- Chciałabym wam przypomnieć, że dzisiaj o jedenastej idziemy na cmentarz - mówi przy śniadaniu Concepción.
- Po co? - pytam.
- Dziś co trzymiesięczne odwiedzanie zmarłych sióstr i księży - odpowiada. - Trzeba się za nich pomodlić i posprzątać ich groby. Uprzedzając twoje kolejne pytanie Esperanzo, każda z nas musi się tam pojawić.
- Świetnie... - mruczę pod nosem.
- Och, nie narzekaj. Nie będzie źle - zachęca mnie Diana.
Wstaję od stołu i sprzątam po sobie naczynia. Wkładam je do zlewu, a następnie wychodzę z kuchni i idę w stronę swojego pokoju. Mam teraz trochę czasu, bo wszystkie rzeczy, które musiałam zrobić, zrobiłam wczoraj. Posiedzę w sypialni i nikomu nie będę przeszkadzać.
- Esperanzo, masz chwilę? - słyszę Tomasa. - Chciałbym z tobą porozmawiać.
- Mam masę obowiązków - kłamię.
Po rozmowie w kaplicy nie mam ochoty na wspólną wymianę zdań. Zostawia Buenos Aires. Zostawia klasztor. Zostawia nas. Zostawia mnie. Mnie.
- To naprawdę tylko chwila - mówi łapiąc mnie za rękę. - Proszę.
- O co chodzi? - pytam obracając się w jego stronę.
- Pamiętasz co ci ostatnio powiedziałem?
- Tak, doskonale - odpowiadam.
- Chciałbym cię prosić, żebyś nikomu o tym nie mówiła, dobrze?
- Dlaczego? Chcesz wyjechać tak po prostu, bez słowa? - denerwuję się. - Nie wiem, czy wiesz, ale tak się nie robi. W ogóle nie myślisz o uczuciach innych.
- Proszę, nie denerwuj się tak. Powiem siostrom o moim wyjeździe, ale chodzi mi o to, że chciałbym, aby dowiedziały się tego ode mnie. Nie od ciebie. Rozumiesz?
- Tak - rzucam. - To wszystko?
- Zrobiłem ci coś? Powiedziałem coś nie tak? - dopytuje. - Dlaczego jesteś taka zła? To moja wina?
- Nie - mówię i odchodzę.
Wchodzę do pokoju, w którym śpię i kładę się na łóżku. Chowam twarz w poduszkę i zaciskam oczy. Dlaczego on musi wyjeżdżać? To bez sensu. Kto będzie mi teraz ratował życie? Odwoził do klasztoru, gdy spóźnię się na autobus? Albo chociaż pilnował współpracy fundacji z zakonem?
- Boże, dzięki Twojemu miłosierdziu dusze wiernych odpoczywają w pokoju. Udziel łaskawie odpuszczenia grzechów Twoim sługom i służebnicom, którzy tutaj spoczywają w Chrystusie, aby uwolnieni od wszystkich win cieszyli się z Tobą bez końca. Panie, przyjmij łaskawie... - czyta Tomás. - ... Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
Wszyscy robimy znak krzyża, a następnie stoimy jeszcze przez chwilę w ciszy.
- Teraz zajmiemy się grobami, zapraszam was wszystkie za mną - mówi Concepción.
Idę za całą resztą. Kilka chwil później znajduję się na samym początku cmentarza. Siostra Beatriz podaje mi szczotkę i z rozkazu matki przełożonej mam zamiatać chodniki w okół grobów. Pfff, łatwizna. Szybko się z tym uwinę i może dzięki temu szybciej będę mogła wrócić do klasztoru. Biorę się za pracę. Mija minuta, dwie, trzy... piętnaście. Uświadamiam sobie, że jak dotąd nigdzie nie widziałam Tomasa, a przecież przyszedł tutaj z nami, bo prowadził modlitwę. Zaczynam się rozglądać. Namierzam dosłownie każdą z sióstr, ale po nim ani śladu.
- Wiecie może gdzie jest ojciec Tomás? - pytam podchodząc do grobu, przy którym kręci się najwięcej nowicjuszek.
- Pewnie przechadza się gdzieś po cmentarzu szukając opuszczonych grobów - rzuca Nieves.
W takim razie, może warto byłoby go odnaleźć. Zerkam na siostry upewniając się, że żadna z nich nie zwraca na mnie uwagi. Część jest zajęta grobem mniszki, która zmarła mając jakiś nieszczęśliwy wypadek, a pozostałe dbają o nagrobek zakonnicy, która, z tego co słyszałam, zajmowała się chórem. Robię kilka kroków w tył, a następnie skręcam i idę szukać Tomasa. Raczej nikt nie zauważył, że odeszłam. Przynajmniej mam taką nadzieję, bo pewnie zaraz zaczęto by mnie szukać.
Rozglądam się dookoła. Ta część cmentarza zupełnie różni się od tej, w której pochowani są wierni. W części, gdzie spoczywają księża i siostry groby są bardzo wysokie przez co można poczuć się jak w labiryncie. Przechodzę powoli pomiędzy nimi. Zaglądam w każdą boczną ścieżkę, jaką napotkam na drodze, lecz nigdzie nie widzę Tomasa. Gdy mam wrażenie, że przeszłam całość słyszę jak ktoś się modli. Idę w kierunku, z którego dochodzą słowa.
Przechodzę pomiędzy pomnikami i widzę coś, co kompletnie łamie mi serce. Ojciec Tomás klęczy przed grobem z poważną, smutną miną. Podchodzę bliżej i czytam napisy na nagrobkach. "Elena Ortiz", "Ernesto Ortiz".
- To twoi rodzice?
Kiwa głową w odpowiedzi i zaczyna płakać. Jeszcze nigdy nie widziałam, żeby po jego policzkach spływały łzy. Kucam obok niego. Tak bardzo nie chcę, żeby był smutny. Chciałabym, żeby się uśmiechnął i powiedział, że wszystko w porządku, ale wiem, że teraz to niemożliwe. Z resztą nie dziwię się. Ale gdy tak na niego patrzę... To po prostu serce mi się kraja...
- Umarli tak dawno... - mówię zerkając na datę ich śmierci. - A ty wciąż za nimi tęsknisz. To nieprawda, że czas leczy rany. Ja też nigdy nie uporam się ze śmiercią mojej mamy.
- Nigdy... Nigdy sobie tego nie wybaczę... - szepcze.
- Czego? - dopytuję.
W tym momencie Tomás ponownie chowa przede mną twarz i głośno szlocha. Kilka chwil później podnosi głowę i patrzy na nagrobki.
- Gdy byłem chłopcem... - zaczyna. - Pojechałem latem na obóz. Pewnego dnia bardzo rozbolał mnie brzuch. Zadzwoniłem do nich i powiedziałem, że chcę wracać do domu. Odpowiedzieli, że przyślą po mnie szofera, ale ja nalegałem. Bardzo zależało mi na tym, żeby to właśnie oni po mnie przyjechali. I stało się... - bierze głęboki wdech. - Po drodze zginęli w wypadku.
Słucham? Boże, przecież to okropne. Zakrywam dłonią usta starając się nie rozpłakać. Ale nie potrafię. Ta historia za bardzo mną poruszyła. To straszne. Stracił tak bliskie osoby, w tak młodym wieku. I jeszcze twierdzi, że to jego wina.
- Do tej pory zastanawiam się, co by było, gdybym tak bardzo nie nalegał... Gdyby nie wsiedli do samochodu i nie ruszyli po mnie... Pewnie... Pewnie by jeszcze żyli... - mówi podczas, gdy z oczu lecą mu łzy.
- Byłeś dzieckiem. Nie możesz się za to obwiniać - staram się go pocieszyć. - To normalne, że gdy się źle czujesz, to dzwonisz do rodziców. Każdy dzieciak tak robi - zapewniam przecierając policzki. - To był wypadek. Tragedia.
- Która sprawiła, że moje życie potoczyło się zupełnie inaczej.
Na moment patrzy mi w oczy. Unosi delikatnie kąciki ust, po czym ponownie obraca wzrok i wpatruje się w grób.
- Tylko raz w życiu rozmawiałem o tym, ze swoim bratem. Miało to miejsce wczoraj. Wiedziałem, że mnie za to nienawidzi. Nie myliłem się. Powiedział mi to wczoraj prosto w twarz. Ma rację - stwierdza i ukrywa twarz w dłoniach ponownie płacząc.
- Nie, nie ma racji.
- To była moja wina.
- Nie - rzucam i przytulam go do siebie zaciskając oczy.
Tomás kładzie głowę na moim ramieniu i wypłakuje się w nie. Boże, tak strasznie nie chcę, żeby on się o to obwiniał. Nie chcę, żeby myślał, że to przez niego jego rodzice odeszli. Nie chcę, żeby był smutny.
- Ciii... - szepczę i odsuwam się trochę od niego.
- Zostań ze mną - prosi, a ja z powrotem go do siebie przytulam.
Jest załamany. Chciałabym go jakoś pocieszyć, lecz nie wiem jak. Gdy tak patrzę na jego łzy, nie mogę uwierzyć, że coś tak okropnego przytrafiło się tak wspaniałemu i dobremu człowiekowi. Nie zasłużył na takie cierpienie. Każdy inny, lecz nie on. Nie Tomás. Nie ojciec Tomás...
- No proszę, kto to widział, żeby nowicjuszka obejmowała się z księdzem - słyszę nagle. - I to na cmentarzu.
Po głosie poznaję, że adresatem tych słów jest Genoveva. W jej krótkiej wypowiedzi jest wiele prawdy. Nie powinnam przytulać księdza. Tym bardziej tutaj. Ale nie potrafiłam patrzeć na to jak cierpi. Chciałam, żeby chociaż odrobinę zrobiło mu się lżej. Tomás odsunął się ode mnie. Pociągnął nosem i przetarł oczy.
- Opowiedziałem jej historię moich rodziców - zapewniał.
- Ależ ojcze, wierzę - mówi zakonnica. - Ale w to, co wierzę ja, nie wszyscy muszą wierzyć. Co pomyśleliby wierni, gdyby was tutaj zobaczyli.
- Masz rację. Lepiej będzie... jak już pójdę - twierdzi patrząc na mnie.
Nie mówię nic. Patrzę na niego jak wstaje, a następnie znika pomiędzy grobami. Wzdycham i zerkam na nagrobki jego rodziców. Przecież to naprawdę nie jego wina... Każde dziecko, gdy się źle czuje chce się zobaczyć z rodzicami... On miał ledwo dziesięć lat... Nie wyobrażam sobie życia bez mojej mamy w tak młodym wieku.
- Esperanzo, wracamy do klasztoru - mówi zakonnica.
- To wracajcie - odpowiadam. - Ja zostaję tutaj.
- Musisz iść. Matka przełożona nie dała ci zgody na pozostanie poza klasztorem. Po za tym, dzisiaj przyjeżdża biskup. Musimy być w komplecie.
- Nie martw się o mnie, dam sobie radę - rzucam. - A biskup jakoś przeboleje, że mnie nie ma.
Siostra wzdycha, po czym zostawia mnie samą, lecz nie na długo. Po kilku minutach pojawia się Concepción. Podchodzi do mnie i zerka na grób rodziców Tomasa.
- Na pewno chcesz tutaj zostać? Wiesz, że to nie jest dobry pomysł?
- Chcę. Chcę być sama. Muszę pomyśleć.
- W takim razie zostań - głaszcze mnie po głowie.
Mija trochę czasu nim wracam do klasztoru. Potrzebowałam to wszystko poukładać. Tragedia, która miała miejsce w rodzinie Ortizów była straszna, a jej skutki widać do teraz. Nie chcę, żeby Tomás miał poczucie winy, bo tak naprawdę, prawie wcale nie miał wpływu na to co się stało.
- Nie przyszedł na kolację. Zaniosłam mu tackę i zostawiłam pod drzwiami, ale jestem pewna, że jej nie tknął - słyszę wchodząc do budynku.
- Przecież to chore co on robi. Jeszcze zrobi sobie krzywdę.
- Nikt nie zasługuje na taką karę - krzyczy Diana. - No może nie. Ale on na pewno nie - dodaje po chwili.
Wszystkie te głosy dochodzą z kuchni. Chcę się dowiedzieć, co się dzieje. Już zamierzam tam iść, gdy nagle z biura wychodzi matka przełożona.
- O co chodzi? Dlaczego wszystkie siostry są takie zdenerwowane? - pytam.
- Ksiądz Tomás...
- Co? Co z nim? - przerywam jej, bo w głowie przelatują mi same złe myśli. - Coś mu się stało?
- Wyznaczył sobie bardzo surową pokutę. Dwa dni bez spożywania posiłków, wychodzenia z pokoju i kontaktu ze światem. Tylko on i modlitwa.
- Boże, przecież to straszne - szepczę zakrywając dłonią usta. - Dlaczego to zrobił?
- Nie wiemy. Gdy wróciliśmy z cmentarza niecałą godzinę później pojawił się tutaj biskup. Rozmawiali w zakrystii przez dłuższą chwilę, a później poszli na spowiedź. Gdy z niej wrócił zamknął się u siebie. Biskup powiedział nam tylko o jego pokucie, a następnie wyszedł. Z resztą nie mógł powiedzieć nic więcej. Obowiązuje go tajemnica spowiedzi.
- Może ja spróbuję z nim porozmawiać? Przecież on nie może nic nie jeść przez dwa dni.
- Nie sądzę, że to coś da, ale zawsze możesz spróbować.
Po tych słowach idę od razu pod jego pokój. Widzę, że przed drzwiami stoi taca z jedzeniem. Talerz i kubek pełne. Pukam do drzwi.
- Ojcze Tomasie - mówię. - Proszę księdza, niech ksiądz otworzy.
Nic. Żadnej odpowiedzi. Tym razem mocno walę pięścią.
- Tomás otwórz. Chcę z tobą porozmawiać.
Cisza. Siadam i opieram się o ścianę. Nie jestem głupia. Wiem, że to przeze mnie. To przeze mnie się tam zamknął. Przez to, co się stało dzisiaj na cmentarzu. Najgorsze jest to, że tak właściwie nic złego nie robiliśmy. Próbowałam go tylko jakoś pocieszyć. A teraz siedzi zamknięty w pokoju bez jedzenia i picia sam z Panem. Proszę tylko, żeby dał radę albo zrezygnował z tego pomysłu. Zadawanie sobie samemu cierpienia nie jest zbyt dobrym pomysłem. Boże, uświadom mu to. Błagam.
- Zrób coś - szepczę, a po policzku spływa mi łza. - Niech on da sobie spokój... Już zbyt wiele dzisiaj przeżył. Proszę. Zrobię wszystko co będziesz chciał. Będę się codziennie modlić po kilka razy. Zacznę po sobie sprzątać. Przestanę tyle gadać. Odsunę się od niego. Tylko proszę, niech on się nie krzywdzi...
Cześć wszystkim! Jak podobał się Wam rozdział? Chyba nie muszę mówić, że scena na cmentarzu przy grobie rodziców Tomasa również jest jedną z moich ulubionych (do tej pory jak ją oglądam to płaczę :')) i nie mogło jej tutaj zabraknąć. Mam nadzieję, że bardzo jej nie zniszczyłam ;)
Do zobaczenia jutro ♥
Ostatnio też zaczęłam oglądać ten serial. Jest świetny, pokochałam go ❤ Świetny rozdział
OdpowiedzUsuńKejla <3
Naprawdę? To super ♥
UsuńPewnie masz spore zaległości w odcinkach. Z doświadczenia wiem, że nie tak łatwo to nadrobić :D
Dziękuję. Cieszę się, że się podobał :)