- Oczywiście - odpowiada. - O co chodzi?
- Przyszłam w sprawie dzisiejszej pielgrzymki...
- Tak, musisz na nią iść.
- Ale niech mnie matka wysłucha...
- Esperanzo - zwraca się do mnie poważnym tonem. - Doskonale zdaję sobie z tego sprawę, że wcale nie jesteś nowicjuszką. I że prawdopodobnie nie czujesz żadnej więzi z Bogiem. Rozumiem to, naprawdę. Wcale nie zmuszam cię do jakichkolwiek zmian w tej kwestii. Ale przypomnę ci, że jesteś tutaj po to, żeby się ukryć. A żeby nikt nic nie podejrzewał, musisz chociaż udawać, że należysz do zakonu i zależy ci na Bogu, rozumiesz?
- Tak... - rzucam. - Masz rację. Przepraszam.
- Nic się nie stało. A teraz idź i przygotuj się, bo za piętnaście minut powinnyśmy być wszystkie w kaplicy, gotowe do wyjścia.
Nie mówię nic. Po prostu kiwam głową i opuszczam pomieszczenie. Byłam zła. Nie na Concepción za to, że nie pozwoliła mi iść. Tylko na siebie, że gdyby nie ona to najprawdopodobniej już dawno sama bym się wydała.
- Jesteś gotowa? Zaraz idziemy - spotykam na korytarzu Clarę.
- Prawie. Muszę jeszcze coś dopakować i zaraz do was dołączę - zapewniam.
- Dobrze, tylko się pośpiesz - uśmiecha się do mnie i odchodzi.
Wchodzę do swojego pokoju i wyciągam z szafy plecak. Przez chwilę zastanawiam się, co powinnam do niego spakować. Kompletnie nie mam pojęcia co bierze się na takie wydarzenia. Wiem tylko, że jedzenie i picie dla sióstr będzie wiezione w jakimś samochodzie. Może wezmę kurtkę? Tak właściwie, to nie opłaca mi się jej dźwigać. Słońce świeci, a nie idziemy daleko, więc raczej na pewno nie zdąży się rozpadać. Za to słuchawki się przydadzą. Wysuwam szufladkę w mojej szafce nocnej i biorę je z niej. Przy okazji zabieram również różaniec, bo przyda się do modlitwy oraz dwie paczki chusteczek, bo zawsze warto je mieć. Biorę jeszcze kilka najpotrzebniejszych rzeczy takich jak skarpetki czy wygodne buty i ruszam do kaplicy, która wydaje się być po brzegi przepełniona wiernymi. Dołączam do sióstr stojących przy chórze. Podchodzę do Clary, która jako jedyna, stała z nikim nie rozmawiając.
- Na kogo czekamy? - pytam.
- Na księdza.
- Jeszcze się nie pojawił?
- Ksiądz zawsze pojawia się najpóźniej po to, żeby spóźnialscy pielgrzymi jednak zdążyli.
- A który ksiądz z nami idzie? - dopytuję. - Błagam, nie mów, że...
- Ojciec Fortunato - odpowiada dokańczając za mnie zdanie.
- Niech to szlag. W takim razie czeka nas dłuuuga droga - wzdycham.
Nic nie odpowiada, tylko się uśmiecha, a to dlatego, że wie, iż mam rację. Rozglądam się po kościele poszukując w miarę znajomej mi twarzy, lecz oprócz sióstr nikogo nie rozpoznaję.
- Witam wszystkich bardzo serdecznie, niech będzie pochwalony - słyszę nagle. - Miło mi, że aż tyle ludzi się tutaj zgromadziło. To wspaniałe, że każdy z was zdecydował się na indywidualną rozmowę z Bogiem podczas tej podróży. Jak dobrze wiecie, trasa nie jest długa. Mimo to, mam nadzieję, że każdy z was ma na sobie wygodne buty.
Odwracam się i widzę, że przy mikrofonie obok ołtarza stoi ksiądz Tomás. Ciekawe, czy on przyszedł tylko się z nami przywitać, czy może przypadkiem również się z nami wybiera.
- Niestety, ojcowi Fortunato coś wypadło i nie może być tutaj z nami, dlatego pojawiłem się ja.
Zaczynam się cieszyć wykrzykując "taaak!". Powiedział to, jakby usłyszał, co pomyślałam. Z początku wydawało mi się, że krzyczę tylko w myślach, lecz jak się okazało, pomyliłam się. Zrobiłam to tak głośno, że najprawdopodobniej ludzie stojący przy drzwiach, na samym końcu kaplicy, mogli mnie usłyszeć.
- Cieszę się, że ksiądz wybiera się z nami - tłumaczę się.
Tomás patrzy na mnie z uśmiechem. Widocznie ponownie udało mi się go rozśmieszyć.
- W takim razie proponuję, abyśmy udali się przed kościół i przygotowali się do wyjścia. Pierwszy przystanek mamy zaplanowany siedem kilometrów stąd. Podczas niego utworzymy spis wszystkich uczestniczących oraz będzie czas na mały poczęstunek. A później... dowiecie się co będzie później. Teraz prosiłbym o opuszczenie kaplicy i ustawieniu się na zewnątrz.
Wszyscy zaczęli powoli opuszczać świątynie. Szło to naprawdę wolno, ale po jakimś czasie w końcu udało mi się wyjść. Część z nas ustawiła się z przodu w celu prowadzenia całej grupy, natomiast pozostałe siostry szły z tyłu, aby wszystko obserwować. Mnie akurat przypadło, aby iść w tej grupie na końcu. Nie byłam z tego powodu zbyt szczęśliwa, bo szłam z zakonnicami, z którymi mało rozmawiam. Obawiałam się, że przez całą drogę nie będę miała do kogo otworzyć buzi. Westchnęłam, a zaraz po tym usłyszałam jak ktoś z przodu, bądź ze środka, krzyczy, że ruszamy. Wyciągnęłam słuchawki z kieszeni i podpięłam je do telefonu. Wybrałam utwór z playlisty i zaczęłam iść. Starałam się nie skupiać na drodze, bo wiedziałam, że zacznie mi się dłużyć. Wsłuchiwałam się w tekst i melodię piosenek. Dopiero, gdy minęło jakieś dobre pół godziny, zauważyłam, że podchodzi do nas ksiądz Tomás. Mimo to spojrzałam ponownie w ziemię udając, że tego nie widzę.
- Jak tam? Wszystko w porządku? Nie jest żadnej z was słabo? - pyta.
- Nie. Wszystkie jakoś dajemy sobie radę - odpowiada Beatriz.
- A ty Genovevo?
- Ja? Ja daję sobie świetnie radę! Czy ksiądz właśnie zasugerował, że nie potrafię przejść siedmiu kilometrów bez odpoczynku?
- Nie. Jest gorąco, każdy w taką pogodę może poczuć się gorzej.
- Na pewno nie ja - rzuca ozięble.
- W takim razie przepraszam - mówi. - A ty Esperanzo? Jak się masz?
- Ja? - wyciągam słuchawki z uszu. - Dobrze.
- Naprawdę? Idziesz jakaś taka smutna, ze spuszczoną głową całą drogę.
Skąd on może to wiedzieć? Czyżby obserwował mnie przez ten cały czas?
- Po prostu... nie miałam się do kogo odezwać, więc stwierdziłam, że najlepiej będzie, jak posłucham muzyki.
- Jeszcze nigdy nie widziałem cię takiej cichej.
- W takim razie ksiądz mało widział.
- Może masz ochotę pośpiewać? - proponuje. - Od początku ludzie proszą, żebyśmy pośpiewali pieśni, ale jakoś nie możemy znaleźć osoby, która chciałaby zacząć.
- Pośpiewać? Jasne, ja zawsze bardzo chętnie - odpowiadam z entuzjazmem.
- W takim razie musimy wyprzedzić tych ludzi, bo mikrofony są tak mniej więcej pośrodku całej grupy.
- Już się robi.
Przyśpieszam kroku i podążam za Tomasem, który idzie przede mną. Jednak, jak się okazało, niespuszczenie go z oczu pośród tylu ludzi jest praktycznie niemożliwe. Po kilku chwilach mam problem z odnalezieniem go. Nie zamartwiam się tym. Wiem, że mam iść do przodu aż znajdę ludzi z mikrofonami. Nagle czuję, że mojej dłoni dotyka czyjaś inna, ciepła dłoń. Zerkam w prawo, żeby zobaczyć do kogo ona należy i widzę księdza.
- Chodź, bo się zgubisz - śmieje się.
Ciągnie mnie za sobą trzymając delikatnie swoje palce zaciśnięte pomiędzy moimi. Staram się skupić na tym, żeby nie powchodzić w ludzi, ale ciężko mi to zrobić, gdy czuję jego rękę na swojej. Nasza droga do mikrofonów niestety bardzo szybko się kończy. Gdy tylko się przy nich pojawiamy Tomás puszcza moją dłoń i podaje mi sprzęt. Czekam chwilę aż przełoży przez siebie gitarę i będzie gotowy, żeby zacząć grać.
- To co śpiewamy? - pyta.
- Nie wiem - mówię unosząc kąciki ust.
- Na co masz ochotę?
- Ym, nie wiem - powtarzam.
- Hm, niech zgadnę.
Ojciec odpowiada mi uśmiechem. Pogłaśnia głośniki i zaczyna grać przygrywkę. Podnoszę mikrofon do ust i zaczynam śpiewać. Nie muszę czekać długo, aż cały tłum ludzi do mnie dołączy. Już po pierwszych dźwiękach słychać całkiem sporą grupkę.
Si tengo tu amor, tengo esperanza
Y gracias a ti voy a despertar
Confiando en tu luz olvidé mis miedos
Te doy mi corazón, ayúdame a soñar
|
Jeśli mam twoją miłość, mam nadzieję
I dzięki tobie się budzę
Ufając twojemu światłu zapominam o moich lękach
Tobie oddaję moje serce, pomóż mi śnić
|
Piosenka się kończy a ja z uśmiechem spoglądam na ojca Tomasa, który również się do mnie uśmiecha. Ludzie biją brawo krzycząc, żebyśmy jeszcze coś zaśpiewali. I śpiewamy. W życiu bym nie pomyślała, że na takim wydarzeniu jak to można bawić się aż tak dobrze. Może to za sprawą Tomasa? A może to dzięki tym pozytywnym ludziom? A może, i jedno, i drugie?
- Do najbliższej świątyni pozostał niecały kilometr. Tam dostaniemy koce i coś ciepłego do picia. Nie martwcie się - uspokaja ludzi ksiądz.
W ciągu dwóch godzin pogoda zmieniła się o trzysta sześćdziesiąt stopni. Jest zimno, wietrznie i na dodatek pada.
- Esperanzo, nie masz żadnej kurtki? - pyta Tomás podchodząc do mnie.
- No tak się stało, że nie wzięłam - odpowiadam.
- Dlaczego? Przecież doskonale powinnaś zdawać sobie sprawę z tego, że na takie wydarzenia zawsze bierze się coś przeciwdeszczowego i ciepłego.
- Wiem, wiem. Tylko zostawiłam swój płaszcz na łóżku. Po prostu zapomniałam go zabrać - kłamię.
- Ym, proszę - mówi ściągając swoją kurtkę, a następnie podaje mi ją.
- Ale księdzu będzie zimno... - rzucam speszona.
- Jakoś przeżyję. Nie mogę patrzeć jak trzęsiesz się z zimna.
I jakoś tak nagle robi mi się gorąco, ale mimo to sięgam po ubranie.
- Dziękuję. Niezłe show dzisiaj daliśmy, prawda? - zmieniam temat.
- Prawda. Wierni byli zachwyceni. Pewnie do tej pory byśmy śpiewali, gdyby nie deszcz, przez który trzeba było schować cały sprzęt.
- Pewnie tak. W ogóle nie wiedziałam, że ksiądz tak daje czadu na gitarze. Powinien ksiądz zostać gitarzystą w naszym chórze. Na pewno o wiele bardziej podobałyby się naszym odbiorcą pieśni.
- Kusząca propozycja - uśmiecha się. - Ale niestety muszę odmówić. Jakbym miał grać i odprawiać mszę jednocześnie?
- No to może chociaż na jakieś konkursy albo występy specjalne? - zachęcam go. - Niech ksiądz nie
odpowiada od razu. Niech się ksiądz zastanowi, prześpi z tym i dopiero wtedy da nam odpowiedź.
- Jesteś strasznie uparta - mówi śmiejąc się.
- Wiem, ale nie wydaje mi się, żeby to było złe. Po za tym...
- Proszę księdza! - przerywa mi głos jakiegoś młodego chłopaka. - Ksiądz z tutejszej parafii wyszedł po nas. Czeka przed kościołem. Siostry mówią, żebym księdza zawołał, bo trzeba się z nim przywitać.
- Oczywiście, już idę - odpowiada Tomás. - Wybacz, ale powinienem iść.
- Jasne, a co z księdza kurtką?
- Oddasz mi przy okazji.
- Na pewno będzie ich wiele - rzucam, lecz od razu potem gryzę się w język.
- Na pewno.
Słucham? Czy on mi przytaknął? Powiedziałam coś niewyobrażalnie głupiego, a on mi na to przytaknął. Wow.
- Esperanzo, pośpiesz się - prosi Diana. - Ksiądz prosił, abyśmy zaśpiewały na rozgrzanie oraz w ramach podziękowań za uchronienie nas przed deszczem. Suplicio zadecydowała, że zaśpiewamy "Glorię" z twoją solówką... - łapie oddech. - A co ty masz na sobie? To przecież nie jest twój płaszcz.
- To kurtka księdza Tomasa. Pożyczył mi ją, bo było mi strasznie zimno - mówię. - Chodźmy lepiej, bo nie chcę, żeby zaczynali śpiewać beze mnie.
Po tych słowach biegniemy wyprzedzając ludzi, którzy szli przed nami. Wchodzimy do kościoła i ustawiamy się na miejsca. Muzyka zaczyna grać i śpiewamy podczas, gdy wierni, którzy jeszcze nie dotarli wchodzą do świątyni.
Cały czas mam wrażenie, że ojciec Tomás na mnie patrzy. Może mi się tylko wydaje, a może chciałabym, żeby tak było i widzę to, co chcę. Nie istotne. W każdym bądź razie czuję jego wzrok cały czas na sobie.
- O, tutaj ksiądz jest. Przyniosłam księdzu kurtkę.
- Nie będzie ci już potrzebna? - pyta.
- Wewnątrz raczej nie. Po za tym, słońce już wychodzi i raczej nie zapowiada się na deszcz, ale jak coś, to się do księdza po nią zgłoszę - unoszę kąciki ust. - Dziękuję.
- Nie ma za co - odpowiada. - Przepraszam cię, ale muszę lecieć. Proboszcz tej parafii chciał ze mną porozmawiać.
- Jasne, rozumiem - rzucam. - Jeszcze raz dziękuję! - dodaję kiedy Tomás odchodzi.
Klękam w ławce przed ołtarzem. Chcę zacząć się modlić, ale moje myśli zupełnie mi w tym przeszkadzają. Nasze wspólne śpiewanie... to jak złapał mnie za rękę... to jak oddał mi swoją kurtkę...
- Esperanzo, nie idziesz? - słyszę Clarę. - Wszyscy piją ciepłą herbatę w zakrystii. Nie masz ochoty?
- Mam, mam. Już idę. Po prostu się zamyśliłam.
- O czym myślałaś? - pyta.
- O księdzu Tomasie - odpowiadam bezmyślnie. - O tym jak dobrym człowiekiem jest i ile robi dla ludzi...
- Tylko się nie zakochaj - wtrąca zakonnica.
- Taaak... - przytakuję
Cześć! I jak Wam się podoba najnowszy rozdział? Ledwo zaczęłam tę historię, a Esperanza i Tomás są bardzo blisko siebie, ale mam nadzieję, że nikomu to nie przeszkadza ^_^. Po za tym, jak łatwo się domyślić, nie będzie cały czas tak kolorowo ;)
Do piątku ♥
Suuper rozdział
OdpowiedzUsuńKejla<3
Dziękuję <3
UsuńMiło Cię znowu "widzieć" :D
Super rozdział
OdpowiedzUsuńMajka<3
Dziękuję, cieszę się, że się podobał ^_^
Usuń