środa, 14 września 2016

Rozdział 7 - Chciałam się z tobą pożegnać. I przeprosić za to, co powiedziałam dzisiaj w nocy

Nie mogę spać. Myśl o tym, że ksiądz Tomás jutro wyjeżdża nie pozwala mi zasnąć. Lubię go. Bardzo go lubię i nie chcę się z nim rozstawać. Nie znamy się zbyt długo, ale mam wrażenie, jakbyśmy znali się od zawsze. Siadam na łóżku i sięgam różaniec z półki.
- Esperanzo, coś się stało? - pyta Diana, którą najwidoczniej przez przypadek obudziłam.
- Nie, nie. Mam problem ze snem. Wyjdę się trochę przewietrzyć. Zaraz wracam.
Wychodzę z pokoju i idę do kaplicy. Wchodzę do środka i podchodzę jak najbliżej ołtarzu. Klękam w jednej z pierwszych ławek. Jeszcze kilka lat temu ciężko mnie było zmusić, żebym się pojawiła się w kościele, a teraz jestem tutaj z własnej woli.
- Boże, potrzebuję twojej pomocy - mówię. - Wiem, że to co ci zaraz powiem wydaje się zupełnym szaleństwem, ale nic na to nie poradzę... - pociągam nosem. - Zakochałam się. Zakochałam się... Niby nic takiego... Ale teraz jestem nowicjuszką... a on księdzem... - wycieram łzy z policzków. - Proszę, pomóż mi. Wiem, że taka miłość jest niemożliwa. Dlatego potrzebuję, abyś dodał mi siły. Proszę. Nie chciałam, żeby tak się stało. Nic nie poradzę. Pomóż mi...
- Esperanzo, co tutaj robisz? - słyszę nagle męski głos.
Odwracam się niepewnie. Wszędzie poznam ten głos. To ojciec Tomás. Przecieram szybko oczy. Nie chcę, żeby widział, że płakałam.
- Nie mogłam zasnąć, więc przyszłam się pomodlić - odpowiadam mu. - A ksiądz? Myślałam, że jest ksiądz u siebie w domu.
- Byłem, ale przyjechałem. Muszę sprawdzić, czy niczego nie zapomniałem.
- Nie lepiej byłoby się księdzu wyspać? Czeka księdza długa droga do nowej parafii.
- Miałem problem ze snem. Stwierdziłem, że może zrobię coś pożytecznego zamiast kręcić się w łóżku - oznajmia. - Chyba przeszkodziłem ci w modlitwie. Lepiej będzie, jak już pójdę.
- Akurat kończyłam - zapewniam go.
- W takim razie, dobrej nocy Esperanzo.
- Dobranoc - mówię i odprowadzam go wzrokiem do wyjścia. - Widzisz? Właśnie o tym mówiłam - zwracam się z powrotem do Boga. - Wiem, że jego wyjazd sprawi, że może się odkocham. Tak będzie lepiej dla niego. Niekoniecznie dla mnie.
Robię znak krzyża, po czym wychodzę z ławki i idę do kuchni, aby zrobić sobie herbatę. Wstawiam wodę w czajniku i czekam aż się zagotuje. Gdy mój napój jest gotowy siadam przy stole i zaczynam go powoli pić. Upijam łyka, po czym odstawiam kubek i przejeżdżam palcem po jego brzegach. Wpatruję się w jakiś punkt przed sobą myśląc o Tomasie. Czy możliwe jest, żeby słyszał to, co powiedziałam w kaplicy podczas modlitwy? Raczej nie. Nie wydaje mi się. Przecież wszedł do środka chwilę później. A nawet jeśli, to i tak nic się przez to nie stanie... Wyjeżdża. Zostawi mnie tutaj.
Zaczynam sobie pod nosem nucić. Od małego uwielbiałam muzykę. Może nie potrafiła leczyć, ale zawsze w jakiś sposób pomagała.
Como haremos? No puedo evitar mirarte 
No puedo evitar pensarte 
No puedo sin perder la razón
Co zrobimy? Nie mogę przestać na ciebie patrzeć 
Nie mogę przestać o tobie myśleć 
Nie mogę nie tracąc rozumu
Nawet nie zauważyłam, kiedy moje zwykłe nucenie zamieniło się w śpiewanie. Widzę, że do pomieszczenia po cichu wchodzi ojciec Tomás. Od razu milknę. Myślałam, że jest w zakrystii.
- Nie przestawaj. Kontynuuj - prosi.
Ya sabemos que todo esto es imposible
Amar a veces no es tan simple
Guardamos un secreto entre los dos
Y lloro por tu amor
Mientras te miro a los ojos
Buscando el perdón de Dios
Wiemy, że to wszystko jest niemożliwe
Miłość czasami nie jest taka prosta
Utrzymajmy to w tajemnicy pomiędzy nami
I płaczę za twoją miłością
Podczas, gdy patrzę ci w oczy
Poszukuję przebaczenia Boga
- Masz śliczny głos - mówi.
- Dziękuję.
- Naprawdę. Chyba jeszcze w życiu nie słyszałem tak pięknej barwy.
- Niech już ksiądz nie przesadza - uśmiecham się, a chwilę później ziewam.
- Dlaczego nie jesteś u siebie? - pyta siadając na krześle obok.
- Jakoś nie chciało mi się iść spać. Przyszłam więc tutaj, żeby napić się herbaty - odpowiadam. - A ksiądz? Sprawdził już ksiądz czy wszystko zabrał?
- Tak. Właśnie szedłem do swojego pokoju się położyć, gdy usłyszałem ciebie.
Kiwam głową i zerkam w podłogę. Tak bardzo będzie mi go brakować, gdy wyjedzie...
- Musi ksiądz jechać? - pytam.
- Niestety, taki mam obowiązek.
- Ale przecież mógłby ksiądz zostać proboszczem w naszej parafii. Doskonale ksiądz wie, że ojciec Fortunato nie może wrócić do swoich obowiązków. Dlaczego więc...?
- Obiecałem, że się tam pojawię - przerywa mi. - Nie mogę cofnąć obietnicy. Tam brakuje księdza. Wierni mnie tam potrzebują.
- A ja potrzebuję cię tutaj. To się już nie liczy? - patrzę na niego z żalem. - Pójdę już spać. Późno już - oznajmiam.
- Esperanzo...
- Dobranoc - rzucam i wychodzę na korytarz.
Dlaczego ja to powiedziałam? Naprawdę powinnam się nauczyć myśleć przed mówieniem. Pociągam nosem i przecieram oczy. Nie chcę, żeby mnie zostawił. Nie chcę. Potrzebuję go blisko. To dzięki niemu łatwiej przetrwać mi te dni w klasztorze. To on sprawia, że coraz rzadziej gadam głupoty. Jego obecność umila mi każdy dzień i pozytywnie na mnie wpływa. On musi być blisko mnie...

Budzę się. Właśnie zaczyna się jeden z gorszych dni. Patrzę w telefon. 7:51. Dość wcześnie. Byłam pewna, że nie wstanę przed dziesiątą. A jednak. Tomás ma pociąg około jedenastej, więc raczej zdążę się jeszcze z nim pożegnać. Mam nadzieję. Wiem, że jak się ostatnio widzieliśmy nie sprawiłam takiego wrażenia, ale naprawdę tego chcę.
- Będzie mi go tutaj brakować - słyszę nagle głos Diany zza drzwi, które chwilę potem się otwierają.
- Mów ciszej, Esperanza może jeszcze spać - ucisza ją Nieves.
- A no tak - rzuca. - W każdym bądź razie, oby tylko podróż minęła mu bezpiecznie.
- O kim mówicie? - pytam siadając.
- O ojcu Tomasie.
- Wyjechał już? - dopytuję posmutniałym tonem.
- Tak. Znaczy nie. Kilka minut temu opuścił klasztor. Mówił, że musi iść jeszcze do domu po swoje rzeczy. Wyszedł wcześniej, bo stwierdził, że pojedzie wcześniejszym pociągiem, aby zjawić się w nowej parafii pod wieczór, a nie w nocy.
W takim razie jednak nie mam aż tyle czasu. Muszę się pośpieszyć. Może uda mi się go gdzieś złapać. Na pewno mi się to uda. Biorę habit z szafy i pędzę do łazienki. Biorę szybki prysznic, rozczesuję włosy, ubieram się i wybiegam. Jestem już przy drzwiach, gdy nagle słyszę głos Genovevy. Ta kobieta zawsze jest w złym miejscu w nieodpowiednim czasie.
- A dokąd to się wybierasz? Powinnaś jeść z nami śniadanie.
- Równie dobrze mogę o to zapytać ciebie, ale nie zrobię tego, bo za bardzo się śpieszę. Cześć! - rzucam i opuszczam klasztor.
Wiem, że źle postąpiłam nie prosząc matki przełożonej o pozwolenie, ale gdybym to zrobiła mogłoby już być za późno. Dokąd iść? Czy do domu, czy na staję? Myślę jeszcze przez chwilę, ale ostatecznie stwierdzam, że lepiej będzie, jeśli pójdę na staję. To jest ostatnie miejsce w jakim mogę go złapać, więc nie będę ryzykować. Biegnę w stronę przystanku. Widzę, że właśnie podjechał autobus. Jednak na moje nieszczęście odjeżdża dosłownie sekundę przed tym, jak znajduję się przy drzwiach. Niech to szlag! Podchodzę do rozpiski odjazdów. Do następnego, który będzie jechał w tamtą stronę pozostało dwadzieścia minut. To za dużo. Zdecydowanie za dużo. Pobiegnę, nie mam innego wyjścia.

Czterdzieści minut później zadyszana wbiegam na stację. Zgubiłam się. Kilkanaście razy musiałam pytać ludzi o drogę. Ciężko być dziewczyną z małego miasteczka mieszkającą w stolicy.
- Bezpośredni pociąg do Córdoby odjeżdża za dziesięć minut z peronu numer 4 - słyszę informację.
Rozglądam się dookoła. Patrzę na znaki i wiem już, w którą stronę mam iść. Ruszam. Zbiegam po schodach na dół i skręcam w lewo. Okazuje się, że pomyliłam kierunki i muszę zawrócić. Biegnę najszybciej jak tylko potrafię. Zerkam na ścianę i widzę znak, dzięki któremu wiem, że gdy wbiegnę na górę powinnam znaleźć się na dobrym peronie. I w momencie, w którym znalazłam się tam, gdzie chciałam pociąg odjeżdża. Na dodatek pani mówiąca przez głośniki jeszcze mocniej mnie w tym utwierdza.
- Pociąg do Córdoby właśnie opuścił swój peron. Następny odjazd planowany jest na godzinę 11:13.
Nie udało mi się go dogonić. A tak niewiele brakło... Podczas drogi ani razu nie przemknęło mi przez myśl, żeby sobie darować, bo wiedziałam, że uda mi się dotrzeć na czas. Zabrakło mi dosłownie kilku minut. Nawet sekund. Gdybym tylko zdążyła na tyle, żeby wskoczyć do środka, na pewno bym to zrobiła.
- Przepraszam, czy pociąg do Córdoby już odjechał? - słyszę za sobą.
- Tak, przed chwilą - odpowiada jakaś kobieta.
- Niech to. Dziękuję.
Ten głos wydaje mi się całkiem znajomy. Obracam się. Czyżby to był...? Nie, niemożliwe.
- Ojciec Tomás? - krzyczę.
- Esperanza?
Tyle mi wystarczy, żeby wiedzieć, że to on. Podchodzę bliżej i mocno się do niego przytulam. Czuję jego dłonie na swoich plecach. To takie wspaniałe uczucie... Być w jego ramionach. Chyba jeszcze nigdy nie czułam się tak bezpiecznie...
- Nie wyjechałeś... - szepczę patrząc mu w oczy.
Nie odpowiada nic. Przytula mnie do siebie, a ja wtulam głowę w jego pierś. Dopiero po kilkudziesięciu sekundach odsuwamy się od siebie.
- Spóźniłem się - oznajmia mi, gdy stoimy w bezpiecznej od siebie odległości.
- Tak. Pociąg odjechał dosłownie minutę przed tym, jak pojawiłeś się na peronie.
- Co ty tutaj robisz?
- Chciałam się z tobą pożegnać. I przeprosić za to, co powiedziałam dzisiaj w nocy. Czasami jestem egoistką i myślę tylko o sobie. Naprawdę tego żałuję. Wybaczysz mi?
- Tak - uśmiecha się do mnie.
- To świetnie - unoszę kąciki ust. - To co teraz zrobisz? Następny pociąg masz dopiero za trzy godziny. Wracasz do domu?
- Nie. Droga zajęłaby mi za dużo czasu. Zostanę tutaj.
- Zaczekać z tobą? - proponuję. - Zawsze lepiej być w towarzystwie niż samemu.
- Możesz?
- Jasne, dlaczego nie?
- Założę się, że gdy wychodziłaś nie prosiłaś matki przełożonej o pozwolenie na aż tak długie opuszczenie klasztoru.
Ups, tak się składa, że w ogóle nie prosiłam jej o jakiekolwiek pozwolenie.
- Nie mówiłam jej na ile wychodzę. Jeśli będzie pytała, wytłumaczę jej to. Nic takiego się nie stanie.
Tomás zaczyna się śmiać. Jest, znowu mi się udało.
- W takim razie chodź.
Wchodzimy do najbliższej kawiarni i zajmujemy miejsce przy dwuosobowym stoliku. Ksiądz idzie złożyć zamówienie, a zaraz potem wraca.
- Już się bałam, że nie uda mi się cię dogonić. Wbiegłam na peron w momencie, gdy pociąg odjeżdżał.
- Na twoje szczęście się spóźniłem.
- Bardzo jesteś zły z tego powodu?
- Nie. Chciałem wsiąść we wcześniejszy pociąg tylko po to, żeby nie pojawić się tam w nocy, aby proboszcz tamtejszej parafii nie musiał na mnie tak długo czekać. Ale trudno. Nie zawsze wszystko nam wychodzi.
Rozmowę przerywa nam kelnerka, która podaje zamówienie. Nie wiedziałam, że Tomás mi coś zamówił. Jak się okazało, dostaję kawę i ciastko. Nie powiem, cieszę się, bo wybiegłam z klasztoru bez śniadania. Wracamy do naszej rozmowy, ale zupełnie zmieniamy jej temat. Zaczynamy rozmawiać o czymś innym. I tak leci nam czas. Trochę żartujemy, trochę rozmawiamy o Kościele i trochę o rodzinie, gdy nagle zerkamy na zegarek i mijają trzy godziny. Tak nagle. Przez ten czas zdążyłam się dowiedzieć bardzo wielu rzeczy z nim związanych. Wiem, że jego najlepszy przyjaciel z dzieciństwa ma ksywkę Kot, a Maximo bardzo go nie lubi. Oprócz tego Juana, gosposia która pracuje w jego domu, pracowała w nim od zawsze. No, może nie od zawsze, ale od bardzo, bardzo dawna. Chciałabym dowiedzieć czegoś jeszcze o jego rodzicach, ale wolę nie poruszać tego tematu, bo wiem, że nie jest on dla niego łatwy.
- Powinienem się już zbierać - oznajmia.
- Oczywiście. Żadne z nas nie chce, żeby ponownie się ksiądz spóźnił - zapewniam go.
Wstajemy od stołu, Tomás bierze swoje bagaże i wychodzimy. Zmierzamy w stronę peronu czwartego, który jest bardzo blisko. Pociąg już czeka. Jednak Tomás nie rzuca krótkiego "cześć" i wchodzi do środka. Zatrzymuje się i patrzy mi w oczy.
- Chyba czas się pożegnać - mam wrażenie, że lekko załamuje mu się głos.
- Chyba tak... - odpowiadam. - Żegnaj. Miłej podró...
Nie udaje mi się skończyć, bo nagle on przytula mnie do siebie. Nie twierdzę, że mi to przeszkadza. Wręcz przeciwnie, bardzo mi się to podoba. Ale wiem, że przez to nie będę mogła powstrzymać emocji, bo prędzej czy później się rozpłaczę. I chyba właśnie zaraz nadejdzie taki moment...
- Będę tęsknił... - szepcze mi do ucha.
Całuje mnie w głowę, a następnie wypuszcza z uścisku, bierze walizkę i idzie w stronę pociągu. Zanim jednak do niego wchodzi patrzy na mnie ze smutkiem. Chciałabym się uśmiechnąć, poprawić mu nieco humor, ale nie potrafię.
- Ja też... - mówię, gdy on jest już w środku. - Bardziej niż ci się wydaje...

Cześć! Co sądzicie o nowym rozdziale? Ojciec Tomás wyjechał. Co teraz zrobi Esperanza? Czy to aby na pewno koniec ich wspólnej historii? Tego dowiecie się już w piątek ;).

Do następnego ♥

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz