie mogłam mówić i stwierdziłam, że lepiej będzie, jeśli po prostu zejdę ze sceny.
- Wiesz co się stało? - odzywa się Nieves. - Carmela przejęła mikrofon. I piała do niego jak kura.
- No nie przesadzajcie, na pewno nie było aż tak okropnie.
- Właśnie, że było. Twój głos jest kilkaset razy lepszy - dodaje Diana. - Po za tym, niektóre siostry się zbuntowały i nie chciały śpiewać. To była jakaś katastrofa!
- Przestańcie - proszę, bo nie chcę, żeby gang Genovevy znienawidził mnie jeszcze bardziej. - Ojciec Tomás powiedział, że spróbuje przekonać jurorów, aby dali nam drugą szansę, więc jeszcze nic straconego. Będę mogła to naprawić.
- A co jeśli znowu uciekniesz ze sceny? Albo nie dadzą nam tej drugiej szansy?
- Wtedy się pomartwimy. Teraz uspokójcie się i poczekajmy na księdza.
- Uspokójcie się, uspokójcie... Łatwo ci mówić. Ciebie tam nie było, nie widziałaś naszej klęski!
- Oj, już starczy, naprawdę...
W tym momencie pojawia się wśród nas Tomás. Zerkam na niego, aby ocenić całą sytuację, ale ponownie nie umiem nic wyczytać z jego wyrazu twarzy.
- I co? Możemy wystąpić jeszcze raz? - pyta Suplicio.
- Tak, tylko jest taki jeden problem...
- Idzie się przyzwyczaić. Wszędzie gdzie jest Esperanza pojawiają się problemy - rzuca Genoveva. - O co chodzi?
- Żeby dostać się do dalszego etapu będziecie musiały uzyskać maksymalną liczbę punktów.
- Co?! - rzucam zdziwiona. - Po dziesiątce od każdego z jurorów?! Co!?
- Tak. Stwierdzili, że dając wam drugą szansę, musicie pokazać, że naprawdę wam się ona należała.
- Dobra, spokojnie. Damy radę. Musimy tylko się postarać.

Wychodzimy na scenę. Zajmujemy swoje miejsca i czekamy aż muzyka zaczyna grać. Śpiewamy. Z każdą chwilą coraz bardziej zbliżamy się do mojej solówki, ale tym razem jestem pewna, że zaśpiewam. Porozmawiałam szczerze z Tomasem i wiem, że nie stracę już głosu. Zaraz wchodzę... trzy... dwa... jeden...
Se muy bien lo que quiero 
Y es amor para el mundo 
Que despierte la esperanza y la fe 
Lo que mas quiero 
Amor sincero 
Lo que mas quiero es amor
Dobrze wiem, czego chcę 
I jest to miłość dla całego świata 
Żeby obudziła się nadzieja i wiara 
To czego najbardziej chcę 
To szczera miłość 
To czego najbardziej chcę to miłość
Jest! Udaje mi się. Na drugiej zwrotce nie stresuję się już wcale. Zaczynam się bawić. Tańczę i skaczę na scenie razem z innymi siostrami. Od czasu do czasu zerkam na ojca Tomasa, który cały czas na mnie patrzy. Posyłam mu uśmiech. Piosenka dobiega końca. Rozlegają się oklaski. Staję pomiędzy zakonnicami i czekamy na ocenę. Jedna dziesiątka w górze, druga, trzecia... i czwarta! Tak, tak, tak! Przeszyłyśmy dalej! Udało mi się! Tym razem nikogo nie zawiodłam.

Hejka! No i jak sami widzicie, Esperanza i Tomás pogodzili się dość szybko, więc nie trzeba było na to długo czekać ;). Oprócz tego, nowicjuszka wywalczyła przejście do dalszego etapu konkursu, co sprawiło, że wszystkie siostry okropnie się cieszą. Co wydarzy się dalej? Przekonacie się o tym w piątek! :D

Widzimy się niedługo ♥

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz